Echogorzowa logo

wiadomości z Gorzowa i regionu, publicystyka, wywiady, sport, żużel, felietony

Jesteś tutaj » Home » Renata Ochwat: Moje irytacje i fascynacje »
Jarosława, Marka, Wiki , 25 kwietnia 2024

Ważna data, której chyba już nikt nie pamięta

2017-04-27, Renata Ochwat: Moje irytacje i fascynacje

Jakoś tak od pewnego, zresztą długiego już czasu w mieście się dzieje, że kultura ma coraz mniej miejsca. Planowane są jakieś substytuty, a nie ma nikogo, kto by stanął w szranki i zaprotestował.

Przeglądałam sobie kalendarz tego, co się w mieście wydarzyło i nagle mnie uderzyła ta data. 1987 rok – 27 kwietnia. Tego dnia Miejska Rada Narodowa, poprzednik prezydentury, powołała do życia Klub Myśli Twórczej „Lamus”. Tak ziściła się wówczas idea oraz potrzeba szczupłego wówczas, ale jednak chyba większego niż dziś środowiska ludzi kultury, którzy walczyli o miejsce dla siebie i je wywalczyli. Oczywiście modus vivendi był poeta Zdzisław Morawski et consortes ze słynnego Stolika nr 1 w Empiku, a modus operandi, czyli ten, który przekuł ideę i pomysł oraz cały scenariusz był Janusz Słowik, szef ówczesnej kultury w mieście. Znaczy to ni mniej, ni więcej, a nasłuchał się od Księcia Poetów gorzowskiej kultury dużo, pan Morawski mu dokładnie objaśnił, w czym rzecz. I ruszył do działania.

Powstał klub. Na początku było to miejsce tylko dla wybranych. Obowiązywały legitymacje członkowskie, no cała kamaryla była z bywaniem w tym miejscu. Miejscowa kultura poczuła się w końcu usatysfakcjonowana.

Potem to już było różnie. Ale klub sobie działał, zapraszał na wydarzenia mniejsze i większe. Tam się umawiano, tam toczono spory intelektualne, ale i pseudointelektualne też. Coś się cały czas działo. To tam Agnieszka Osiecka spotkała się z fanami, a mnie wówczas w wielkim tłumie, który nie znalazł miejsc siedzących, ale karnie stał na spotkaniu, umarła różyczka dla poetki. Pani Agnieszka tego zwiędłego kwiata przyjęła jak orchideę najśliczniejszą, a mnie uścisnęła serdecznie. Co się potem działo, zamilczę… Bo i po co podłe plotki rozpowrzechniać. No działo się dużo.

Potem mój przyjaciel Zbig został dyrektorem, bo w trakcie lat kierownictwo miejsca zmieniło się w dyrekcję. No i ruszyło z impetem. Remont zamienił miejsce w coś fantastycznego – ze scenką malusią, ale jaką, z stałymi wydarzeniami. To stamtąd wyszedł pierwszy marsz środowiska do Alei Gwiazd. Zresztą świeżo otwartej. Nieśliśmy zniczki i kwiaty. A na przedzie szedł Leszek Serpina i wyrywał na skrzypcach, bo na czym innym miał grać, piękne melodie. Było jak z Marca Chagalla. Były wystawy dotyczące miasta i mieszkańców. Był ferment. Co prawda, podupadła kawiarnia, czyli bar. Ale jakoś wszyscy zapomnieli lub też nie chcą pamiętać, że w tamtym czasie mocno zmieniły się okoliczności. Na Niebieską Łąkę przenieśli się ci, którzy bywalcami byli i którzy boje o kulturę w sensie słowa i idei. Klub znów stał się miejscem nie barowych baletów i imprez w podobie, ale miejscem działań – ciekawych, ważnych, dyskutowanych. Dość przypomnieć kilka ważnych wystaw, które odwoływały się do tego, co tu było i związków z tym, co jest. Dość przywołać kilka ważnych promocji istotnych dla mieszkańców książek, wydawnictw klubowych. To dziś perełki, białe kruki, źródła wiedzy o mieście. I to wiedzy nam bliskiej, a często niepamiętanej. Bo pamięć ludzka ma tak, że wybiórczą jest. Pamięta to, co chce.

