Echogorzowa logo

wiadomości z Gorzowa i regionu, publicystyka, wywiady, sport, żużel, felietony

Jesteś tutaj » Home » Renata Ochwat: Moje irytacje i fascynacje »
Sergiusza, Teofila, Zyty , 27 kwietnia 2024

Nie dorośliśmy do zdobyczy cywilizacji, oj nie

2018-06-23, Renata Ochwat: Moje irytacje i fascynacje

Nie będzie przejście podziemnego przy Piłsudskiego. Powód. Prosty – nieustanna dewastacja. I co sobie myśleć o ludziach, którzy doprowadzają do tego, że wygodne rzeczy są niszczone, bo tak.

Od samego początku to przejście, zresztą jak i to drugie, na wysokości TESCO jest systematycznie niszczone. Popaciane ściany, zniszczone schody ruchome, zniszczone windy. Co tylko magistrat naprawił, odczyścił, zaraz znajdowali się jacyś bezmózgowcy, którym to przeszkadzało i niszczyli.

No i ja zwyczajnie tego nie rozumiem. Nie rozumiem, jak można niszczyć coś, co służy wielu ludziom. Zresztą nie jest to kwestia tylko przejść podziemnych, to kwestia niemal wszystkiego w mieście. Łupem wandali padają ławki, kosze na śmieci, ściany, wszystko.

Wszystko można zepsuć, popaciać, zniszczyć. Po co ma być ładnie, po co ma być wygodnie, kiedy może być paskudnie, szpetnie, jak w najgorszych fawelas. Niech to i tak zapuszczone miasto wygląda jeszcze gorzej. Dlatego kolejny raz powiem, że opowieści o miłości do miasta wkładam między bajki. Ot taki sloganik, który dobrze się mówi, a efekty i tak są inne. Nie dorośliśmy do wielu rzeczy, na pewno nie do tego, żeby miasto wyglądało dobrze. I myślę, że można podziękować za to wielu różnym ludziom.

A teraz z drugiego kątka. Otóż wczoraj zmarł Marek Karewicz, wybitny fotograf, dziennikarz, popularyzator jazzu, wyjątkowo mocno związany z miastem na siedmiu wzgórzach. Miałam to szczęście, że dane mi było Marka osobiście poznać. Przez wiele lat bowiem Marek przyjeżdżał i robił konferansjerkę na Pomorskiej Jesieni Jazzowej. I powiem tak, byłam w szerokim klubie, którzy równie mocno czekał na kolejną Jesień, bo wiedział, że przyjedzie Marek. Fantastycznie się mylił, opowiadał zabawne historyjki z dziejów jazzu, jego spotkań z wielkimi, a potem siedział w Jazz i dalej sypał opowieściami. Wiele jego fantastycznych zdjęć wisi w piwnicy jazzowej, tej, do której Marek Karewicz uwielbiał przyjeżdżać. Kiedy zaatakowała go choroba, przyjaciele z miasta i z piwnicy natychmiast włączyli się w dzieło pomocy. No zwyczajnie lubiliśmy tego znakomitego kompana. Czekaliśmy na niego. A teraz Marek siedzi gdzieś tam na Niebieskiej Jazzowej Łące, może w końcu Miles Davis mu powie, dlaczego na pewnym Jazz Jambore jakoś nie bardzo chciał się odwrócić do publiczności. Będzie mi go ogromnie brakowało.....

X

Napisz do nas!

wpisz kod z obrazka

W celu zapewnienia poprawnego działania, a także w celach statystycznych i na potrzeby wtyczek portali społecznościowych, serwis wykorzystuje pliki cookies. Korzystając z serwisu wyrażasz zgodę na przechowywanie cookies na Twoim komputerze. Zasady dotyczące obsługi cookies można w dowolnej chwili zmienić w ustawieniach przeglądarki.
Zrozumiałem, nie pokazuj ponownie tego okna.
x