Echogorzowa logo

wiadomości z Gorzowa i regionu, publicystyka, wywiady, sport, żużel, felietony

Jesteś tutaj » Home » Renata Ochwat: Moje irytacje i fascynacje »
Alfa, Leonii, Tytusa , 19 kwietnia 2024

Wracam znów do małego skwerku w centrum miasta

2018-10-12, Renata Ochwat: Moje irytacje i fascynacje

Miałam już o tym nie pisać, ale wielość głosów w mediach społecznościowych sprawiło, że jednak muszę. Muszę i chcę.

Jakoś latem trochę sama sprowokowałam dyskusję o tym, jak powinien wyglądać remont, a właściwie odświeżenie ślicznego skwerku przy Łaźni. Urzędnicy solennie wówczas zapewniali, nic wielkiego tam się nie stanie. Ot trochę chodnika się pojawi, kilka uschniętych krzaczków zniknie. No będzie wręcz cudownie. Jak się pojawiły ciężkie maszyny budowalne, straciłam nadzieję, że tam jednak będzie tak, jak urzędnicy, a zwłaszcza jedna pani, według której omyłka i pomyłka do dwa różne określenia, choć słowniki poprawnościowe i językowe mówią zupełnie co innego, zapewniali. Może kiedyś zechce mnie się kwalifikowany artykuł językoznawczy na ten temat napisać – znaczenia słów omyłka i pomyłka oraz błąd. Może.

Wracam do skwerku. Jak już postawiono pomnik, coś mnie tknęło. Potem już tylko z rozpaczą w oczach i rezygnacją patrzyłam na metry kwadratowe płytek, jakie tam się pojawiają. Jak wycięto krzaki, naturalne miejsca gniazdowania małych ptaszków, w tym kochanych przeze mnie wróbelków. A teraz jeszcze i to. Od pewnego czasu w Necie pojawia się zdjęcie z brukowania tego placyku – bardzo charakterystyczne. Dyskutanci pokazują bowiem, jak systematycznie pracownicy układający te kilometry kwadratowe płytek na małym jednak skwerku podcinają korzenie pięknego drzewa. I wszyscy mówią jednym głosem – nie udało się oficjalnie drzewa wyciąć, to za jakiś czas trzeba będzie, bo zwyczajnie uschnie. I nie będzie gadania, że ktoś na siłę usunął, tylko larum, że suche i zagraża.

W taki oto prosty sposób jednak się okazało, że moje słowa o zniszczeniu nieodwracalnym tego miejsca się spełniają. Nigdy nie chciałam być Kasandrą, wyszło jednak, że się stałam. To tylko jedno miejsce, ponoć porządkowane. O innych nie chcę pisać, bo jak pomyślę o szkółce inspektowej przy FG, to nawet nie żal mnie ogarnia, ale pusty śmiech. Zaiste dziwny to sposób dbania o miejską zieleń. Zaiste…

A skoro przy takich ostatecznie oszpeconych miejscach w przestrzeni publicznej jestem, to zwyczajnie muszę przypomnieć, że dziś mija dokładnie 40 lat, kiedy to w miejsca Pomnika Wdzięczności na placu Nieznanego Żołnierza odsłonięto pomnik żołnierzy 5 Dywizji Piechoty 2 Armii WP, dłuta Jerzego Koczewskiego. Jakby kto miał problem z identyfikacją, to podpowiem, to Kwadrat. Pomnik wyszedł z rąk artysty, jednego z trzech, którzy się na początku lat 70. minionego wieku osiedlili w Gorzowie, pierwszych trzech z dyplomami Akademii Sztuk Pięknych, a których mistrz Jan Korcz określił mianem Amerykanów. Pomnik sobie na Kwadracie stał, zieleni tam było pod dostatkiem. Ale ktoś nagle zapragnął „uporządkować” to miejsce i jest to, co jest. Pomnik stoi jakby na przyczepkę, zieleni tam niet, za to mega dużo światła takiego w stylu lasvegasy. Ktoś, kto zrobił tę „rewitalizację”, zwyczajnie nie zadbał o kontekst. Nie wpisał się w kontekst. Powstało coś okropnego. Z zupełnie innej bajki. A mogło być dobre. I dodam, nie przemawiają do mnie argumenty, że jednak to miejsce żyje. Moim zdaniem, mogłoby żyć jeszcze lepiej i ciekawiej, bez wydziabywania wielu zielonych drzew. A tak pomnik, dzieło sztuki jednak, sobie tam stoi jako taki niemy wyrzut sumienia. Ostatecznie jednak dobrze, że choć się ostał. Tyle dobrze.

Ps. I jedna fajna informacja dziś do miasta przypłynęła. Otóż trębacz Jakub Waszczeniuk został wykładowcą jednej z najlepszych uczelni muzycznych w kraju, czyli Uniwersytetu Muzycznego im. Fryderyka Chopina w Wawie. Nazwisko Jakuba jest świetnie znane bywalcom Jazz Clubu Pod Filarami. Bo tam jeszcze w czasach szkoły muzycznej grywał. Potem w czasach studiów też się pojawiał. Należał do teamu muzyków, młodych wiekiem, którymi w pewien sposób opiekował się Prezes Dziekański. A pewien czas temu  wystąpił w Filharmonii Gorzowskiej jako solista. Przepiękny to koncert był. Potem spotkaliśmy się w Jazz i też było pięknie. Dlatego o tym piszę i serdecznie gratuluję. Melomani gorzowscy też się do gratulacji przyłączają. Zresztą jakoś tak jest, że wychowankowie szkół muzycznych i Jazz wracają. Zupełnie niedawno, bo w minioną niedzielę na scenie FG pokazał się puzonista Bartosz Pernal, dziś dr i pracownik uczelni muzycznej we Wrocławiu. W musicalu disnejowskim, który zachwycił dzieci i mamy oraz taty, jak i dziadków oraz babcie, zagrał jako muzyk. A przecież to on był jednym z autorów sukcesu. Takie to miasto, które wychowało w trudnych warunkach dla muzyków całkiem pokaźną klasę świetnych artystów.

X

Napisz do nas!

wpisz kod z obrazka

W celu zapewnienia poprawnego działania, a także w celach statystycznych i na potrzeby wtyczek portali społecznościowych, serwis wykorzystuje pliki cookies. Korzystając z serwisu wyrażasz zgodę na przechowywanie cookies na Twoim komputerze. Zasady dotyczące obsługi cookies można w dowolnej chwili zmienić w ustawieniach przeglądarki.
Zrozumiałem, nie pokazuj ponownie tego okna.
x