No i do tego należy dodać koncerty, spotkania wspominkowe, promocje literackie lokalnych pisarzy i poetów, promocje gości spoza miasta. No i pismo „Lamus”, które weszło na inną niż lokalna orbitę. Psioczyli na nowe pismo lokalni. Ale trzeba powiedzieć otwartym tekstem, że do dziś pismo jest cytowane jako źródło, jako przyczynek. Bo tacy tam autorzy publikowali.

Wydawałoby się sukces. I to taki, że tylko klaskać i się cieszyć, że coś takiego mamy. A mieliśmy wówczas dużo jeszcze innych fajnych rzeczy. Ale nie. Jednak nie. Przyszła nowa dyrekcja wydziału kultury a z nią pewien walec, który wyrównywał. No i walec wyrównał. Klub nam wyrównał. Nie, nie zlikwidował, tylko włączył w struktury Miejskiego Ośrodka Sztuki. W 2015 roku się to stało. Co za tym włączeniem poszło? Ano to, że Lamusa nie ma. Miejsca nie ma. Idei nie ma. Tylko samotny latawiec nad miejscem cały czas powiewa. Walec tenże sprawił dużo więcej strat. Pisać o nich to jednak płat jedwabiu. A szkoda pięknego i szlachetnego materiału. W pięknej i wysmakowanej kamieniczce są biura. Coś okropnego jest. A ludzie z Polski i nie tylko, którzy tam bywali, zrozumieć nie mogą, co się stało.

Myślę, że mój osobisty przyjaciel Hieronim Świerczyński, pan Mieczysław Rzeszewski i wielu innych, którzy na Niebieskiej Łące teraz sobie siedzą, patrzą w dół na nas i się zwyczajnie dziwią. Oraz w głowie im się nie mieści, że coś tak głupiego mogło się stać.

Miasto moje przysposobione bowiem pozbawiło się mocnego znaku kulturowego, znaku rozpoznawalnego i lubianego. Znaku, dla którego się tu bywało. Z mocą powtórzę, nie baru, nie kawiarni, a pewnej kuźni nowych wartości.

Teraz zresztą też się planuje jakieś substytuty, jakieś namiastki, ale pod szumnymi i dumnymi hasłami. Hasła to nie wszystko. Strata Lamusa to najdokładniej pokazuje. No cóż…

Ps. I znów odrobinka prywaty. Bo po to są między innymi ps. Otworzyłam Internet i zmarłam. Myślałam, że worek ze złymi informacjami już się wyczerpał. A tu masz. Grom z jasnego nieba. Redaktor Zdzisław Pietrasik nie żyje. Znakomity krytyk filmowy, ale z predylekcją dla teatru. Miał tylko 69 lat. Pracował i pisał dla „Polityki”. Fakt, jakiś czas temu zauważyłam, że nie ma Jego tekstów w „Polityce”. Ale każdy ma prawo do odpoczynku. A tu taka informacja. Coś strasznego stało się dla polskiej krytyki filmowej. Ale i w szerszym aspekcie dla kultury. Jakoś bardzo mi było po drodze z myśleniem o filmie i odbieraniem filmu przez myślenie pana Zdzisława Pietrasika. To on otworzył mi oczy na kino irańskie. To za jego sprawą spojrzałam na Abbasa Kiarostamiego i jego filmy – dziś jedne z moich ulubionych. To nie była dobra informacja dnia – we środę. Tydzień się nie skończył. Ale niech się już nic nie wydarza, niech już w ps nie piszę o smutku…. Dość tych smutnych wydarzeń. Dość tych śmierci. I dziwnie mnie się myśli, że pan Zdzisław Pietrasik przeniósł się na Niebieską Łąkę, gdzie choćby Zygmunt Kałużyński siedzi od jakiegoś czasu, ale też i Lew Leon Bukowiecki oraz wielu innych…Jak i panie, jak choćby Maria Kornatowska. Moi mistrzowie. 

X

Napisz do nas!

wpisz kod z obrazka

W celu zapewnienia poprawnego działania, a także w celach statystycznych i na potrzeby wtyczek portali społecznościowych, serwis wykorzystuje pliki cookies. Korzystając z serwisu wyrażasz zgodę na przechowywanie cookies na Twoim komputerze. Zasady dotyczące obsługi cookies można w dowolnej chwili zmienić w ustawieniach przeglądarki.
Zrozumiałem, nie pokazuj ponownie tego okna.
x