Echogorzowa logo

wiadomości z Gorzowa i regionu, publicystyka, wywiady, sport, żużel, felietony

Jesteś tutaj » Home » Renata Ochwat: Moje irytacje i fascynacje »
Sergiusza, Teofila, Zyty , 27 kwietnia 2024

No i mamy złoto!!!!

2016-09-26, Renata Ochwat: Moje irytacje i fascynacje

Kiedy szłam na stadion w rzece ludzi w barwach klubowych i komentujących, że innego rozdania sobie nie wyobrażają, niż mistrzostwo, miałam mieszane uczucia. Czasami bywam bowiem przesądna.

Prawdziwy kibic, taki z kościami i sercem nie powinien ani na chwilkę wątpić w swoją drużynę. Ja też nigdy nie wątpię, jeśli chodzi o Stal i Wandzię Kraków. Ale tym razem, nie wiem zresztą czemu, coś mi nie tak stykało w myślach. Powodów było kilka. Po pierwsze ta przewaga ośmiu punktów w pierwszym meczu o mistrzostwo na Motoarenie w Toruniu. Niby osiem punktów przewagi, to nie dużo, ale jak się okazało, całkiem sporo, żeby wierną kibickę, ale i innych o palpitacje serca przez cały mecz przyprawiać. Po drugie kiedy w kanale sportowym zaczęłam oglądać relację z walki o brąz na W69, to była ona poprzedzona migawką z miasta nad trzema rzekami. A tam ni mniej, ni więcej, dziennikarz gadał z Bolem, ups, przepraszam, z drugim trenerem Piotrem Paluchem, tym, który dwa lata temu doprowadził Stal do mistrzowskiego tytułu. Dziennikarz ów poprosił trenera, aby wszedł na podium. Bolo wszedł, a ja sobie pomyślałam, błąd. Nie wolno zapeszać.

No i z takimi myślami dotarłam na stadion. Tu gala otwarcia meczu, a ultrasi już świętowali tytuł, po który zawodnicy dopiero jechali. No i znów zonk. Znów się włączył zapeszacz.

Ale się zaczęło, było na dwoje babka wróżyła, bo co Stal odskoczyła Aniołom, to Anioły doganiały. Było jednak emocjonująco bardzo. Dlatego kibice mówili o zawale serca, o konieczności przyjmowania relanium przed takimi meczami. No były emocje.

Ale też było parę fajnych momentów. Takim był ten, kiedy do startu szykował się kapitan Stali Przemysław Pawlicki, nagle na torze w charakterze technicznego, ale w Stalowym polarze pojawił się ni mniej, ni więcej jego brat Piotr Pawlicki, też znakomity żużlowiec. Moja ekipa stałych od lat kibiców przyjęła Piotrka brawami i komentarzami, że do twarzy mu w żółto-niebieskiej barwie i czekamy. A w kolejnym biegu, kiedy Przemek zmienił motor, to właśnie Piotrek leciał przez murawę, bo się okazało, że kraniki były zakręcone i diabli wiedzą, co by się stało, bo może by i tego złota nie było. Piotr dał radę, i co więcej, zdążył w te dyrdy pośpieszne wrócić do parkingu przed zamknięciem bramy. I też dostał brawa. Bo zgodnie z przepisami nie mógł zostać na murawie. Kibicom jego rajza bardzo się podobała, bo to są właśnie takie nieoczywiste, ale przesympatyczne wydarzenia. No i wówczas zapeszacz ostatecznie poszedł sobie precz.

A potem to już Stal odskoczyła na bezpieczną różnicę punktów. Potem Anioły przywiozły 5 do jednego. I zrobiło się trudno. A jeszcze potem był ów fantastyczny 14 bieg, po którym już nikt nie usiadł. Wszyscy stali i się darli, jak to zwykle bywa. Stal została po niewielkiej przerwie znów mistrzem Polski w drużynie. Oj działo się, działo. Natychmiast obsługa zaczęła latać ze specjalnymi koszulkami mistrzowskim. Była radość wielka. Ostatni, 15. bieg był formalnością, która tylko potwierdziła zwycięstwo.

A potem była gala zamknięcia sezonu ukoronowana złotymi medalami i pucharem dla zwycięskich Stalowców. Ale też i medalami dla srebrnych Aniołów. Zresztą Anioły zachowały się super, bo zanim pomaszerowały po srebrne krążki na podium, wszystkie podeszły do sektora swoich kibiców i im serdecznie ukłonami podziękowały za przyjazd. Krzyżaków, bo tak się nazywa ich fan club, przyjechała garstka do miasta na siedmiu wzgórzach. Więcej ich było na Motoarenie. A ci, co pojawili się przy Śląskiej, dzielnie swoim kibicowali. I za to słowa uznania wielkie się jednak należą.

