Echogorzowa logo

wiadomości z Gorzowa i regionu, publicystyka, wywiady, sport, żużel, felietony

Jesteś tutaj » Home » Renata Ochwat: Moje irytacje i fascynacje »
Agnieszki, Amalii, Czecha , 20 kwietnia 2024

Może czas pomyśleć o rozbudowie bulwaru

2016-10-24, Renata Ochwat: Moje irytacje i fascynacje

- To najpiękniejsze miejsce w Gorzowie – usłyszałam w autobusie o bulwarze. Jadący najpierw „zachwycili” się Dominantą, a potem naprawdę zachwycili się bulwarem właśnie.

A było tak. Wracałam z miasteczka w widłach dwóch rzek do miasta nad trzema i jechałam piekielnie drogim autobusem zmierzającym w efekcie do Myśliborza. O średnio miłym kierowcy pisać nie zamierzam, bo i po co. Otóż w tym autobusie jechało jakieś rozgadane i miłe towarzystwo młodych ludzi. Kiedy dojechaliśmy do miasta nad trzema rzekami, ktoś z nich zauważył – O jaka paskudna budowla. To było eleganckie określenie Dominanty. Ale drugi ktoś natychmiast zachwycił się bulwarem. Ktoś inny z tego towarzystwa, widać tutejszy uprzejmie zauważył, że to najpiękniejsze miejsce w mieście. I objaśnił pozostałych, że jak ma gości, to tu ich zwykle przyprowadza, bo rzeka, bo fajne knajpki, bo barka „Królowa Jadwiga” w końcu.

Pomyślałam sobie, że chyba jest coś na rzeczy, bo jak przyjeżdżają moi poznańscy znajomi, to zawsze idziemy do parku przy muzeum, a potem na bulwar. I zawsze przy tej okazji słyszę – Wiesz, u nas Warta przypomina jakieś korytko. U ciebie widać, że rzeka to jest. No i kawy się można w ludzkich warunkach napić… Nad rzeką, znaczy.

Ostatnio zawiało mnie do Ośna Lubuskiego. No i tam sobie szłam przepiękną trasą spacerową dookoła jeziora Reczynek. Takim mini bulwarem. Trasa biegnie dookoła jeziora i jest czymś fantastycznym. Wygodna droga, ławeczki, kosze na śmieci, eleganckie lampy, sztuczny półwysep. No zwyczajnie zachęcają do spacerów. O promenadzie z cesarskich kurortów na wyspie Uznam do Świnoujścia, też na wyspie Uznam zresztą nie wspomnę, bo to wzór niedościgły jak na razie jest.

No i dlatego tak mnie nawiodło, żeby może wrócić jednak do pomysłu rozbudowy bulwaru. Może nie w takiej pancernej formie, jak od Wildomu do byłego LOK, ale jednak. Dobrze by było pociągnąć szlak spacerowy do mostu Lubuskiego, do siedziby OTL. Zresztą od wielu ludzi słyszałam, że chcieliby takiego szlaku. Spacerowego, wygodnego, bezpiecznego. No czyż nie dobrze byłoby sobie od czasu do czasu połazić nad rzeką? Moim zdaniem byłoby. Może dlatego, że ja zwyczajnie lubię łazić blisko wody, lubię wygodne, ale i niewygodne ścieżki, po prostu lubię łazić. Zresztą takich, jak ja, jest sporo, więc może naprawdę warto wrócić do pomysłu. Ja serdecznie namawiam i jednocześnie proszę, żeby może sią nad tym pomysłem zastanowić.

No i z drugiego kątka. Robotnicze Stowarzyszenie Twórców Kultury skończyło 35 lat. To ekipa ludzi różnych talentów i chęci artystycznego działania, którzy pod wodzą Czesława Gandy to robią. Takich RSTK-ów w kraju jest kilka. Powstawały jako towarzystwa zbierające ludzi pracy, którym coś tam w duszy grało. U nas inicjatorami byli właśnie Czesław Ganda i nieżyjąca już poetka, pracownica Stilonu Maria Przybylak. Pani Przybylak zresztą to jakby temat na osobny tekst. Jej wiersze były bardzo wysoko oceniane przez krytyków. No i pomysł tej dwójki padł na żyzną, jak się okazało, glebę. RSTK przetrwał lata zmiany systemu w kraju, działa do dziś i co więcej z sukcesami. Oczywiście, to ruch amatorski, ale z tego amatorskiego ruchu wyszło trochę ciekawych osobowości. W każdym razie nadwarciański RSTK skończył 35 lat i dlatego serdeczne gratulacje i życzenia wszystkiego naj na przyszłość…

