Echogorzowa logo

wiadomości z Gorzowa i regionu, publicystyka, wywiady, sport, żużel, felietony

Jesteś tutaj » Home » Renata Ochwat: Moje irytacje i fascynacje »
Bony, Horacji, Jerzego , 24 kwietnia 2024

Puste miasto, puste ulice, po prostu puste

2018-03-08, Renata Ochwat: Moje irytacje i fascynacje

Dziwnie mnie się szło wczoraj przez centrum w godzinach, kiedy jakiś czas temu był tam ruch. Jacyś pojedynczy ludzie, nieliczne samochody…

Zdziwiłam się mocno, kiedy szłam ulicą Sikorskiego w kierunku do książnicy. Była 16.00, czyli czas, kiedy akurat przy katedrze o tej porze był zwykle ruch. Wczoraj było martwo. Spotkałam przemiłego znajomego, który tam mieszka, i tylko potwierdził, że pustki saharyjskie w centrum wystąpiły od kilku dni i wcale nie chcą ustąpić. Okropnie to wyglądało. Okropnie. Pusto i bez ruchu. Potem podeszłam kawałek dalej i zobaczyłam płoty – no tak, taż remont Sikorskiego trwa. Trudno oczekiwać, że ruch będzie. Jeszcze potem marszruta na wczoraj doprowadziła mnie na Szlak Królewski i też pusto. Też nieliczni przechodnie, też jakaś taka martwota. Na byłym przystanku tramwajowym, czyli pod rachityczną wiatką siedzieli sobie panowie – mówią o nich menele. Ja tak nie twierdzę, ale panowie, którzy w chwili obecnej mają jeden cel – nazbierać groszaków i kupić coś z procentami. Jako że się trochę na nich pogapiłam, uznali za zasadne pogonić mnie z miejsca obserwacji. Jakim językiem – to się nie nadaje do cytowania nigdzie. Co było robić, poszłam sobie dalej. I tylko patrzyłam na sklepy i punkty usługowe. Było tuż po 17.00, znaczy niekoniecznie późno. Wszystkie były zamknięte. Ups, ten punkt, gdzie totolotka sprzedają, był czynny.

Przypomniała mnie się analiza, którą niedawno czytałam o miastach średniej wielkości, czyli takich, jak miasto na siedmiu wzgórzach. Takich między Bugiem a Odrą z cezurą Wisły pośrodku jest wiele. Konkluzja jest miażdżąca. Idzie ona tak. Najpierw wyludnią się tradycyjne centra, bo stopa życia się podnosi i ludzie wolą mieszkać w blokach na obrzeżach, w nowych kondominiach, które są obszerniejsze, wygodniejsze, lepiej zaprojektowane. Poza tym tam jest wygodniej, bo i centra handlowe tam są i cała inna konieczna infrastruktura do życia. Potem zaczną się i one wyludniać, bo lepiej się mieszka poza kondominiami. Ludzieńki wybiorą albo wieś, która już absolutnie nic wspólnego z tradycyjną wsią nie ma, albo przeprowadzą się do naprawdę dużych miast, bo tam i praca lepsza, szkoły lepsze, wszystko lepsze. Efekt – takie miasta jak nasze zostaną wyludnione, zapomniane i nikomu nie potrzebne. I powiem tak, jak szłam wczoraj historycznym centrum, miałam nieodparte wrażenie, że ten proces już się zaczął. Co prawda, daleko nam do takiego Goerlitz, które pięknie jest wyremontowane, a w którym tylko 30 procent mieszkań jest zasiedlonych. Ale niewiele nam brakuje. Może katastrofizm jest na wyrost, jednak już trzeba się zastanawiać, bo tylko zwykły spacer może spowodować lekką panikę.

Puste centrum, puste wyludnione ulice, zamknięte sklepy i punkty. No nie jest to dobry ogląd sytuacji. Bardzo niedobry, moim oczywiście zdaniem.

I z innego kątka. W sobotę w BWA wielki benefis Zofii Bilińskiej, znakomitej rzeźbiarki, artystki, która zawsze miała i ma swoje zdanie na wiele tematów. Ja z przyczyn rodzinnych niestety nie mogę być, a bardzo szkoda, bo pani Zofia to postać wielka, choć mikrego wzrostu, ale charyzmatyczna, która nigdy się nie bała mówić, co myśli. Ja panią Zofię cenię jako rzeźbiarkę, i tu od razu dopowiedzenie – za jej małe piękne formy. Przyjemnością jest oglądać rzeźby artystki. To kwintesencja tego, co stanowi o artyzmie – idea, warsztat, inteligencja, przełożenie idei na formę. Zaklęcie myśli w kształt i to w dodatku w metal lub kamień. To ciężka fizyczna praca, o czym czasami zapominają krytycy. A kiedy się patrzy na jej, znaczy pani Zosi, bo tak do artystki mówię, prace, to zwyczajnie się o tym wysiłku fizycznym zapomina. Bo powtórzę, prace pani Zosi to ulotność, to pole do wyobraźni, pole do dyskusji. Mistrzostwo. Jak kto nie ma pomysła na sobotnie popołudnie, to do BWA jak w dym.

Ps. Dziś mija dokładnie 50 lat, odkąd w Polsce zaczął się Marzec’68. Od wiecu studentów Uniwersytetu Warszawskiego w obronie swobód obywatelskich oraz o przywrócenie praw studenckich Adamowi Michnikowi i Henrykowi Szlajferowi, relegowanych kilka dni wcześniej. Oczywiście wcześnie były przede wszystkim „Dziady” Adama Mickiewicza w reżyserii Kazimierza Dejmka i ich zdjęcie z afisza oraz wiele innych wydarzeń. Ale od tego wiecu zaczęło się szaleństwo. To, które do prowadziło do wyjazdu niemal wszystkich ostatnich Żydów z kraju. Ta rocznica jakoś mnie osobiście dotyka, dlatego o niej wspominam. Bardzo mnie osobiście dotyka.

X

Napisz do nas!

wpisz kod z obrazka

W celu zapewnienia poprawnego działania, a także w celach statystycznych i na potrzeby wtyczek portali społecznościowych, serwis wykorzystuje pliki cookies. Korzystając z serwisu wyrażasz zgodę na przechowywanie cookies na Twoim komputerze. Zasady dotyczące obsługi cookies można w dowolnej chwili zmienić w ustawieniach przeglądarki.
Zrozumiałem, nie pokazuj ponownie tego okna.
x