Echogorzowa logo

wiadomości z Gorzowa i regionu, publicystyka, wywiady, sport, żużel, felietony

Jesteś tutaj » Home » Renata Ochwat: Moje irytacje i fascynacje »
Marii, Marzeny, Ryszarda , 26 kwietnia 2024

Otworzył nam się sezon artystyczny, oj otworzył

2017-09-25, Renata Ochwat: Moje irytacje i fascynacje

Nie pamiętam takiego otwarcia sezonu artystycznego, kulturalnego w takim stylu i tak dobrze. Dwie duże instytucje kultury podniosły sobie i innym dość wysoko, a może i bardzo wysoko poprzeczkę.

Oczywiście, oficjalnego miejskiego otwarcia sezonu kulturalnego jeszcze nie było, bo zaplanowany on jest na październik. Ale moim zdaniem sezon należy uważać za otwarty. A to za sprawą dwóch, a właściwie trzech wydarzeń, jakie się odbyły podczas minionego weekendu.

W piątek wystartowała Filharmonia Gorzowska, choć właściwie nie wyhamowała na wakacje, bo Pikniki Chopinowskie ściągały przez całe lato naprawdę imponującą widownię. Ludzieńki przychodzili i słuchali. I było święto. Potem był koncert plenerowy, a w piątek otwarcie nowego sezonu. I to było naprawdę coś. Stanisław Moniuszko, Fryderyk Chopin i Nikołaj Rimski-Korsakow na afiszu, przepiękna muzyka, maestro Jacek Kraszewski za pulpitem i bez pulpitu, Orkiestra Filharmonii Gorzowskiej, to wszystko sprawiło, że ludzie, którzy lubią klasykę wychodzili z instytucji zachwyceni. Jeszcze w sobotę i niedzielę słyszałam od znajomych, ale nie od znajomych tylko świetne słowa. No wysoko sobie instytucja poprzeczkę ustawiła.

W sobotę wystartowała druga istotna instytucja, za którą mam Teatr Osterwy. Teatr zaprosił na „Kolację na cztery ręce” Paula Barza w reżyserii Jana Tomaszewicza. Kanoniczna dla melomanów sztuka została zrobiona nieco inaczej, niż we wcześniejszych odczytaniach (recenzja będzie za jakąś chwilkę w odrębnym tekście). I zachwyciła, przynajmniej część tych, którzy przyszli i się zmieścili na Scenie Kameralnej. Sam teatr chyba nie przypuszczał, że aż tak widzowie się za teatrem właśnie stęsknili. Bo naprędce dostawiano krzesła, co się oczywiście pewnej pani radnej nie spodobało bardzo, natomiast widzom innym bardzo. I był teatr. Magia sceny kolejny raz zadziałała. Dobrze, a wręcz znakomicie się stało, że na otwarcie sezonu Jan Tomaszewicz wybrał taki spektakl. Kameralny, ciekawy, ważny, dobrze zagrany. Mnie, melomance od zawsze kochającej Jana Sebastiana Bacha szczególnie się podobał. Bo, jak już powiedziałam, przełamał konwencję. No i oczywiście sławi skromnego kantora z kościoła św. Tomasza w Lipsku. No zwyczajnie, miód ma moje serce.

Przyznam się, mam w domu komplet, dzieła wszystkie Jana Sebastiana Bacha. Prezent pod choinkę wyjęczany od rodziny. Dwa lata mi zabrało przesłuchanie całości. Wracam do wielu rzeczy, do Wariacji Goldbergowskich – tu Glenn Gould, do suit wiolonczelowych w wykonaniu Mischy Maiskiego, ale szczególnie Jeana-Guiheina Queyrasa, do Koncertów Brandenburskich… Do Arii na strunie G. Do innych też. I dlatego byłam mocno ciekawa, jak ową kolację, która się nigdy nie odbyła, teatr pokaże. No i pokazał znakomicie. Czekam na kolejne rzeczy. Poprzeczka sama sobie podniesiona wysoko.

No i trzecim wydarzeniem był pierwszy tego sezonu Koncert Familijny w FG. Zabrzmiała „Szeherezada” Nikołaja Rimskiego-Korsakowa, nie w całości, ale jednak w trzech częściach. Zaprzyjaźnieni z FG nastoletni wokaliści zaśpiewali piosenkę „Filharmonia Wita”, Marcin Ciężki poprowadził całość. Muzycznie nad całością czuwał maestro Jacek Kraszewski, oczywiście bez partytury. Podobało się bardzo.

