Echogorzowa logo

wiadomości z Gorzowa i regionu, publicystyka, wywiady, sport, żużel, felietony

Jesteś tutaj » Home » Renata Ochwat: Moje irytacje i fascynacje »
Jarosława, Marka, Wiki , 25 kwietnia 2024

Na urodziny przyszywanemu miastu memu ….

2018-07-02, Renata Ochwat: Moje irytacje i fascynacje

Gorzów/Landsberg kończy dziś 761 lat. Długa, ciekawa historia, wielu ciekawych ludzi, intrygujące zdarzenia – to wszystko się tu wydarzyło, ci ludzie tu mieszkali. Ale przy tak szacownym wieku trudno się dziwić. Wszystkiego naj miasto.

O lokacji miasta właśnie tu zdecydował margrabia Jan z dynastii askańskiej. Delegował do tego zadania swego rycerza Alberta de Luge. Ten przybył tu z rodziną, zaufanymi sługami i dawaj budować miasto. Taki był początek. O historii miasta pisać absolutnie nie zamierzam, bo mądrzejsi ode mnie to wcześniej i lepiej uczynili. Biblioteka landsberska jest całkiem obszerna. Wystarczy trochę poczytać. Trochę sporo lektury, ale warto.

W każdym razie miasto jest moje przyszywane, bo się tu ani tu nie urodziłam, ani nie kształciłam, a jedynie od wielu lat pracuję i od równo 18 lat mieszkam. Dokładnie 1 maja tego roku osiągnęłam pełnoletniość jako mieszkanka, cały czas w jednym miejscu, cały czas w tej samej kamienicy. Od lat wielu, więcej niż 18, jednak przyglądam się temu miastu, poznaję jego historię, chodzę ulicami, gadam z mieszkańcami. I przyznam, że to jest najbardziej fascynujące.

Pamiętam to miasto kolorowe, pełne zieleni, z kawiarenkami nawet na Szlaku Królewskim, który już dawno takowym przestał być. Od jakiegoś czasu na każde miasta urodziny piszę moje życzenia miastu. Tak i teraz będzie.

Na te 761. urodziny życzę miastu przede wszystkim, żeby odzyskało tożsamość. Bo teraz jej nie ma.

A poza tym miastu memu przyszywanemu życzę:

- naprawdę dobrego gospodarza, który zadba zarówno o wielkie rzeczy, jak zrównoważony rozwój, ale i o drobne rzeczy, jak chodniki czy politykę śmieciową i kilka innych z pozoru właśnie drobnych ale istotnych spraw,

- gospodarza, który dostrzeże instytucje kultury z ich niezwykłym potencjałem i nie będzie wydawał kasy na paskudne pikniki stylu w country-disco polo,

- tego, aby już nigdy i nic nie sprawiło, żadne mistrzostwa w jakimkolwiek sporcie, wybuch wulkanu, wylanie rzeki, małe tsunami gdzieś tam, czy też cokolwiek innego, aby urodziny tego szacownego grodu obchodzić w innym terminie, aniżeli 2 lipca, kiedy L/G się urodził. Decyduje o tym akt lokacji miasta, rzadkość, jeśli chodzi o miasta i wsie z głębokiego średniowiecza. Miasto moje przyszywane taki akt ma i z tego winno być maksymalnie dumnie, bo ja jestem. Takich aktów, na papierze, na skórze z pieczęciami, choć my dziś tylko z odpisów akurat ten akt znamy. Historia zdecydowała, że pierwszych czterech dokumentów miejskich w oryginalne niestety nie ma, ma naprawdę niewiele miejscowości,

- radnych, którzy działać będą tylko na rzecz rozwoju tego miasta, a nie będą realizowali polityki swoich partii, polityki, która niekoniecznie dla miasta jest dobra,

- polityków pochodzących z miasta, którzy też działać będą na jego rzecz, ale nie na zasadzie załatwiliśmy, bo określenie »załatwić« jest jednym z najgorszych określeń na działania, określenie skompromitowane już za poprzedniego ancien regime’u, a dziś dziwnie wskrzeszone,

- zadbania o zieleń, bo ciągle z tym jest okropnie, a kiedyś jednak było inaczej,

- myślenia o rzece, o Warcie, bo ona jest niezwykle ważna, bez rzeki tej i miasta tego by nie było,

- dostrzeżenia potencjału, który jest, a który bywa lekceważony, myślę o potencjale ludzkim, który warto wykorzystać, a nie tylko słuchać potakiewiczów, i wcale nie o władze miasta mnie w tym przypadku chodzi,