Zwyczajnie nie może zabraknąć i kolejnego kątka, żużlowego. O olbrzymim sukcesie Bartka Zmarzlika wiedzą już wszyscy. Szacowny kolega redakcyjny Robert Borowy, zresztą jako jeden z wielu, poinformował już miasto, kraj, świat i okolice o sukcesie. Co oczywiście dziwne nie jest, bo żużel dla Roberta jest tak samo ważny jak własna rodzina. Przypomniał także, jakie głupie gadki poszły w eter na początku sezonu właśnie pod adresem Bartka. Tymczasem okazało się to, co się okazało. Bartek wjechał na trzecie pudło w Grand Prix Australii oraz na trzecie pudło w klasyfikacji generalnej Indywidualnych Mistrzostw Świata na Żużlu anno domini 2016. Zdobył brązowy medal. GRATULACJE WIELKIE!!!!!!!!! Oglądałam GP Australii na siedzącą, do pewnego momentu. Bo potem to już na stojącą i w kibicowskim nastroju. Co dodać muszę, niezmiernie irytowało moją mamę, bo jakoś tak nie lubi i w ogóle…

A potem mnie naszła taka refleksja. Ludzie w tym mieście mówią, różni ludzie, że żużel to nie sport. To jakaś fanaberia. To niech teraz ci ludzie z otwartą przyłbicą powiedzą to Bartkowi oraz kibicom – nie mylić z kibolstwem pospolitym. Niech teraz powiedzą to temu wybitnie sympatycznemu chłopakowi, ups., młodemu mężczyźnie, że uprawia jakieś dziwne coś. Bo ja zwyczajnie nie miałabym odwagi, widząc wynik. A wiem, bo wiem, ile się za wynikiem kryje pracy, pracy, pracy i jeszcze raz pracy. O pieniądzach i ryzyku finansowym, jakie podjęli rodzice Bartka na początku drogi nie mówię, bo nic o tym nie wiem. Ale jak znam ogólne zasady finansowania tego akurat sportu, to tylko mogę się domyślać, jak wielkie. Dziś marka Zmarzlik jest bardzo mocną marką. Ale nikt na początku nie wiedział, jak się to wszystko ułoży. Vide Paweł Hlib, też dobrze zapowiadająca się gwiazda. Szkoda tylko, że szybko spalona. Może mamy i taty zabrakło? Albo czegoś innego? W każdym razie szkoda.

I dodam tylko, że znacznie mocno spadła moja sympatia dla Grega Hancocka, aktualnego mistrza świata na żużlu za jego zachowanie na torze. Zawsze ceniłam i lubiłam tego zawodnika. Zawsze, bo zawsze zachowywał się fair play. To, co zrobił w dziewiątym biegu GPA, sprawiło, że jednak moja sympatia spadła. Ukłon w stronę sponsora chyba jednak dużo będzie kosztował Grega, wizerunkowo oczywiście. I po co to było….

Ps. No i pękło równe 2 tys. km łażenia po lasach i nie tylko!!! W szacownym Klubie Turystyki Pieszej Nasza Chata to się stało. Minęły prawie 4 lata, bo dokładnie jubileusz świętować będę 25 listopada, a już licznik nieźle nakręcony został. Dumna jestem. Nawet bardzo. Uprzejmie informuję również, iż do tego licznika wliczam jedynie kilometry wyłażone nogami tylko w tym klubie i tym towarzystwie. Innych liczników jakoś nie włączyłam, więc myślę, że jednak kilometrów przedeptałam trochę więcej. Ale co tam, Chatowy pokazał 2 tys. To jest tak, jakby przejść sześć razy tam i z powrotem z miasta na siedmiu wzgórzach do Berlina!!!!

X

Napisz do nas!

wpisz kod z obrazka

W celu zapewnienia poprawnego działania, a także w celach statystycznych i na potrzeby wtyczek portali społecznościowych, serwis wykorzystuje pliki cookies. Korzystając z serwisu wyrażasz zgodę na przechowywanie cookies na Twoim komputerze. Zasady dotyczące obsługi cookies można w dowolnej chwili zmienić w ustawieniach przeglądarki.
Zrozumiałem, nie pokazuj ponownie tego okna.
x