Echogorzowa logo

wiadomości z Gorzowa i regionu, publicystyka, wywiady, sport, żużel, felietony

Jesteś tutaj » Home » Renata Ochwat: Moje irytacje i fascynacje »
Jarosława, Marka, Wiki , 25 kwietnia 2024

No i znowu nam coś ubyło…

2018-02-16, Renata Ochwat: Moje irytacje i fascynacje

Po cichu i bez żadnych informacji zniknął sklep muzyczny tuż obok katedry. Odkąd pamiętam, właśnie tam szłam, żeby się pogapić na instrumenty muzyczne.

O zniknięciu sklepu muzycznego dowiedziałam się dzięki przemiłym znajomym. Ktoś dopytał, czy to przenosiny, czy też likwidacja. Ktoś kolejny dopowiedział, że likwidacja. Jeszcze ktoś kolejny podał inny adres, gdzie instrumenty można oglądać i kupować. Akurat znam ten adres i powiem, że tak sobie go oceniam.

Ale do rzeczy. Rozumiem prawa rynku. Ponadto wiem, że ze sprzedaży instrumentów raczej trudno się utrzymać, ale jakoś mnie się tak smutno zrobiło. Tym bardziej, że ten sklep chyba był tam zawsze, znaczy w mojej pamięci był od zawsze. Zachodziłam tam czasami, żeby się pogapić na instrumenty muzyczne. Jakoś tak mam, że od lat interesują mnie instrumenty – na żadnym sama nie gram, ale ponieważ lubię bardzo muzykę, to i nagle zaczęłam się trochę interesować samymi instrumentami. I zaczęłam odkrywać pasjonujące historie związane właśnie z instrumentami. Po to też zachodziłam do tego sklepu, żeby się zwyczajnie pogapić. Oczywiście skrzypiec Stradivariego czy Amatiego lub fortepianu Steinway and Sons tam nigdy nie było, ale były inne. Dla mnie ten sklep był takim trochę kulturowym miejscem. No i go już nie ma. Podkreślam, rozumiem niewidzialną a skuteczną rękę rynku. Trzeba się pogodzić.

No i zostaje mi tylko to, co od lat czynię, jeśli chodzi o instrumenty. Za każdą wyprawą do miasta koziołków oraz Domków Budniczych idę na Stary Rynek, do Muzeum Instrumentów Muzycznych – jedynego zresztą w kraju. Za każdym razem sama się ze sobą zakładam – otwarte czy zamknięte będzie. Zawsze stawiam, że zamknięte i zawsze swoje postawione pięć złotych w tym zakładzie zwyczajnie wygrywam. Dlaczego tak jest, to inna historia i nie na ten złośliwiec. Przez lata, wiele lat, tylko raz udało mnie się tam wejść. Byłam jedyną zwiedzającą, zresztą ustrojoną w obowiązkowe koszmarne kapucie i z panią pilnującą zbiorów na karku. Oglądałam sobie te Stradivariusy, Amati i Guarneri, te Steinwaye i Pleyele, ale i Calisie, bo też tam są. Potem poszłam do działu instrumentów dziwnych, bo z egzotycznych krajów. Kapucie się ślizgały, pani była zniecierpliwiona, ale co tam. Wróciłam do Stardivari, Amati i Guarneri i pani mnie pilnująca była już mocno zdenerwowana. Może myślała, że chcę ukraść tego zamkniętego w szklany kubik Stradivariusa? Co było dalej, nie napiszę…. Było śmiesznie, dla mnie, nie dla pani, która mnie pilnowała.

Szczęściem od jakiegoś czasu pracuję w FG i mam instrumenty w zasięgu ręki. Mogę je sobie do woli oglądać, zachwycać się nimi. Od czasu do czasu przyjeżdżają goście i mają swoje – coś pięknego, jak choćby stara wiolonczela mistrza Tomasza Strahla… Gapiłam się na nią zachłannie. Ale i tak tęsknię do takiego muzeum, jakie widziałam i po którym chodziłam w Stuttgarcie.

A sklepu i tak mocno żal.

No i z drugiego kątka. Zawiało mnie nad Kłodawkę. Trudno nie jest, codziennie tamtędy chodzę. Jakoś spokoju mnie nie dawały i nie dają purpurowe numery na drzewach, w tym i na pomnikach przyrody. Poszłam więc i niepokój mój wzrósł. Po co malować purpurowe numerki na drzewach? Po co malować także purpurowe znaki na chodnikach? Przypomniało mnie się, jak planowano przeciąć park Kopernika, dawny cmentarz ewangelicki – ważny dodam. Też na drzewach pojawiły się numerki – może nie purpurowe, ale jednak. Skojarzenie było proste. Skoro ktoś oznaczył drzewa, znaczy szykuje się do ich wycinki. Może moje skojarzenie błędne jest, ale intuicja mi podpowiada, że jednak chyba nie. Sama się swojego myślenia przeraziłam. Tak więc zamiast snuć różne wizje postanowiłam oficjalnie magistrat zapytać, po co oznaczył drzewa wzdłuż Kłodawki, w tym stare, w tym rzadkie jak cypryśniki, w tym pomniki przyrody? Po co? Planowana jest ścieżka rekreacyjna nad rzeczką. Fajna w gruncie rzecz. Ale jeśli jej budowa ma oznaczać wydziabanie tych wszystkich drzew, to ja się na to nie zgadzam. Dla mnie to barbarzyństwo pierwszej wody. Dlatego kieruję zapytanie do miasta. Wycięcie każdego starego drzewa w mieście oznacza jedno – zabieranie zbawczego i niezbędnego do życia tlenu, zabieranie naturalnych szczotek odkurzających centrum z kurzu i pyłu, pozbawianie miasta cienia, ale i uroku. Zobaczymy, co magistrat mi odpowie. Mam tym razem jednak nadzieję, że to tylko przeczucia nadwrażliwej na wydziabywanie zieleni Ochwat. Oby tak było.

Ps. I tylko malusia informacyjka ze świata filmu. W mieście z niedźwiadkiem ruszył prestiżowy festiwal filmowy. Od nas to tylko pociągiem do miasta margrabiego Jana i dalej już Bombardierem do Lichtenbergu. Krótka i wcale niedroga wycieczka. Wielu u nas filmofanów, więc jak kto pomysła na weekend nie ma, nie bardzo lubi muzykę, a podróż pociągami nie jest mu straszna, więc może tam warto się wybrać. Bilety na seanse są w strawialnych nawet i dla nas cenach. Dlaczego więc nie. O Niedźwiedzie, od herbu miasta wzięta nagroda, walczą rodacy, w tym Małgorzata Szumowska, swego czasu bywalczyni Łagowa. Może warto się wybrać. Może warto zaplanować wizytę w mieście niedźwiadka na zakończenie festiwalu – o Berlinale piszę. Na pewno warto wiedzieć, że jest taka opcja. A Berlinale to jeden z najważniejszych festiwali filmowych świata. Gwiazdy się zjeżdżają i jak kto ma szczęście to na Unter den Linden może je spotkać. Lubią tam pijać kawę niedaleko takiej budki z wurstami, też zresztą słynnej.

X

Napisz do nas!

wpisz kod z obrazka

W celu zapewnienia poprawnego działania, a także w celach statystycznych i na potrzeby wtyczek portali społecznościowych, serwis wykorzystuje pliki cookies. Korzystając z serwisu wyrażasz zgodę na przechowywanie cookies na Twoim komputerze. Zasady dotyczące obsługi cookies można w dowolnej chwili zmienić w ustawieniach przeglądarki.
Zrozumiałem, nie pokazuj ponownie tego okna.
x