Echogorzowa logo

wiadomości z Gorzowa i regionu, publicystyka, wywiady, sport, żużel, felietony

Jesteś tutaj » Home » Renata Ochwat: Moje irytacje i fascynacje »
Sergiusza, Teofila, Zyty , 27 kwietnia 2024

No i jest dobry, a nawet bardzo dobry prognostyk na pudło

2017-09-18, Renata Ochwat: Moje irytacje i fascynacje

Mam na myśli żużlowe pudło. Stal po dziwnej przegranej o finał jednak zawalczyła z Falubazem i jest 14 punktów przewagi.

Miałam pecha, bo mecz, a właściwie tylko początek, zresztą ten prześliczny oglądałam w telepatrzydle, a potem musiałam ruszyć w drogę. Tylko się upewniałam, jak tam chłopakom idzie. No i jak dojechałam do miasta, no to nadal było pięknie. Musiałam się oderwać od telepatrzydła jak było 10 punktów przewagi. Jak dojechałam, było po meczu i 14 punktów przewagi dla Stali. Mocno się jednak ucieszyłam, bo stale, jeszcze przez tydzień, aktualny mistrz Polski pokazał pazur. Szkoda, że wcześniej tego zabrakło, ale trudno płakać nad rozlanym mlekiem, trzeba się cieszyć tym, które pozostało w butelce i mieć nadzieję, że tak zostanie.

Jak się doczłapałam do domu własnego, to znajomi się cieszyli. Naprawdę się cieszyli. Ucieszenie polegało na tym, że jednak zwycięstwo i to dość wysokie nad Falubazem. Bo jak wiadomo, wszyscy lubimy wszystkie kluby w kraju, ale z tym Falubazem to bez przesady. Inna rzecz, że jak oglądałam tych kilka biegów w telepatrzydle, to byłam zdumiona jedną rzeczą.

Zawsze, podkreślam, zawsze, kiedy Stal stawała przeciwko Falubazowi, to na Jancarzu, a wcześniej jeszcze na stadionie przy Śląskiej był komplet. Zawsze. Mnie przy takich okazjach za ostatnich 20 lat nie było może ze dwa lub trzy razy. Tym razem okoliczności rodzinne sprawiły, że nie mogłam. Ale co się stało z innymi kibicami? Stadion nie świecił pustkami, ale pustki jednak były. Może niekoniecznie duże, ale jednak. Czyżby dziwna rozgrywka o wielki finał sezonu 2017 sprawił, że jednak ludzia Stali uznała za konieczne zostać w domach i oglądać lub też nie w telepatrzydle? No dziwna sprawa. Jednak fiestki z okazji wygranej jednak się odbyły. Może nie duże, ale jednak.

Jednak taka absencja na stadionie, to jednak dziwna sprawa. Ja w piątek przez krótką chwilkę rozmawiałam z senatorem Władysławem Komarnickim. Miał mało czasu – rzucił tylko – Stal jedzie, jedzie… Wygramy. No i tym razem miał rację. A mina trenera Falubazu Marka Cieślaka (też oglądana dużo później w telepatrzydle) po zakończeniu pierwszego meczu o brąz – bezcenna.

Powiem też jedną rzecz, Falubaz to dobra drużyna. Wiem, gorzowianie mi tego nie wybaczą. Podrażniona, potrafi walczyć. 14 punktów to dużo, ale…, zawsze zostaje jakieś lat. Pożyjemy, zobaczymy. Ja wierzę w Stal. Zawsze wierzę, wierzyłam nawet wówczas, kiedy spadła z ekstraligi i na stadion przychodziła nas garsteczka. Wierzę, że aktualny mistrz Polski jednak stanie na pudle, będzie brązowym medalistą tegorocznej rozgrywki, a potem znów powalczy o mistrzowskie tytuły.

No i Byki Leszczyńskie w bardzo dramatycznym meczu jednak wygrały u siebie ze Spartą. Były upadki, były trudne chwile, ale Smok tym razem sprzyjał swoim… Unia wygrała i ma zaliczkę ze Spartą. Oba kluby znakomite. Ale ja jakoś tak mam, że Unii kibicuję. Zawsze Stali, zawsze Wandzie Kraków, ale zawsze też Unii Leszno, jak Stal już w rozgrywce się nie liczy. Nie pamiętam takiego meczu w walce o złoto. Będę za tydzień ściskać kciuki, jak Stal pojedzie na W69, ale też i za Unią, za Bykami, kiedy na stadionie Sparty walczyć będzie o zasłużone moim zdaniem złoto. Co będzie? Zobaczymy. Mam nadzieję, że my na trzecim miejscu, a Unia Leszno, Byki leszczyńskie na głównym. Będę szczęśliwa.

Miało być jeszcze o czymś innym, ale nie będzie.

