Echogorzowa logo

wiadomości z Gorzowa i regionu, publicystyka, wywiady, sport, żużel, felietony

Jesteś tutaj » Home » Renata Ochwat: Moje irytacje i fascynacje »
Jarosława, Marka, Wiki , 25 kwietnia 2024

W pewnej ważnej książce jest i nasze miasto

2017-03-22, Renata Ochwat: Moje irytacje i fascynacje

Dzięki uprzejmości przemiłej znajomej mam książkę, którą już od pewnego czasu chciałam mieć. No i siurpryza wielka, bo i o mieście na siedmiu wzgórzach jest tam całkiem pozytywna wzmianka.

Konkretnie to chodzi o książkę „Śladem funduszy europejskich”, jak wyszła już jakiś czas temu. Przeglądałam ją kilka razy, ale jakoś nie mogłam jej zdobyć. To darmowe wydawnictwo, więc nawet nie było możliwości, żeby je kupić. Aż tu nagle bonus. Przemiła znajoma była na jakimś konwentyklu i tam je, książkę znaczy, zwyczajnie rozdawano. No książkę oczywiście, a nie przemiłą znajomą.

Wydawnictwo to jest czymś na kształt przewodnika turystycznego, raczej brykiem, niż faktycznym przewodnikiem. Ale jako bryk ma niezbywalne zalety. Bo daje pogląd na ciekawe miejsca, które nowe życie dostały dzięki unijnym dotacjom. No i z satysfakcją wielką muszę przyznać, że jest w niej kartka poświęcona miastu i świetnej inwestycji za unijne euro, czyli dokładnie Bulwarowi Nadwarciańskiemu. Jest dokładna informacja, ile to kosztowało, są klimatyczne zdjęcia, ale i opinia, że bulwar jest taką inwestycją, jakiej mogą miastu pozazdrościć inni.

Fakt, mogą. Takie miasto nad Wartą z koziołkami oraz największymi targami w kraju może i wiem, że zazdrości. Bo u nas dzięki bulwarowi rzeka wróciła do ludzi, a ludzie wrócili do rzeki. Jakby kogo w mieście zapytać, gdzie lubi spędzać czas latem i wczesną jesienią, a z miasta wyjechać nie może, to 90 procent zapytanych odpowie, że na bulwarze. A w tym innym mieście, wielkim i pięknym, Warta wygląda jak coś okropnego. Zapomniana rzeczułka, która jest raczej kulą u nogi, aniżeli czymś, czym można byłoby się pochwalić. No i tam się nad rzekę nie chodzi, bo i zwyczajnie nie ma po co. Nie bez kozery piszę co jakiś czas, że jak poznańscy znajomi mnie nawiedzają, to mają dwa kierunki zwiedzania – zawsze park przy Muzeum Lubuskim – ja się śmieję, że przy czakramie (który ponoć tam jest) ładują akumulatory na następny czas. A potem obowiązkowo przejście na kawę na bulwar. I jak jest ciepło, to kawa obowiązkowo jest pita w miejscu, z którego widać rzekę, a najlepiej to na barce Królowa Jadwiga, bo na rzece.

A wracając do książki, to tam jest trochę opisów miejsc niedaleko nas, które warto odwiedzić. Taki Prusim dla przykładu, Kostrzyn i coś w podobie. Jak już mówiłam, książka jest fajnym brykiem, pomocnym do planowania różnych wycieczek po kraju. Bo daje pewną całość, a szczegóły to już w odrębnych wydawnictwach oraz na innych mapach się ustali. Ja się zwyczajnie cieszę. A przemiłej dziękuję, że o mnie na tym konwentyklu pomyślała i wydawnictwo dla mnie wzięła.

No i najszła mnie taka oto konstatacja, że ja chyba z tą filologią polską to jednak jakiś błąd popełniłam. Może trzeba było na geografię pójść. Skoro już nie zostałam meliorantem, bom neptyk techniczny, to może trzeba było geografię lub geologię studiować…. No cóż. Jest, jak jest. Polonistyka – najpiękniejsza z nauk moim zdaniem ‒ otworzyła mnie oczy na inne nauki. Jednak to był dobry wybór. Przeczytałam sobie znów kawałeczek, czyli jedno zdanie z Księgi Henrykowskiej i wiem, że to był najlepszy z możliwych wyborów. Filologia polska.

