Echogorzowa logo

wiadomości z Gorzowa i regionu, publicystyka, wywiady, sport, żużel, felietony

Jesteś tutaj » Home » Renata Ochwat: Moje irytacje i fascynacje »
Marii, Marzeny, Ryszarda , 26 kwietnia 2024

Kiedy zobaczyłam, co zostało z harcerskiego placu, serce mi zamarło

2018-08-11, Renata Ochwat: Moje irytacje i fascynacje

Wielki plac budowy, jakieś buldożery, spychacze, wydziabane drzewa – jednym słowem coś okropnego. Ktoś tłumaczy, że zanim powstanie coś pięknego, musi być okropnie.

Długo się nie mogłam doprosić wykazu drzew, które mają paść, bo gdzieś tam ma iść ta dziwna ścieżka pieszo-rowerowa nad Kłodawką. Kilka razy prosiłam w urzędzie, zawsze mnie zbywano okrągłym określeniami. A to, że jeszcze nie wiadomo, a to, że jakiś wydział to pilotuje, ale szczegółów nie zna, a to, że cały czas dopinane są szczegóły. I teraz już jestem najzupełniej pewna, że kiedy mnie zbywano, bo przecież znaną histeryczką na punkcie zieleni jestem, trwała w najlepsze wycinka drzew na wysokości Domu Harcerza, jak niektórzy nazywają plac między Kłodawką a ulicą Wyszyńskiego.

I dopiero kiedy znienacka rozpętała się awanturka o skwer przy Łaźni, też zresztą rozpętana trochę przeze mnie, z czego zresztą jestem zwyczajnie dumna, miasto podesłało mi wykaz drzew oraz mapkę. I w tym miejscu paru paniom urzędniczkom za to dziękuję. Naprawdę.

Przeczytałam ramkę z wykazem i zrobiło mnie się słabo. Zwłaszcza kiedy przy przytłaczającej liczbie drzew, których już nie było, czytałam – zdrowe. Poszłam więc do Domu Harcerza i tam się najpierw trochę popłakałam, a potem szlag jaśnisty mnie trafił. Chodziłam po tym pobojowisku i nie wierzyłam, że jakikolwiek urzędnik mógł wpaść na taki pomysł. Na pomysł, aby kosztem zdrowych drzew, które tylko uroku, cienia i tlenu dodawały, zaprojektować jakąś ścieżkę. Nie drogę niezbędną dla zdrowia i życia ludzi, nie szlak, bez którego miasto się udusi, a ścieżkę rekreacyjną, którą może kto pójdzie, a może i nie.

Powiem tak, dla mnie to zbrodnia na przyrodzie. Zwłaszcza w dzisiejszych czasach, kiedy każde dorosłe i zdrowe drzewo w mieście powinno być na wagę złota. W czasach, kiedy już drugi miesiąc trzyma ukrop trudny do wytrzymania. W czasach, kiedy z każdej strony bombardują nas tabelki i wykresy pokazujące, jaki zbawienny wpływ na miasto mają drzewa. O ile ich obecność w przestrzeni miejskiej obniża odczuwalną temperaturę powietrza. Jakby kto przypadkiem bielmo na oczy dostał, albo został zaślepiony przez słońce, co mnie się przydarzyło zupełnie niedawno, i sam do tej wiedzy nie dotarł, to powiem jedynie, że obniżają one o kilka, czasem nawet i o 10 stopni odczuwalną temperaturę powietrza.

Dlatego powtórzę, że to, co się tam obok Domu Harcerza wydarzyło, to barbarzyństwo okrutne. Nie trafiają do mnie argumenty, że może część tych drzew była taka sobie, nie trafią też takie, że ma być pięknie. Nic, żadna inwestycja w mieście, która nie jest absolutnie konieczna dla życia ludzi, nie usprawiedliwia tego, co tam zaszło. Tym bardziej, że nie wierzę, iż taka ścieżka, w istocie jakaś autostrada z wyimaginowanymi centrami aktywności ludzkiej, co do których nie ma żadnych gwarancji, iż ktokolwiek z nich będzie korzystał, stanie się nagle centrum pieszych peregrynacji gorzowian spragnionych rozrywki na świeżym powietrzu.

Nigdzie się takich rzeczy nie robi. Nigdzie. Nawet jak się ugory zamienia w jakieś pola aktywności, to tak się je projektuje, aby zieleń istniejącą zachować. Maksymalnie zachować, a nie wycinać coś około setki zdrowych dorosłych drzew. Zresztą mam kilka przykładów na to, że uszczęśliwianie na siłę w organizacji rekreacji trafia w próżnię. Najprostszy i dobrze znany gorzowianom przykład, tym, którzy lubią do miasta z niedźwiadkiem ryznąć w różnych celach, jest na terenie byłego lotniska Tempelhof. Ugór po lotnisku został ugorem. Nikt tam się nie spieszy w celach rekreacyjnych, choć grilla można rozpalić. Nie ma nawet takiego trendu, żeby sobie kupić najlepszy w Berlinie kebap w słynnej budce i pojechać jeden przystanek metrem, aby na Tempelhof oddać się przyjemności spędzania wolnego czasu z tym przysmakiem oraz innymi. Sztucznie utworzone miejsce pozostaje w gruncie rzeczy puste.

I jakoś nie mam złudzeń, że z tymi strefami będzie podobnie. Bo tubylcy jak już to wolą nad Gołębie, do Lip, nad Portki czy do Glinika ryznąć. Nawet do Kłodawy. Co dziwne ostatecznie nie jest, bo jest blisko, jest woda.

Szkoda straszliwa się stała. Można i trzeba upiększać miasto, ale nie takim kosztem. Ja tam w niewiele rzeczy wierzę, ale w efekt motyla jednak tak. I tego autorom tego straszliwego projektu jak najbardziej życzę. I niech mnie nazywają histeryczką do kwadratu. Cóż, trudno przeżyję. I w tym konkretnym przypadku będzie to komplement.

Ps. Jakaś złodziejska ręka ukradła tablicę przy pomniku Zacharka. Fundatorzy chcą odtworzyć, ale jakoś nie potrafią znaleźć dobrego zdjęcia, bo mają jakieś fragmentaryczne. Może ktoś ma w swoich zasobach odpowiednią foteczkę? Fundatorzy będą wdzięczni. A mnie zwyczajnie sił brakuje, aby i to komentować. Bo szlag jaśnisty i żal okrutny mną trzęsą i obawiam się, że długo to jeszcze potrwa.

X

Napisz do nas!

wpisz kod z obrazka

W celu zapewnienia poprawnego działania, a także w celach statystycznych i na potrzeby wtyczek portali społecznościowych, serwis wykorzystuje pliki cookies. Korzystając z serwisu wyrażasz zgodę na przechowywanie cookies na Twoim komputerze. Zasady dotyczące obsługi cookies można w dowolnej chwili zmienić w ustawieniach przeglądarki.
Zrozumiałem, nie pokazuj ponownie tego okna.
x