Ps. Za to będzie odrobinka prywaty. Otóż dziś polski światek związany z górami obchodzi bardzo doniosłą i ważną rocznicę. Dokładnie 30 lat temu Jerzy Kukuczka zdobył Koronę Himalajów i Karakorum. Wspiął się na Sziszapangmaę nową drogą zachodnią granią i to  w stylu alpejskim z Arturem Hajzerem, bez wspomagania tlenem. Jerzy Kukuczka był drugim człowiekiem na Ziemi, który to zrobił. To był niezwykły, wielki wyczyn. Dość dodać, że zajęło mu to osiem lat. Rok wcześniej koronę króla Himalajów i Karakorum zdobył Reinhold Messner, Włoch urodzony i wychowany w niemieckojęzycznej części południowego Tyrolu. Messner potrzebował 16 lat, aby tego dokonać. Pamiętam, jak Polacy pojechali na Szisza. Trzymaliśmy wówczas kciuki. Nie było telefonów satelitarnych, nie było miliona udogodnień. Kiedy stało się jasne, że mamy koronę, i polskiego króla w koronie Himalajów oraz Karakorum, byłam szczęśliwa. Nie tylko ja. Cały światek polskiego ludku lubiącego góry był. Ja tylko po Tatrach i szczątkowo po Alpach chodziłam i zawsze zazdrościłam tym, że tam jeżdżą. Ale byłam szczęśliwa, że polska szkoła chodzenia po wysokich górach, po Dachu Świata zanotowała taki sukces. A jak dodać styl – alpejski, to jeszcze większe słowa uznania. No cieszyliśmy się bardzo. Dlatego ciosem i żalem wielkim była informacja, która przyszła dwa lata później, dokładnie 24 października, że Jerzy Kukuczka odpadł od południowej ścianie Lhotse, na której był z Ryszardem Pawłowskim. Na Lhotse, górze, którą zdobył jako swoją pierwszą ośmiotysięczną. Jerzy Kukuczka. Płakaliśmy wszyscy. Korona z nim została. Drugi człowiek na Świecie na całym Dachu Świata.

A skoro o Dachu Świata piszę, to zwykłym nietaktem oraz błędem byłoby nie wspomnieć, że już za chwileczkę, już za momencik, no nie, nie Piątek z Pankracym się zakręci, ale już, już książka ciekawa wychodzi. 27 września na światło dzienne wyjdzie książka „Himalaistki”. Ponieważ ja czytam różne rzeczy, książki o muzyce, książki o sztuce, ale tak samo książki o bibliotekach oraz o księgarniach, ale i tak samo chętnie i bardzo o górach, jak i Afganistanie, dlatego tak samo mocno czekam na książkę o himalaistkach polskich. Znam kilka pań, które po Dachu Świata chodziły. Zawsze się bałam spotkań z panią Wandą Rutkiewicz, czy to na spotkaniach w spokojnych miejscach, klubowych, czytelnianych, czy też w górach. Tam w tej książce o polskich himalaistkach będzie i o pani Wandzie Rutkiewicz. Przecież polska ikona himalaizmu kobiecego, światowa ikona himalaizmu kobiecego … Ale w tej książce będzie też i o Sylwii Bukowickiej. O jej rozdziale spotkania z Dachem Świata, z tą morderczą krainą. Sylwia jest stąd, mieszkała przez czas w mieście nad trzema rzekami. Uwodziła, bo piękną kobietą jest. Zaskakiwała, bo w 2003 weszła na Gasherbrum II ( 8035 m n.p.m.) i była piątą Polką w historii na szczycie. W tym samym roku weszła na Cho Oyu (8201 m n.p.m.). Była ósmą Polką na tym szczycie. Zanotowała pierwsze wówczas wejście w sezonie na tę górę z Juanito Oiarzabalem. Jest himalaistką, choć dziś robi coś zupełnie innego. Ale dwu wejść na ponad osiem tysięcy pond pławę w Kronsztad zwykle w morderczych i trudnych warunkach nikt jej nie odbierze. To wyczyn i coś, o czym się pamięta. Ja zwyczajnie czekam na książkę, „Himalaistki”, przypomnę, już zamówiona w wydawnictwie. Sylwię mam przyjemność i honor oraz zaszczyt znać…I zwyczajnie czekam na książkę.

Przepraszam, że tak dużo dziś złośliwca jest. Ale czasami tak bywa.

X

Napisz do nas!

wpisz kod z obrazka

W celu zapewnienia poprawnego działania, a także w celach statystycznych i na potrzeby wtyczek portali społecznościowych, serwis wykorzystuje pliki cookies. Korzystając z serwisu wyrażasz zgodę na przechowywanie cookies na Twoim komputerze. Zasady dotyczące obsługi cookies można w dowolnej chwili zmienić w ustawieniach przeglądarki.
Zrozumiałem, nie pokazuj ponownie tego okna.
x