- dobrej uczelni, dobrej w sensie, że kształci rzetelnie,

- dobrej promocji, a co za tym idzie, próby zbudowania infrastruktury przyjaznej przyjezdnym, którzy zechcą tu przyjechać, bo jednak zaczynają przyjeżdżać,

- światłych mieszkańców w różnym wieku, którzy dbać będą o miasto, jak o źrenicę własnego oka, mieszkańców, którzy nie będą dewastować udogodnień, nie będą paciać po ścianach, nie będą zwyczajnie śmiecić, nie będą robić niczego, co tylko szkodę przynieść może, a tak się dzieje,

- stałej dyskusji o tym, jak tylko dobro miastu czynić, dyskusji przekuwanej w dobre działania na rzecz miasta właśnie,

- tego, aby choć w ułamku osiągnąć w sensie rozwojowym to, co osiągnął i osiąga stale Winny Gród, do którego stale i wciąż miasteczkowi się odnoszą, i żale zanoszą, że tam można, a u nas nie,

- skutecznego zabiegania o środki spoza budżetu, skutecznego, a nie tylko obiecywania, że coś się zrobi, jak kasa będzie,

- mniej obiecywania, więcej działania,

- i na końcu, żeby jednak ludzie stąd nie uciekali w popłochu, bo to tylko kurnik bez szans na coś więcej. Działań, aby jednak ten kurnik stał się na nowo dumnym miastem, które założył Jan I z askańskiej dynastii, bo widział sens w jego założeniu. Bo dziś jednak jest tak, że ludzieńki w popłochu stąd uciekają.

Ja wiem i rozumiem, że lista urodzinowych życzeń miastu jest z gatunku tych z Nibylandii, bo nigdy tak nie będzie, nie ma światów idealnych, ale dlaczego nie, dlaczego nie życzyć tego wszystkiego miastu, w którym się mieszka i któremu się dobrze życzy.

W każdym razie miasto jednak już moje, bo trochę lat tu mieszkam, życzę ci na twoje 761. urodziny tego, żebyś w końcu przestało być zapyziałym miasteczkiem, kiedyś na wschodnich rubieżach Marchii, Brandenburgii, Prus, Niemiec, a potem równie zapyziałym miasteczkiem na zachodnich rubieżach Polski. Życzę ci miasto tego bardzo, bo choć bardzo dziś odbiegasz od tego, jak kiedyś twoje oblicze wyglądało, to jednak wierzę w ciebie miasto, że znów możesz być piękne, przyjazne, otwarte, zachęcające do mieszkania. Miasto, w którym chce się mieszkać, w którym żyją światli ludzie. Tego miasto moje przyszywane, ale i miejsce, w którym mieszkam, tobie życzę.

Następnych 700 lat Gorzowie – Landsbergu/ Landsbergu – Gorzowie. Bo choć twierdzę, że dziś to miasto Jana I z dynastii askańskiej wygląda jak kurnik, to jednak wierzę, że wcale kurnikiem być nie musi. Miasto moje przyszywane – wszystkiego naj na urodziny. Wszystkiego naj. Niech zabrzmi Dzwon Pokoju i niech jego dźwięk sprawi, że jednak coś się zmieni.

Ps. Miałam trochę powybrzydzać na różne rzeczy, które się działy pod moim oknem i spać mi nie dały, ale komentarze w mediach społecznościowych załatwiły sprawę. Malowanie pasów na hura i kręcenie klipów to nie jest dobry kierunek w promocji i budowaniu tożsamości miasta. Nie przynosi bowiem nic. Najlepiej ujął to w mediach społecznościowych szanowany przeze mnie gorzovianista Robert Piotrowski. I ja się z Robertem w całości zgadzam. Malowanie pasów, tylko kilku i tylko na jedną okoliczność jest jak malowanie trawników za byłej i szczęściem zapominanej władzy, a kręcenie klipów pewnej gwiazdki, nawet popularnej obecnie, w żaden sposób do dobrej sławy i dobrego imienia miasta się nie dokłada. Takoż do budowania tożsamości miasta. Skargę na nocne hałasy i tak napiszę. I wiem, że nic z tego nie wyniknie. No cóż.

X

Napisz do nas!

wpisz kod z obrazka

W celu zapewnienia poprawnego działania, a także w celach statystycznych i na potrzeby wtyczek portali społecznościowych, serwis wykorzystuje pliki cookies. Korzystając z serwisu wyrażasz zgodę na przechowywanie cookies na Twoim komputerze. Zasady dotyczące obsługi cookies można w dowolnej chwili zmienić w ustawieniach przeglądarki.
Zrozumiałem, nie pokazuj ponownie tego okna.
x