A teraz z drugiego kąteczka. Też turystycznego. Otóż Warta, nasza najpiękniejsza rzeka stale się podnosi. Taki jej urok na wiosnę, kiedy w końcu deszcze padają. No i super, bo wody nam potrzeba, jak tej kani, która dżdżu łaknie. Efekt jest też taki, że po pierwsze wypełniły się wodą bagna i bagienka, które za poprzednie lata niemal wyschły na wiór i tak pięknie nie cuchnęły, jak cuchnąć powinny. Teraz znów cuchną… Ja lubię bardzo. Znaczy bagna i bagienka lubię, a cuchnienie znoszę. A po drugie znacząco się podniósł poziom wody w Parku Narodowym Ujście Warty. Co oznacza, że wszystkie gęsi i inne ptaszory, które tam mieszkają, są zwyczajnie szczęśliwe. Bo mają super opcję do mieszkania, gniazdowania i takich tam różnych życiowych spraw, jakie skrzydlatym są potrzebne. Ptaki szczęśliwe, to ja też szczęśliwa jestem. Jakoś tak mam, że lubię naturę, lubię skrzydlate, lubię rude Baśki, lubię nawet tego przysłowiowego psa z kulawą nogą. Może znów natura jakoś sobie z największym szkodnikiem, jakim jest człowiek, poradzi i znów będzie pięknie. Znów będzie się można na słońską betonkę wybrać i cieszyć bogactwem skrzydlatego świata. Bo jak mówi stara prawda, nie było nas, był las. Nie będzie nas, będzie las, i to mimo decyzji oszalałych polityków. A jak będzie las, to będą skrzydlate i te z rogami. Tak więc cieszmy się, że Warta rośnie. Dobrze będzie. Może jakie grzyby jadalne znów nam urosną i będzie smakowicie, jak sobie taki omlecik człowiek sam usmaży, a kureczki do niego sam nazbiera… Oj dobrze by było.

No i z ostatniego kątka. Przemili znajomi rozdyskutowali się ostatnio o remoncie, a właściwie tym czymś, co trwa na Warszawskiej. I z tej całej dyskusji wyszło nam jedno. Dobrze by było, aby w końcu magistrat zajął jasne stanowisko, co tak naprawdę tam się dzieje. Dlaczego remont nie może być zakończony. I nie chodzi o nagonkę na szeryfa, czy wiceszeryfa. Chodzi o informację, prosty komunikat, co jest oraz co dalej. Bo co jest, to widać, nic się tam nie dzieje, ale nie wiadomo, dlaczego. Stąd potrzeba jasnego stanowiska władzy. Jasnego i konkretnego – co z tym remontem, dlaczego nie można go dokończyć, co stoi na przeszkodzie, jakie są proponowane rozwiązania oraz kiedy tak naprawdę Warszawska stanie się przejezdna. Powtórzę z mocą. Nie chodzi o sekowanie kogokolwiek. Chodzi o zmierzenie się z rzeczywistością. Nie chcę pisać ani mówić, że jeden czy drugi szeryf zawinili. Bo może wcale nie zawinili. Ale oczekiwałabym w końcu jasnego komunikatu. Wiem, wiem, pilocki język – komunikaty. Ale właśnie komunikaty są tu konieczne. Moja instruktorka ulubiona na szkoleniu pilockim mówiła – Ja nie rozwiązuję sytuacji, ja jej zapobiegam. I to faktycznie trybi. Skoro już sytuacja zaistniała, to trzeba ją nazwać, wypowiedzieć i poszukać rozwiązań. I najlepiej, żeby to się jednak szybko stało. Bo za chwilkę niedługą będziemy obchodzić rocznicę remontu, ale bez wizji końca. Lepiej nazwać smoka, wtedy prościej się z nim walczy.

Powtórzę, nie sztuka sekować kogokolwiek, sztuką jest wybrać prostą ścieżkę. Nazwać problem, zdefiniować słabe i mocne strony i na tej podstawie poszukać maksymalnie optymalnego wyjścia z opresji. Tego ja i moi przemili oczekujemy.

X

Napisz do nas!

wpisz kod z obrazka

W celu zapewnienia poprawnego działania, a także w celach statystycznych i na potrzeby wtyczek portali społecznościowych, serwis wykorzystuje pliki cookies. Korzystając z serwisu wyrażasz zgodę na przechowywanie cookies na Twoim komputerze. Zasady dotyczące obsługi cookies można w dowolnej chwili zmienić w ustawieniach przeglądarki.
Zrozumiałem, nie pokazuj ponownie tego okna.
x