Echogorzowa logo

wiadomości z Gorzowa i regionu, publicystyka, wywiady, sport, żużel, felietony

Jesteś tutaj » Home » Renata Ochwat: Moje irytacje i fascynacje »
Jarosława, Marka, Wiki , 25 kwietnia 2024

Urodziny miasta się zbliżają, te z dokumentów wynikające

2018-06-27, Renata Ochwat: Moje irytacje i fascynacje

Już coraz bliżej do 2 lipca, do dnia, kiedy faktycznie założono miasto. Co prawda władze przyspieszyły obchody, ale chyba trochę bez sensu.

Bez sensu, jak się pokazało. Bo ktoś i coś mocno nadmuchały balonik pod tytułem Mundial i rola Dumy Narodowej na tymże oto Mundialu. Miało być och i ach, prawie walka o tę złotą statuetę albo ostatecznie o pudło. Władze nasze uwierzyły, przyspieszyły świętowanie urodzinowe, bo wszyscy mieli owe zmagania oglądać, a tu klops klopsem pogania. Nie dość, że pudła nie będzie, o statuecie nie wspominając, to jeszcze jak prześmiewcza plotka internetowa głosi, Japonia – mój kraj marzeń i wzdychań wielkich – postanowiła wystąpić w japonkach. Tylko po to, aby Duma Narodowa (czyja, nie śmiem podpowiadać) miała tę przyjemność wielką, by może drugiego gola w tym Mundialu uskutecznić. Może się uda. Nie z pozycji samobója, ale w walce na boisku. Jak samurajska i nie tylko samurajska, bo i roninowa drużyna wystąpi rzeczywiście w klapeczkach, to może się uda. Jak nie oglądałam ostatecznych kompromitacji Dumy, bo i po co, skoro mam pod domem knajpę, która ryczy – Do boju Polsko, albo – k…, nie wypada w całości pisać, co ryczy w tym wypadku knajpa, albo – Polacy nic się nie stało, albo ostatecznie milczy w porażce całkowitej przybita, tak razem jednak popatrzę w telepatrzydło, bo nie przymierzając, tak czy siak, biało-czerwoni zwyciężą. A jak ronini i samuraje rzeczywiście w klapeczkach wystąpią, to zabawa przednia będzie. Dodam tylko, na piłce kopanej się nie znam, ale od czasu do czasu lubię Barcę albo Hertę pooglądać. To dobre widowisko jest. Naprawdę dobre. Na PSG też czasem, z rzadka spoglądam. Ale na piłce kopanej się naprawdę nie znam.

A wracając do urodzin miasta. Jakoś tak się składa, że Albert de Luge, delegowany do założenia Landsbergu, chyba mocno nie lubi, kiedy ktoś coś kombinuje ze świętowaniem urodzin jego grodu. Jego, jako urzędnika jego miłości margrabiego Jana I z dynastii askańskiej delegowanego do założenia miasta naszego. W minionych latach, jak urodziny obchodzone były niekanonicznie, to albo deszcz lał, albo gorąco było jak na Saharze, albo miasto widowiskowo lekceważyło święto. Rok temu chyba wybitnie się założycielowi nie spodobał program urodzinowy, bo katedra nam się zapaliła. Szczęściem udało się ten pożar opanować. Urodziny się jednak nie udały. No cóż. Ja się zwyczajnie nie dziwię.

Ale do najbliższych i nadchodzących urodzin wracam. Włodarze sobie w końcu przypomnieli, że mają w mieście Dzwon Pokoju. Coś absolutnie unikalnego, coś, czym można i trzeba się chwalić. Coś, o co trzeba dbać i chuchać. Coś, co rozrzewnia nie tylko mnie, ale i wielu innych miasteczkowych. Miasto poświętuje, uderzy w Dzwon. No i super. Bardzo, ale to bardzo dobrze. 2 lipca to się stanie, w samo południe. Jednym słowem wracamy do świeżej, ale jednak już tradycji.

Ale mnie się tak naprawdę podoba idea uruchomienia na jeden dzień linii 761, jaką robi Miejski Zakład Komunikacji. To będzie co prawda 5 lipca, ale oktawa obowiązuje, więc niech będzie. MZK wypuszcza tego dnia na specjalną linię stary autobus. Będzie się można przejechać z centrum na Piaski. I znów starsi wiekiem przypomną sobie te okropne podróże tymi trzęsącymi się autobusami, a młodzi, którzy nie zdążyli wyjechać na wakacje, będą mogli doświadczyć tego, co ich rodzice i dziadkowie trenowali przez całkiem spory czas ich życia. Trudne do wyobrażenia, ale całkiem na nowo przypomniane problemy może otworzą oczy tym, którzy przywykli do wygodnego życia. Ja tam oczywiście się starym autobusem przejadę. Nawet kartę w aparacie fotopstrycznym wyczyszczę, żeby foć dużo ustrzelić.

