Echogorzowa logo

wiadomości z Gorzowa i regionu, publicystyka, wywiady, sport, żużel, felietony

Jesteś tutaj » Home » Renata Ochwat: Moje irytacje i fascynacje »
Marka, Wiktoryny, Zenona , 29 marca 2024

Wszyscy się boją 13 w piątek

2017-10-14, Renata Ochwat: Moje irytacje i fascynacje

Niby nie jesteśmy przesądni, ale jak przychodzi ta feralna zbitka, piątek i 13. dzień tygodnia, to każdy odczuwa ten dziwny dreszczyk.

Tego dnia każdy się ogląda za siebie, unika czarnych kotów, rozstawionych drabin, lubi spotkać kominiarza, choć dziś coraz trudniej o rzemieślników tej profesji. No jakby mógł, to by zawiązał czerwoną nitkę na odczynianie uroków, bo strzeżonego…

Ja się tego dnia bałam z kilku powodów. Czekała mnie intersująca rozmowa, potem druga, a potem jeszcze w pracy ważny koncert.

Pech mnie dopadł już z samego rana. O mały włos, a bym się spóźniła na rozmowę. Nad wyraz nie lubię się spóźniać. Co było robić, dawaj w taksówkę i zdążyłam. A rozmowa rzeczywiście była intersująca. Z ekspertką porozmawiałam sobie o rynku pracy. I się potwierdziło moje myślenie o mieście nad trzema rzekami. Bo od pewnego czasu czuję się w nim, jak w swoim ulubionym bardzo Lwowie. Mam oczywiście na myśli mieszankę języków, a nie ogólny wygląd obu miast. Dużo później spotkałam przemiłą znajomą, która właśnie ze Lwowa wróciła, zresztą z moim przewodnikiem tam pojechała, a do którego czasu zajrzeć nie miała. I usłyszałam taki tekst – Wiesz, ja bardzo dużo jeździłam po zachodniej Europie, ale tak cudnego, tak klimatycznego miasta jeszcze nie widziałam. Wcale nie przesadzasz z zachwytami. Co prawda mój prywatny dżin z czarnego imbryka do herbaty ma na temat Lwowa inne zdanie, ale przełknął tę opinię. Lata teraz po domu i marudzi – zabierz mnie tam, zabierz. Jak złośliwy nie będzie, to może rzeczywiście spakuję imbryk i jakoś go tam zawiozę.

Potem pojechałam na drugą rozmowę i też było cudnie. Lubię otoczenie książek, starych dokumentów. Przemiły znajomy miał trochę czasu, więc o różnych rzeczach porozmawialiśmy. Dowiedziałam się tego, czego chciałam, a przy okazji i tego, że lada chwila, lada momencik, no nie, nie piątek kolejny z Pankracym się zakręci, ale wyjdzie następny „Nadwarciański Rocznik Historyczno-Archiwalny”, czyli rzecz, na którą ja zwykle bardzo mocno czekam, bo z reguły zajmująca lektura to jest. Rocznik tym razem będzie miał coś ze 600 stron, czyli lektury na dłużej dostarczy. Tym razem, już drugi rok z rzędu, bez mojego tekstu, bo z głupoty własnej albo lenistwa raczej, nie napisałam. Teczka z zebranymi materiałami leży na wierzchu dużego stosu spraw do załatwienia i kłuje w oczy. No wstyd i coś okropnego. Cóż zrobić.

Ale, ale, dowiedziałam się także, że szykuje się kolejna książka. Już zaczął się proces wydawniczy i będzie to rzecz ponadregionalna. Od przemiłego znajomego, redaktora i szacownego Honorowego Obywatela wiem, że może być rewelacja. Oczywiście dla historyków i ceniących źródłowe wydawnictwa. No i na tę pozycję też czekam.

No i w końcu dotarłam do pracy swojej ulubionej. Kota żadnego po drodze nie spotkałam, zakonnic też, żadna drabina mi na drodze nie stanęła. Jakiś jeden cocker spaniel domagał się pogłasków, więc go pogłaskałam.