I tu uszczypliwość znów wobec ultrasów Stali. Jednak nie powinno się zakłócać ceremonii medalowej wrzaskami uwielbienia dla swoich. To jednak moment szczególny, trzeba było uszanować. Znów się nie udało, no cóż. Może w przyszłości się uda.

To tak, że przypomnę, kiedy zawodnik drużyny przeciwnej leży na torze. Też odkładamy animozje klubowe na daleki margines i czekamy, aż zawodnik wstanie. A jak sam wstanie, nie ma karetki na torze (co to szczęście wielkie dla wszystkich), to mu klaszczemy. Pamiętam kilka meczów, oj tam kilka, dużo, kiedy jakiś dziwny typ gwizdał, gdy zawodnik przeciwnej drużyny na torze leżał. Wówczas to najstarsi kibice Stali, tacy, co po pół wieku na stadion chodzą, całe swoje życie kibicowskie tam spędzili, swoje dzieci i wnuki kibicowaniem zarazili, takich gwizdaczy surowo upominali, że tak się nie godzi. Zawodnik leży, czekamy i jednak się cieszymy, że nic się nie stało. Nawet jak to jest ktoś z Falubazu, bo tak nakazuje kodeks zachowań kibica, a nie kibola-chuligana. Zresztą i wczoraj też tak było. Nawet kilka razy, bo jednak upadków trochę było, jak nie przymierzając, na meczach Wandzi Kraków.

Koniec końców, medale rozdane, puchar w klubie, szampan się polał, wielkie ustrojstwa bojowe z 17 Wielkopolskiej Brygady Zmechanizowanej imienia generała broni Józefa Dowobr-Muśnickiego na stadion z proporcami w barwie formacji wjechały, co kibice skomentowali – czołgi jadą, i zawodników zwiozły (ja nie wiem, czy to czołgi, na mój gust nie, ale nie wiem, więc nie wyrokuję). Fajerwerki w niebo poszły. Kibice w euforii z meczu wracali.

Czas było fiestę rozpocząć, choć to raczej trudne, bo niedziela wieczór, nazajutrz wielu do pracy musiało pójść. Jednak było pięknie.

Nie wiem tylko, po co było tak dużo policji. Przecież nie jechaliśmy po złoto z Falubazem. Policja była, ale chyba jednak nic się nie wydarzyło. Poza jednym incydentem, niepolicyjnym zresztą. Przy stadionie parkowały wozy transmisyjne telewizji. I rozentuzjazmowani kibice mocno lokalnej przeszkadzali, bo się wydzierali, że lubuskie to nie tylko Winny Gród, ale i nasze miasto na siedmiu wzgórzach. A biedne młode dziennikarki nie bardzo wiedziały, jak to ograć. No cóż.

A pani marszałek chyba jednak przemyślała swoją niefrasobliwą wypowiedź o mistrzostwie na żużlu w Lubuskiem, bo jak już było wiadomo, że Stal to jednak mistrz, na banerach na stadionie pojawił się napis z gratulacjami od marszałkini właśnie. Dobry ma Elżbieta Lubuska zespół od dobrej reklamy PR zwanym w obecnych czasach. No i jednak dobrze się stało, że takie napisy z gratulacjami od marszałkini się pojawił.

Mamy złoto!!!!!! I dlatego dziś o niczym innym pisać byłoby niepoważnym.

Czas na bolączki przyjdzie, mówiąc językiem Scarlett O’Hara, jutro. Bo przecież zawsze jest jakieś jutro. Na razie jest euforia i zawstydzony mocarnie zapeszacz, który schował się w kącie i nieśmiało szepcze – przepraszam. No cóż.

Ps. A teraz pozostaje czekanie na grudzień, bo wówczas chyba zacznie się sprzedaż karnetów na następny sezon. No i chyba sobie w końcu kupię koszulkę i polar w barwach Stali, bo szalik klubowy się już odnalazł. 

X

Napisz do nas!

wpisz kod z obrazka

W celu zapewnienia poprawnego działania, a także w celach statystycznych i na potrzeby wtyczek portali społecznościowych, serwis wykorzystuje pliki cookies. Korzystając z serwisu wyrażasz zgodę na przechowywanie cookies na Twoim komputerze. Zasady dotyczące obsługi cookies można w dowolnej chwili zmienić w ustawieniach przeglądarki.
Zrozumiałem, nie pokazuj ponownie tego okna.
x