No i właśnie te trzy wydarzenia tak naprawdę otworzyły sezon artystyczny 2017-2018. Bo każde na wysokim poziomie, każde zachwycające, każde takie, że czeka się na kolejne wydarzenia. Oczywiście, obserwatorów kultury w mieście i bywalców wydarzeń artystycznych mocno nurtuje, kto dostanie Motyla – nagrodę kulturalną prezydenta. To fakt. Pożyjemy, zobaczymy. Ale raczej nie wydaje mnie się, aby poza Motylem coś przykryło te trzy wydarzenia. Może występ Filharmoników Berlińskich, może występ Bolszoja, może Teatr Tańca Piny Bausch. Może aria Piotra Beczały lub Aleksandry Kurzak…

Sezon się otworzył i to w bardzo mocny, bardzo ciekawy, bardzo dobry sposób. Dawno czegoś takiego nie było. I tak trzymać. Ale jak się patrzy na finasowanie kultury, to raczej nie należy się spodziewać rac. Dyrekcje zapowiadają, że nie odpuszczą, że tylko lepiej będzie, nie będzie zasady, że krawiec kraje, jak materii staje. Ja bym bardzo chciał, żeby tej materii było tak dużo, aby krawiec nie musiał mieć dylematów. Ale żyję w tej rzeczywistości, więc wiem, że jednak dylematy krawców będą dyrekcje dotykać.

I króciutko z innego kątka. Poczekamy na brąz w żużlu, bo pogoda pokonała Falubaz. Tor się nie nadawał do jazdy. Dziwne nie jest, jak leje dwa dni. Poczekamy, kciuki trzymamy. Będzie dobrze.

Ps. I znów odrobina prywaty. Ale ponieważ dziś moc dat znaczących, więc jednozdaniowo będzie o każdej. Pierwsza to taka, że dokładnie mija 55 lat od decyzji zamknięcia Cmentarza Świętokrzyskiego do pochówków. Jednym zdaniem, bo zamierzam coś większego na ten temat lada dzień napisać i napiszę.

A teraz w kolejności chronologicznej daty i wydarzenia ważne dla Ochwat.

475 lat mija od śmierci Thomasa Kantzowa, autora kroniki „Pomerania” z 1535 roku. Z Landsbergiem-Gorzowem wiąże się on w ten sposób, że o mieście oraz rzeczach tajemnych, jakie się tu wydarzały, pisze. Lektura to bardzo ciekawa, bo i zabawna czasami. No i warto wspomnieć, że Kantzow wpisał się też w żywy dyskurs, jaki czas temu odbyli lokalni i ponadlokalni historycy. Odsyłam do „Nadwarciańskiego Rocznika Historyczno-Archiwalnego”. Tam ta dysputa jest. Ale przede wszystkim do Kantzowa… Naprawdę przednia lektura.

Także dziś obchodzimy 115. rocznicę urodzin Hanki Ordonówny… „Miłość ci wszystko wybaczy” znają wszyscy. Polecam książkę Tadeusza Wittlina „Pieśniarka Warszawy: Hanka Ordonówna i jej świat”. Mało kto wie i chce pamiętać, że chora na gruźlicę pieśniarka przeszła piekło, ale opiekowała się polskimi dziećmi na Bliskim Wschodzie. Ja ją lubię, choć generalnie nie lubię wokalu.

Dziś także światek muzyczny obchodzi 85. rocznicę śmierci Glenna Goulda, kanadyjskiego pianisty, najlepszego, moim ale i nie tylko moim zdaniem, interpretatora Wariacji Goldbergowskich Jana Sebastiana Bacha. To tak w dedykacji i w odniesieniu do „Kolacji na cztery ręce”, która właśnie zagościła na afiszu Teatru Osterwy…. Gould – geniusz i drażniący człowiek, wielki muzyk. Ja go lubię i cenię jego podejście do Bacha.

No i ostatnia, choć mogłoby ich być więcej, data. Tak to idzie: „Miałem dziesięć lat/ Gdy usłyszał o nim świat/ W mej piwnicy był nasz klub/ Kumpel radio zniósł/ Usłyszałem blue suede shoes/ I nie mogłem w nocy spać/ Wiatr odnowy wiał (wujek Józek zmarł)/ Darowano reszty kar/ Znów się można było śmiać/ W kawiarniany gwar/ Jak tornado jazz się wdarł/ I ja też chciałem grać…”. Proszę państwa i ty dziatwo szkolna oraz my wszystkie Krasnoludki Polskie, trzeba nam wiedzieć i pamiętać, że 35 lat temu na pierwsze miejsce wybitnie ważnej listy, czyli Listy Przebojów Programu Trzeciego Polskiego Radia wszedł utwór „Autobiografia” Perfectu. Zaczęła się złota era polskiego rocka. A jak coś z dziesięć lat później Perfect przyjechał z koncertem do miasta nad trzema rzekami, to ze znajomymi się nań wybraliśmy. Typowaliśmy, czym się zacznie. Ja mówiła, że „Niepokonanymi”, a potem „Autobiografią” oraz „Co się stało z Magdą K.”. I tak było. To już tyle lat upłynęło, a my ciągle śpiewamy „Miałem dziesięć lat….” Nawet ja, która jakoś wokalu nie lubi.

X

Napisz do nas!

wpisz kod z obrazka

W celu zapewnienia poprawnego działania, a także w celach statystycznych i na potrzeby wtyczek portali społecznościowych, serwis wykorzystuje pliki cookies. Korzystając z serwisu wyrażasz zgodę na przechowywanie cookies na Twoim komputerze. Zasady dotyczące obsługi cookies można w dowolnej chwili zmienić w ustawieniach przeglądarki.
Zrozumiałem, nie pokazuj ponownie tego okna.
x