Echogorzowa logo

wiadomości z Gorzowa i regionu, publicystyka, wywiady, sport, żużel, felietony

Jesteś tutaj » Home » Renata Ochwat: Moje irytacje i fascynacje »
Anieli, Kasrota, Soni , 28 marca 2024

O urokach dziecięcych zabaw będzie

2016-09-23, Renata Ochwat: Moje irytacje i fascynacje

Kiedy mowa o zabawach dziecięcych, to wszyscy jednym głosem mówią – taż komputer, taż nie ma czasu taki dzieciak, żeby się dobrze gdzieś bawił poza własnym domem lub szkołą.

No nie ma czasu taki dzieciak, bo ów rzeczony komputer, bo zajęcia rozliczne, bo mama i babcia pilnują, bo język, bo szermierka, bo pływanie, bo taniec, bo… No i tych bo jest cała masa. Fakt, małe i maleńkie są mocarnie zajęte. Bo trzeba właśnie różnych umiejętności nabywać, żeby potem w dorosłym życiu mieć kartę przetargową. Znaczy to tak, że jeszcze studiów ktoś nie skończył, jakichkolwiek, a już ma CV takie, że o zawrót głowy może przyprawić. Taka jest norma. Inna rzecz, dobra czy zła. Taki trynd.

A ja właśnie odkryłam taki mały dziecięcy azyl. W samym środku wielkiego…, i tak dalej miasta, przeze mnie od zawsze zwanego słowem, którego raczej używać nie mogę, żeby nadredaktora wielce szanowanego portalu o palpitacje serca nie narażać.

Otóż azyl dziecięcy mieści się na placu Staromiejskim. Tam stoją wysokie bloki, jest węzeł sklepowo-gastronomiczny, obok jest klasztor ojców kapucynów oraz jest ścieżka mocno koślawa prowadząca do FG i Muzeum Lubuskiego. I tam przy tej koślawej ścieżce jest miejsce oznaczone i rzadkie na różnych osiedlach miejskich, które głosi – tu można składować gabaryty wielkoformatowe. Wielkoformatowe, znaczy jakieś resztki mebli, albo Bóg wi co. No i właśnie w tym kątku jakiś czas temu niewielkim ktoś umieścił starą kanapę. Taką niebieską. No i dzieciaki okoliczne, znaczy z tych wysokich budynków, tę kanapę natentychmiast zagospodarowały. Przetargały pod pobliską jabłonkę, zrobiły zaporę, tak, aby miejsce zasłonić przed dorosłymi. No i dobrze się tam bawią. Mam na myśli dzieciarnię w wieku około lat 10. I dobrze im tam we własnym świecie jest.

I jak dla mnie to jest fantastyczna sprawa. Znaczy nie komputer, nie jakieś inne rzeczy, te wymagane przez szkołę, mamę i tatę (bo to oblig i z tym nie dyskutujemy) są ważne. Ważne jednak jest podwórko i koledzy oraz koleżanki. Własny świat. I jak to dobrze, że ta niebieska, sfatygowana kanapa pod dziką jabłonką na placu Staromiejskim jest takim światem prywatnym i osobnym dzieci. Jak dobrze. Znaczy komputer dobrze, angielski dobrze, jazda konna dobrze i cokolwiek innego jeszcze, ale jednak nasz świat z tą niebieską sfatygowaną kanapą na tyle jest ważny, że zrobiliśmy dużo, aby ten właśnie nasz świat stworzyć. I wara dorosłym od nas. No i super.

To jak z „Chłopców z placu Broni” Ferenca Molnara albo w nieprosty sposób z „Tajemnicy Abigel” Magdy Szabo. Dzieciaki tworzą własne światy. I jak super, że im się udaje, właśnie tu, w sercu tego dziwnego miasta. Ja za te dzieciaki trzymam kciuki. A jak zechcą o Nemeczku posłuchać, to tam pod tą jabłonką przysiądę, na tej niebieskiej kanapie, albo na ziemi i im opowiem. I może urodzi nam się lokalny plac Broni, bo w Budapeszcie już go dawno nie ma. Sprawdziłam ostatnio. Nie ma.

A teraz z innego kątka. Po prawdzie z lekką odległego. Ale i też naszego. Znów się zaczyna jakaś dziwna jazda wokół Przystanku Woodstock. Ledwie jeden się skończył, jeszcze nie odbył się kolejny Finał Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy, a już są zakusy i jazdy wobec następnego Przystanku. Podziwiam Jerzego Owsiaka, że mu się jednak chce. Chce mu się walczyć. Nie o siebie, ale o ludzi, którzy mu wierzą i którzy nie mają wątpliwości, w to, co robi. Chce mu się walczyć z polityczną granicą. Jaka szkoda jednak, że ta polityczna granica nie chce przyznać, ile dobrego Jurek, ile my za Jurkiem sprawiliśmy, że szpitale w kraju naszym wyglądają tak, jak wyglądają. Powtórzę więc, to wolny kraj, jeszcze. Każdy może sobie wybierać. Ja sobie wobec tego wybieram opcję Owsiak i jego fundacja. Jego finał, jego Przystanek. Składam się na te wydarzenia. Groszami, bo na więcej mnie nie stać. Ale się składam. Mam więc moralne prawo do korzystania ze sprzętu Fundacji, jaką zakupiła na rzecz potrzebujących. Jak kto się z Jerzym Owsiakiem nie zgadza, to ma prosty myk. Do portfela, do dowodu osobistego, paszportu, jakkolwiek, wkłada informację prostą. Brzmi ona tak: Nie zgadam się na leczenie i ratowanie mojego życia, ani nikogo z mojej rodziny przy wykorzystaniu sprzętu zakupionego przez WOŚP.

No i zobaczymy, co się wydarzy. Kolejny raz to powtórzę, kolejny raz. W sytuacji granicznej, kiedy trzeba ratować życie ukochanej osoby, a ja przez to przeszłam, robi się wszystko. I nawet to serduszko, ten znak nie przeszkadza, bo ratować trzeba. I dlatego zanim pluć będzie ktoś na Jurka Owsiaka, niech się pięć razy zastanowi, zanim karteczkę z info – Nie chcę ratowania życia przy wykorzystaniu aparatury WOŚP – włoży do portfela. Bo może się okazać, że innego sprzętu nie ma. NIE MA. Bo tak wygląda stan polskiej służby zdrowia.

Tak więc, nie plujmy na Jurka, nie rzucajmy mu kłód. Niech będzie Finał zimowy, niech będzie kolejny Przystanek za kilka miesięcy w tym mieście, gdzie rządzi światły burmistrz i ma światłych ludzi do pomocy. Myślę między innymi o dyrektorze KCK.

Ps. Jeszcze miało być o innych rzeczach, ale jak wszyscy czytający wiedzą, każdy tekst ma swoją pojemność. No nie da się dłużej. Dodam, kolejny raz przeszłam pieszo planowanym rondem obok Białego Kościoła (kościółek jakoś nie, kościół bardziej) i tam naprawdę nic. NIC się nie dzieje. No cóż.

X

Napisz do nas!

wpisz kod z obrazka

W celu zapewnienia poprawnego działania, a także w celach statystycznych i na potrzeby wtyczek portali społecznościowych, serwis wykorzystuje pliki cookies. Korzystając z serwisu wyrażasz zgodę na przechowywanie cookies na Twoim komputerze. Zasady dotyczące obsługi cookies można w dowolnej chwili zmienić w ustawieniach przeglądarki.
Zrozumiałem, nie pokazuj ponownie tego okna.
x