Echogorzowa logo

wiadomości z Gorzowa i regionu, publicystyka, wywiady, sport, żużel, felietony

Jesteś tutaj » Home » Renata Ochwat: Moje irytacje i fascynacje »
Jarosława, Marka, Wiki , 25 kwietnia 2024

Fronton teatru już zachwyca

2016-10-22, Renata Ochwat: Moje irytacje i fascynacje

Nowe schody, nowa fasada i chyba wejście też, bo wrót nie ma – takie zmiany zobaczyłam u Osterwy. No więc stałam tam dłuższą chwilę i się zwyczajnie gapiłam.

Dyrekcja Osterwy zapowiadała zamiany, które zresztą trwają, i trwają, i trwają. No i pięknie. Bo należało się tej bombonierce zadbanie. Teraz czas przyszedł na fronton. No i nie ma jak granitowe porządne schody. Od razu widać, że do ważnej instytucji kultury wiodą. Bo jak mówi Lidia Przybyłowicz w rozmowie ze mną – przecież uczestnictwo w kulturze to także uczestnictwo w wydarzeniach odbywających się w godnych miejscach. No chyba, że pojedziemy do Legnicy i pójdziemy na „Balladę o Zakaczawiu”, ale to inna bajka.

Nic, tylko chwalić, że są takie zmiany. Ja się tam w każdym razie cieszę z każdej inwestycji dotykającej sferę kultury, bo kultura, podobnie jak język to lepiszcze. Choć jak się ostatnio patrzy na to, co się wyczynia w tym kraju, to zaczynam mieć wątpliwości, czy faktycznie tak jest. Ale to rozważania na gdzie indziej i o innej porze.

A teraz z innego kątka. Otóż wracałam sobie skądeści i zawiało mnie na remontowaną ul. Walczaka. A kiedy okazało się, że dalej pieszo po tej stronie, po której ja szłam się nie da, a po drugiej stronie zwyczajnie nie chciałam, bo tamtą nie chodzę i już, to poszłam sobie przez park Siemiradzkiego. No i proszę państwa, zachwyt pełen. Ciemno, latarnie, górki, pagórki, no jednym słowem klimat jedyny w sobie.

Jakoś tak mam od zawsze, że nie przerażają mnie parki ani inne ciemne kątki, dlatego szłam sobie niespiesznym krokiem, gapiłam się na to, co dookoła i chyba po raz pierwszy tak naprawdę dotarło do mnie, że mamy w mieście piękne parki. Szkoda tylko, że jakoś tak o nich na co dzień słabo pamiętamy. Bo ten park Siemiradzkiego to mogłaby być perełka. Wcale nie trzeba tam fontanna z wodotryskiem czy jakichś innych wynalazków. Wystarczy tylko o niego zadbać w podstawowym sensie. Znaczy postawić ławeczki, naprawić nawierzchnie alejek, dostawić trochę światła i już. Od czasu do czasu posprzątać.

No ja w każdym razie zmierzam tamtędy częściej chodzić jak będę szła lub wracała skądeści. Ale jak już zeszłam do ul. Drzymały, to jednak zrobiło się z lekka niemiło. Bo jacyś panowie pili w kącie piwo i szedł w eter taki język, że zwyczajnie człowiekowi robi się smutno. Potem minęłam rozwrzeszczane towarzystwo, które chyba samo nie wiedziało, czego poszukuje. No było mało przyjemnie. Inna rzecz, że w tym mieście ostatnio się tak porobiło, że są albo pustki, albo właśnie wrzeszczące i klnące ekipy. No cóż.

No i z ostatniego kątka. Otóż dowiedziałam się, że polepszyły mnie się możliwości jeżdżenia do Lwowa. Bo właśnie dwa dni temu ruszyło bezpośrednie połączenie i w dodatku kosztuje wytrzymywalnie dla mojej kieszeni. No i już zaczęłam myśleć, jak tu się choć na trzy dni tam ruszyć. A ruszać się do Lwowa zawsze jest po co. Choćby po to, żeby sobie posiedzieć przed Operą, pójść na Stary Rynek i w pewnej zaprzyjaźnionej knajpce objeść się po same uszy barszczem ukraińskim i innymi specjałami kuchni ukraińskiej. Można się oczywiście wybrać na Cmentarz Łyczakowski czy Wzgórza Wuleckie albo do katedry św. Jura, można. Ale jak się już w tych miejscach było, to znacznie lepiej się tak poplątać i posmakować… kuchni ukraińskiej, ormiańskiego piwa, bo znakomite jest. No jednym słowem, ta joj, ta Lwów. Trzeba jechać. Bo jak do tej pory podróż z naszego miasta do Lwowa właśnie była swego rodzaju wyzwaniem. Najpierw trzeba było w ogóle wyjechać w jakieś cywilizowane rejony, żeby złapać pociąg do granicy. Jak się już tę Medykę osiągnęło, to trzeba było poszukać marszrutkę, takiego żółtka, najbardziej popularny środek komunikacji w całym byłym Związku Radzieckim. No i potem trzeba było jeszcze jakoś się dogadać, gdzie się chce w tym Lwowie wysiąść. A teraz proszę, Francja elegancja. Wsiadasz w mieście nad trzema rzekami, wysiadasz przy dworcu głównym we Lwowie i już. No i ja tak mam zamiar niebawem zrobić.

Ps. Dziś też się sporo dzieje, tak więc nie ma powodu, aby przesiadywać w domu. Znów odsyłam do zakładki Kultura. A dla tych, co lubią ciekawą literaturę podróżniczą podpowiadam, że ukazała się książka Marka Kamińskiego „Trzeci biegun” o jego pieszej wyprawie z Kaliningradu do Santiago de Compostella. Już zresztą do mnie leci!!!!!! Książka znaczy.

X

Napisz do nas!

wpisz kod z obrazka

W celu zapewnienia poprawnego działania, a także w celach statystycznych i na potrzeby wtyczek portali społecznościowych, serwis wykorzystuje pliki cookies. Korzystając z serwisu wyrażasz zgodę na przechowywanie cookies na Twoim komputerze. Zasady dotyczące obsługi cookies można w dowolnej chwili zmienić w ustawieniach przeglądarki.
Zrozumiałem, nie pokazuj ponownie tego okna.
x