To był ważny wieczór, bo w Filharmonii Gorzowskiej gościliśmy muzyczki ze Śląska, w trudnym repertuarze. Bałam się mocno, że może melomani nie przyjdą, bo kameralna to rzecz była. Na afiszu Ludwig van Beethoven i Felix Mendelssohn-Bartholdy – dwa kwartety smyczkowe. Ale i tym razem czarna magia 13. dnia i piątku nie zadziałała. Melomani nie zawiedli, może nie było ich milion, ale jednak byli. A ci, co byli, wyszli zachwyceni. Co więcej, panie muzyczki były zachwycone melomanami z miasta na siedmiu wzgórzach. Usłyszałam od nich, że wspaniale się grało dla takiej publiczności. Rewerencja pełna po obu stronach. Rewerencja – bo oklaski, bo nie było brawek po częściach kwartetów, ale bis był. Pani Ola Batog, liderka kwartetu Akademos zapowiedziała, że muzyczki na ten bis właśnie zagrają część z jednego z kwartetów Głuchego Geniusza w taki sposób – Proszę państwa, to będzie bardzo współczesna muzyka. Bardzo. I była. Tak oto melomani za sprawą czterech dam ze Śląska mogli się przekonać, że Głuchy nie tylko klasykiem wiedeńskim był, ale na długo, długo wyprzedził swoją epokę. A mnie się zwyczajnie przykro zrobiło, jak zresztą zawsze, kiedy mam do czynienia z muzyką Głuchego Geniusza, że on tak naprawdę nigdy nie miał szans usłyszeć w pełni tego, co skomponował. I zawsze mnie się w takich okolicznościach kultury oraz przyrody przypomina film Agnieszki Holland „Kopia mistrza”.

Ale pełnia szczęścia i ostateczne odwrócenie czarnej magii piątku 13. dnia miesiąca czekała na mnie w domu, kiedy po mocarnie wypełnionym dniu dotarłam we własne pielesze. W skrzynce pocztowej znalazłam przewodnik po Kijowie. Jakiś czas temu zresztą zamówiony. Jest! Jest Ławra Peczerska – na zdjęciach, jest Majdan, są cudne cerkwie i wiele, wiele innych ciekawych tekstów. Zaczynam czytać.

No i jak tu wierzyć w karmę piątku i trzynastego dnia? Po takim dniu? Niby nie jestem przesądna, ale…

Ps. Dziś ósma rocznica śmierci Kazimierza Furmana. Poety, mojego przyjaciela. Wczoraj w Jazz piwnicy rozpoczęło się odczytywanie opowiadania „Agaciakowa”. Nie zdążyłam, koncert w FG był. Ale nadrobię w przyszłości. Jak już dotarłam do Jazz, to usiadłam sobie zawsze tam, gdzie przez lata siedziałam obok Furmana. Pamiętam ten feralny dzień, kiedy się publicznie w redakcji wrażej gazety popłakałam, kiedy Zbyszek do mnie z tą okropną informacją zadzwonił. Z pomocą wówczas przyszedł wówczas przemiły znajomy – przygarnął mnie i usiłował wytłumaczyć, że taka kolej losu. Jak mówi genialny poeta Horacy, dla każdego z nas ta sama noc. Fakt. Ale, szlag jasny oraz cholera jaśnista razem, nie umiera się w wieku 60 lat i nie zostawia się przyjaciół. Do dziś się z tym brakiem, z tym zniknięciem nie pogodziłam. Brakuje mi Kazimierza, brakuje jego zgryźliwego poczucia humoru, brakuje kwestii kardynalnej – Rencia, ale ty się na tym nie znasz…, brakuje opowieści o lekkiej atletyce, brakuje mi pisania na serwetkach, brakuje mi zainteresowania kolczykami i piórami wiecznymi – oczywiście moimi, brakuje mi mojego przyjaciela.

X

Napisz do nas!

wpisz kod z obrazka

W celu zapewnienia poprawnego działania, a także w celach statystycznych i na potrzeby wtyczek portali społecznościowych, serwis wykorzystuje pliki cookies. Korzystając z serwisu wyrażasz zgodę na przechowywanie cookies na Twoim komputerze. Zasady dotyczące obsługi cookies można w dowolnej chwili zmienić w ustawieniach przeglądarki.
Zrozumiałem, nie pokazuj ponownie tego okna.
x