Echogorzowa logo

wiadomości z Gorzowa i regionu, publicystyka, wywiady, sport, żużel, felietony

Jesteś tutaj » Home » Renata Ochwat: Moje irytacje i fascynacje »
Jarosława, Marka, Wiki , 25 kwietnia 2024

Presja na podwórka jest, i bardzo dobrze, że jest

2017-02-23, Renata Ochwat: Moje irytacje i fascynacje

Podwórka, podwórka i jeszcze raz podwórka – tego chcą mieszkańcy centrum lub Śródmieścia, jak w co niektórych mediach można przeczytać. Tak, ja też tego chcę. Podwórka ucywilizowanego.

Odbyły się kolejne konsultacje społeczne w sprawie budżetu obywatelskiego w śródmieściu – jakkolwiek to dziwnie brzmi, ale jednak. Co prawda, frekwencja nie imponuje, ale jednak. I ludzieńki jednym głosem opowiedziały się za rewitalizacją podwórek. Za tym, żeby na tych podwórkach były strefy zielone, strefy do parkowania aut oraz strefy do zabawy dzieci. Jednym słowem, opowiedziały się ludzieńki za cywilizacją. I to cywilizacją taką, którą im specjaliści od architektury, od wizażu miejskiego zaproponują. Czyli nikt nie chce jakiegoś bałaganu. Chcą ludzieńki czegoś ładnego, bo piękno to za duże określenie.

A jako że ja mieszkam w ścisłym śródmieściu, choć po prawdzie wolę określenie Nowe Miasto, to ja też chcę. Też chcę rewitalizacji mojego podwórka. I w taki oto sposób wpisuję się w konsultacje w sprawach ważnych dla mieszkańców.

Opowiem zatem, jak moje podwórko wygląda. Nie odbiega ono od innych, bo niemal wszystkie tak wyglądają. Jest zabłocone, kałuże, jak deszcz pada, są wielkości Morza Martwego, śmietnik – przemilczę. Zieleń – generalnie nie ma, jeśli nie liczyć malusiego skrawka pani Marii, pielęgnowanego i chuchanego. No jest generalnie okropnie. Bardzo okropnie. I chciałoby się, żeby się poprawiło. I choć mego podwórka w planach na ten rok nie ma, przeżyję. Jak będą plany na przyszły rok, to napiszę projekt i sama jak Franciszek Jan Smolka we Lwowie stanę do roboty, żeby to miejsce w końcu ładnie wyglądało. Bo jak się okazuje, trzeba samemu w swoje ręce brać rzeczy i wykonania. Inaczej się nie uda. Ale dobrze, że ludzieńki powiedziały, że podwórka.

Może doczekam się tego, że znów z sąsiadami będziemy na podwórku zasiadywać, patrzeć na posadzoną przez nas samych katalpę i mówić – no i jak pięknie może być… Oj dajcie.

A skoro o podwórkach tak sporo mówiłam, to jest jeszcze jedna kwestia. Spotkałam onegdaj kogoś z dzielnicy mojej przysposobionej, bo zaledwie 16 lat tu mieszkam. I ten ktoś mi powiedział, że zaczyna akcję, nie polityczną, nie społeczną, ale swoją własną pod tytułem – klony na Chrobrego na nowo posadzić. Klony kuliste, przepiękne drzewa. Rosły sobie na dzisiejszej ulicy Chrobrego. Dawały zbawczy cień. Potem zmieniła się państwowość. Zmieniła się gospodarka. Klony kuliste, kilka z nich zmarło, zasadzono inne, parkowe… A potem one wyrosły i stały się solą w oku wszystkim. Efekt… Mamy pustą ulicę. Może więc pora zacząć myśleć – nowe drzewa. Nie wiśnie piłkowane – mnie ich zwyczajnie żal, bo chuligani dokonali na wisienkach hekatomby. Ale klony… Może. Ja bym bardzo mocno chciała, żeby powróciły. Bo cień, bo ochrona przed blaskiem. Bo moment wytchnienia… No ja bym bardzo chciała. Klony na Chrobrego – powrót.

No i jeszcze z jednego kątka. Na barierkach na skwerku przy ul. Łokietka, moim zdaniem najpiękniejszym w mieście, pojawiły się kłódeczki. Barierki to te niskie, metalowe płotki ograniczające dojście do trawy. Te obok rzeźbek Jana Korcza i Ernsta Henselera. I na tych niskich barierkach pojawiły się kłódki z wyznaniem miłości. Bo zwyczajnie nie mogą się pojawić na mostku na Kłodawce. Betonowy on ci jest. Więc się nie da. Dlatego na barierkach są. Zadziwiona byłam. Ale szczęścia i pomyślności kłódkowym parom życzę. A skoro tu, to tylko znaczy, że dobrym gustem pary te się wykazują. Bo wybrały jeden z najpiękniejszych miejsc w mieście. I kłódeczki z wyznaniem miłości nie zostaną szybko usunięte. Bo żadnemu mostowi, żadnej konstrukcji nie zagrażają. Zobaczymy, co będzie dalej. Na Moście Staromiejskim czy na płotkach obok Kłodawki kłódeczki pojawiać się będą? Ja stawiam na Kłodawkę.

Ps. Dziś mija dziesięć lat od chwili, kiedy odeszła od nas harcmistrzyni Alina Błoch. Miała tylko 56 lat. Była nauczycielką w SP nr 7, zasłużoną instruktorką gorzowskiego hufca ZHP też była. Była również komendantką obozów harcerskich w Łukęcinie. Ja byłam u Niej wice do spraw programowych. I jak zawsze planowałyśmy obozy, te w Łukęcinie, to ja zawsze mówiłam – Alina, ale ja na plażę to nie, ja na słońcu nie mogę. I zawsze słyszałam tekst – Damy radę. Dawałyśmy radę. A potem i nagle Alina poszła na Niebieską Harcerską Łąkę…. Druhno, często myślę o Tobie… Maciek, Magda… Wyrazy żalu. To już dziesięć lat. Czas tak szybko zaiwania… Tak szybko.

Ps. 2. Dziś mija 55 lat kiedy Poczta Polska wypuściła znaczek z serii Polskie Ziemie Zachodnie o wartości 95 gr, przedstawiający halę produkcyjną ZWCh Stilon. To historia. Już tego nie ma, ale o wydarzeniach związanych z miastem pamiętać trzeba…

X

Napisz do nas!

wpisz kod z obrazka

W celu zapewnienia poprawnego działania, a także w celach statystycznych i na potrzeby wtyczek portali społecznościowych, serwis wykorzystuje pliki cookies. Korzystając z serwisu wyrażasz zgodę na przechowywanie cookies na Twoim komputerze. Zasady dotyczące obsługi cookies można w dowolnej chwili zmienić w ustawieniach przeglądarki.
Zrozumiałem, nie pokazuj ponownie tego okna.
x