Echogorzowa logo

wiadomości z Gorzowa i regionu, publicystyka, wywiady, sport, żużel, felietony

Jesteś tutaj » Home » Renata Ochwat: Moje irytacje i fascynacje »
Jarosława, Marka, Wiki , 25 kwietnia 2024

A mój klub ma już 37 lat…

2018-01-18, Renata Ochwat: Moje irytacje i fascynacje

Klub Turystyki Pieszej Nasza Chata obchodzi dziś właśnie 37. urodziny. Taki sobie średni wiek, ale jeśli wziąć pod uwagę ludzi, którzy w nim są, to jednak całkiem już stateczny.

W dzisiejszych czasach tylko wielkie organizacje i stowarzyszenia obchodzą tak wiele lat działalności i obecności w sferze publicznej. Bywa, że znacznie więcej, ale w tamtych czasach, kiedy powstawała sekcja turystyczna przy klubie osiedlowym U Szefa, raczej nikt nie zakładał, że tyle czasu będzie działać, a z czasem przerodzi się w samodzielny klub.

Nadal mamy, piszę mamy, bo mam zaszczyt i wielką przyjemność od listopada 2012 roku być członkinią tego fantastycznego klubu, siedzibę U Szefa. Tu się odbywają wszystkie ważne rzeczy – zebrania klubowe, spotkania, bale przebierańców – bo takowe urządzamy, sylwestry, andrzejki, spotkania wigilijne i jeszcze wiele, wiele więcej.

Kiedy się patrzy na nas, od razu rzuca się w oczy jedna rzecz. Wiek klubowiczów. Bo jakby tak średnią wieku wyliczyć, to będzie dobrze 60 plus. Ale trzeba się z klubem w trasę wybrać, żeby zobaczyć, jak te starsze panie – głównie oraz starsi panowie – w mniejszości, znakomicie sobie radzą w różnych warunkach. Przeszliśmy razem wiele kilometrów, ja tylko z nimi coś około 2,5 tysiąca, innych nieklubowych łazęg do tej statystyki nie wliczam. W mrozie, śniegu, deszczu, gołoledzi i upałach – bo tak chodzimy. W wielu przypadkach młodsi od nas nie daliby rady, a my jednak tak, bo jakoś tak mamy, że pagóry, ale i piaski, jak i rzeczki lub bagienka (no to głównie ja) nam nie straszne.

W klubie jest sporo ludzi, którzy mają po coś około 10 tys. km na liczniku i nadal im się chce. Myślę, że gdyby zliczyć wszystkie pokonane przez nas, głównie przez starsze stażem klubowiczki i klubowiczów kilometry, to kilka razy równik pieszo okrążyliśmy – rzecz jasna, jako klub.

Klub plącze się generalnie po okolicznych lasach, bliższych i dalszych miastu nad trzema rzekami. Ale klub się wypuszcza też i w Polskę oraz w zagranicę. Od pewnego czasu dość systematycznie zaglądamy do zachodniego sąsiada – na króciuteńkie wypady, ale i na dłuższe. Sami je organizujemy, sami dbamy o trasy i ciekawe miejsca do obejrzenia. A potem się cieszymy, że udało nam się pojechać w jakąś cudną krainę.

Niektórzy z nas mają dacze – domy letniskowe w okolicy i tam też zaglądamy. Wtedy jest czas na ciastko, dobrą kawę, anegdotę i wspólne chwile. Na lenistwo, na które nie ma czasu ani potrzeby na szlaku. Jednak każdemu od czasu do czasu takowe lenistwo się przyda. I my wówczas te rzadkie chwile też celebrujemy, lubimy je zwyczajnie.

Razem przeżywamy też rzeczy ostateczne, jak przejście na Niebieskie Szlaki naszych koleżanek i kolegów. Ostatnio pożegnaliśmy Jadzię Radzewicz, odeszła od nas tak szybko. Ale ciosem dla nas była śmierć naszej prezeski, dobrego ducha klubu – Małgosi Szymczak. To była najgorsza z możliwych informacji, bo wszyscy za Małgonię, jak do niej mówiliśmy, trzymaliśmy kciuki, wierzyliśmy, że pokona zjadliwą chorobę. No cóż, tym razem Niebieski Przewodnik zawołał Ją na Niebieski Szlak. Spotkamy się w sobotę na Żwirowej, aby ostatni raz pójść z Nią w ten ziemski szlak. Ja mam wobec Niej prywatny dług wdzięczności. Bo jak byłam w dużym dole emocjonalnym, to Małgosia powiedziała – no rusz się wreszcie, przyjdź na wycieczkę, a nie tylko o nich piszesz jako o zaproszeniu. Poszłam, zostałam i dziś jestem Jej bardzo, bardzo wdzięczna, bo poznałam, spotkałam fantastycznych ludzi, z którymi zostałam. I z nimi jest mi zwyczajnie dobrze.