Brawo MZK. Brawo, bo właśnie w urodzinach miasta i o takie akcje chodzi. O odwołanie do przeszłości miasta. Do historii, tej odległej, ale i tej niekoniecznie odległej. 761 – tyle lat miasto ma i tyle obchodzi. Szampany otwierać można, nawet wcześnie rano. Raz w historii miasto ma 671 lat. Wiwat zatem, wiwat z szampanem, niech będzie z Pikolo, czyli bezprocentowym. Wiwat, że powtórzę.

I tylko pomarzyć można, żeby ktoś, jakieś stowarzyszenie na urodziny miasta, nie mówię, że na te, ale na jakieś w przyszłości pomyślało i w życie wcieliło jeszcze jedną rzecz. A myślę o odtworzeniu – tylko na jeden dzień – firmy przewozowej Pawła Zacharka.

Jakby było pięknie. Dzwon Pokoju, stary autobus, firma przewozowa Zacharka, gdzieś tam na wzgórzach parkowych Egomet Bratz się przechadza i opowiada, jak parki powinny być znakiem miasta. W Muzeum Schroederowie, na Zawarciu sam Johann Gottlieb Hermann Paucksch gości przyjmuje i tłumaczy, na czym polega bycie światłym fabrykantem. Na Kosynierów Gdyńskich dobry dyrygent orkiestr dętych, czyli Carl Teike z batutą przewodzi właśnie orkiestrze, która wygrywa Alte Kameraden. A przy katedrze jest widowisko z pewną dziewczyną, co to zakochała się w Polaku, który z Sierotkami szedł…. A w tym wszystkim jeszcze i reneta landsberska… A za przewodnika po tych wydarzeniach mam przede wszystkim Roberta Piotrowskiego. Za pomagiera typu przynieś, wynieś, pozamiataj, albo jeszcze lepiej posprzątaj sama się zgłaszam. Najlepiej mi wychodzi sprzątanie. Mama moja świadkiem.

Oj, jakie fajne urodziny miasta można by było uczynić. Pomarzyć, dobra rzecz. Ja bym bardzo chciała właśnie takich urodzin. Bez gwiazdek i gwiazdeczek znanych z telewizji rozlicznych, bez kramów z jedzeniem, choć one ostatecznie mogły by być. Ale właśnie tak. Z historią tego miasta, bo jest fascynująca. Ostatecznie i Piotr I Wielki ze swoją żoną, tą dziwną mógłby się pojawić. Ten wielki car tu był. Naprawdę. Kto nie wierzy, niech zapyta w Archiwum Państwowym.

To miasto, dziś z lekka kurnik, ma naprawdę ciekawą historię. Tę dawną, ale i tę niedawną. I jak ją ubrać w szatki miejskich wydarzeń, co to wcale milionów kosztować nie muszą, a zaprzęgną do zagrania ról wszelakich ludzi, którzy zwyczajnie lubią to miasto, to może być pięknie. Skoro udało się Muzeum na okoliczność pikniku u Schroederów, to może mogłoby się udać i w takim wydaniu. No ja bym bardzo mocno chciała. Trochę i mocno trochę pracy to kosztuje, ale jednak warto. To miasto, które dziś kurnik przypomina,  warte jest właśnie takich urodzin. Takich, które przypomną i pokażą wielu mieszkańcom, że ma historię, ciekawą. Ważną i istotną. A jak miasto chce, to może zafundować dodatkowo lody i watę cukrową. Na urodziny trzeba. Kaszankę z grilla i ogórki małosolne mieszkańcy sami przyniosą. Wiem to od nich.

I z innego kątka. Miało być jeszcze o Folk Festiwalu. Idę i kibicuję. Więcej w innej odsłonie, bo wydarzenie wielkie i ciekawe jest.

X

Napisz do nas!

wpisz kod z obrazka

W celu zapewnienia poprawnego działania, a także w celach statystycznych i na potrzeby wtyczek portali społecznościowych, serwis wykorzystuje pliki cookies. Korzystając z serwisu wyrażasz zgodę na przechowywanie cookies na Twoim komputerze. Zasady dotyczące obsługi cookies można w dowolnej chwili zmienić w ustawieniach przeglądarki.
Zrozumiałem, nie pokazuj ponownie tego okna.
x