Wiele nas łączy, choć po prawdzie rzadko się spotykamy poza klubowymi okazjami. Lubimy te chwile. Jak trzeba, to się wspomagamy. I nikt nie pyta – a czemu?

Od pewnego czasu, z różnych przyczyn, głównie rodzinnych, rzadziej bywam na szlaku z Chatą. I wszyscy w klubie mi mówią – tak w życiu się układa, będzie dobrze, zobaczysz. Bo taki to jest ten klub.

Chato kochana, tylko i aż 37 lat. Jak dobrze, że ktoś kiedyś wpadł na pomysł, żeby sekcję turystyczną przy Klubie U Szefa powołać do życia. Bo co wielu z nas robiłoby w niedziele? Nawet jak pada czy upał nieznośny jest? No co?

A skoro przy upale jestem, to opowiem anegdotkę. Jakoś trzy lata temu latem pojechaliśmy do Santoka, żeby się Santockimi Dębami przejść do miasta. Nikt z nas nie przypuszczał, że to będzie najgorętszy dzień tamtego lata. Szliśmy potem wałem warciańskim. Słońce prażyło niemiłosiernie. Szukaliśmy schronienia w cieniu. I w końcu znaleźliśmy – w chaszczach na wysokości Siedlic, stacji przepompowni. Było nas kilkoro. Byliśmy umordowani upałem, a nie drogą. Siedzieliśmy w tych chaszczach, a stateczni gorzowianie, którzy na spacer niedzielny wyszli, nieliczni, ale byli, patrzyli na nas z wielką podejrzliwością, bo wyglądaliśmy jak ci uchodźcy, których się dziś nigdzie nie chce. Wśród nas był też szanowany Honorowy Obywatel Miasta, nasz przewodnik zresztą. I jak w tych chaberdziach szukaliśmy chłodu, ktoś z nas zażartował – No i patrzcie, myślą, że my z Syrii jesteśmy. Ja się zresztą tak czułam. Jak z Syrii. Takie to i dziwne rzeczy się klubowi przydarzają.

I tylko dodam, do klubu może dołączyć każdy – bez względu na wiek, bez względu na inne względy. Jedyna konieczność – chęć łażenia pieszo po wertepach bliższych i dalszych oraz zgoda na to, że nagle przewodnik naprawdę w chaszcze i bagniska poprowadzi, tylko po to, żeby na prostą szlakową wyjść. Tylko tyle. Każdy może. Zapraszamy.

Chato sto lat!!!!

Ps. Taki mały i z filmowego kątka będzie. Dziś 90. urodziny obchodzi Franciszek Pieczka, wielki polski aktor. Wielki przez wzrost, ale wielki przez niebywały talent, przez role, jakie zagrał, choćby Gustlika w „Czterech pancernych i psie”, gdzie zadziwił wszystkich płynną śląską gwarą, bo reżyser nie miał bladego pojęcia, że Pieczka Ślązakiem jest i gwara to jego drugi język rodzimy. Jakby wymieniać role – filmowe, teatralne, dubbingowe i jeszcze inne, to papirus długi by był. Wspaniały aktor, charyzma, talent, skromność, dystans do siebie, ale i pewność siebie. W mieście nad trzema rzekami jest wielu ludzi, którzy sztukę filmową bardzo lubią, Franciszka Pieczkę mocno poważają, więc tylko przypominam, kwiaty przez InterFlorę słać można. 90 lat i cały czas czynny…. Tylko pozazdrościć. Pozazdrościć i wysłać w każdy możliwy sposób życzenia wszystkiego naj. Ja tylko dodam, że od czasu do czasu serial „Ranczo” oglądam właśnie dla pana Franciszka Pieczki. Wszystkiego naj i chyba już 200 lat życzyć wypada.

X

Napisz do nas!

wpisz kod z obrazka

W celu zapewnienia poprawnego działania, a także w celach statystycznych i na potrzeby wtyczek portali społecznościowych, serwis wykorzystuje pliki cookies. Korzystając z serwisu wyrażasz zgodę na przechowywanie cookies na Twoim komputerze. Zasady dotyczące obsługi cookies można w dowolnej chwili zmienić w ustawieniach przeglądarki.
Zrozumiałem, nie pokazuj ponownie tego okna.
x