2018-11-15, Renata Ochwat: Moje irytacje i fascynacje
Sekrety miasta, o którym piszę już jakieś 20 lat, to ciekawe. Zastanawia mnie, czego nie wiem, o czym się dowiem, co mnie zaintryguje. I powiem, że liczę dni do wydania.
Uprzedził mnie, niestety, Adam Oziewicz, który o tej książce już napisał. Wiem o niej od ponad miesiąca, albo i dwóch, bo wówczas na nią natrafiłam.
A było tak. Pojechałam do Szczecina z Orkiestrą FG. Orkiestra uświetniała 70-lecie Pomorskiego Uniwersytetu Medycznego w Filharmonii Gorzowskiej. Było trochę czasu pomiędzy próbą a koncertem, więc poszłam sobie do Muzeum Narodowego, a co tam zobaczyłam, można przeczytać w naszej zakładce Na Szlaku. I po drodze do Muzeum była księgarnia Zamkowa. Cały majątek tam wydałam na książki, w tym na cymes, czyli „Sekrety Pomorza Zachodniego” Romana Czejarka (serdeczne polecam). A jak wróciłam do chałupy własnej, świerzbienie mózgu kazało mi zajrzeć na stronę wydawnictwa, czyli Księżego Młyna w Łodzi. I tam odkryłam, że wydawnictwo szykuje właśnie „Sekrety Gorzowa” Pawła Staszaka. Co prawda, już się miała książka ukazać, ale plany wydawnicze się z lekka przesunęły. Pomyślałam wówczas, że się nie pochwalę, że sama napiszę, iż coś takiego jest. A tu proszę, Adaś mnie uprzedził.
W każdym razie bardzo mocno czekam akurat na tę książkę, bo sama o tym mieście i jego różnych dziwnych wydarzeniach oraz niektórych ludziach napisałam morze tekstów. Jeszcze więcej przeczytałam, autorstwa znakomitych autorów, w tym tekstów znakomitego gorzovianisty Roberta Piotrowskiego, ale także Jerzego Zysnarskiego, Krystyny Kamińskiej, prof. Dariusza A. Rymara, Jerzego Sygneckiego, Grażyny Kostkiewicz-Górskiej…. Zresztą wymieniać autorów, to jednak spory płat atłasu albo długi papirus. Mam dość długą półkę z wydawnictwami regionalnymi lub dotyczącymi regionu. Już choćby tylko fakt, że poczesne miejsce zajmują na niej 24 tomy „Nadwarciańskiego Rocznika Historyczno-Archiwalnego” oraz kilkanaście tomów Wojewódzkiej i Miejskiej Biblioteki Publicznej im. Zbigniewa Herberta z wystąpieniami na stałych spotkaniach z cyklu Nowa Marchia – prowincja zapomniana – Ziemia Lubuska – wspólne korzenie, powoduje, że chyba większość sekretów, dziwnych wydarzeń, jest mi znane. Wszystkie tomy, dodam, trochę już zaczytane, popodkreślane i stale inspirujące.
Tym bardziej czekam, bo może się czegoś nowego dowiem. Wydawnictwa Księżego Młyna z w tej serii mają bardzo interesującą oprawę graficzną. Może zobaczę jakieś nowe zdjęcia, jakąś nową ikonografię. Zwyczajnie czekam.
A tak swoją drogą, jakie to szczęście, że to miasto bez wyrazu (moim oczywiście zdaniem) doczekało się zainteresowania takiego wydawnictwa. Tylko się cieszyć należy, że o mieście tym komuś chciało się napisać. Co? Zobaczymy. Książka awizowana jest na koniec listopada, czyli już niedługo. Potem napiszę coś więcej.
A teraz z drugiego kątka. Otóż dziś ma być pospolite ruszenie i naprawa skweru przy Olimpijskiej i Słonecznej. Ma potrwać jeden dzień, mają to robić mieszkańcy i zaprzyjaźniona firma. Tylko pogratulować, że komuś się chce. I jest nadzieja, że nie pojawią się kilometry kwadratowe kostki brukowej, dziś znaku firmowego wszelakich zmian w przestrzeni publicznej miasta Gorzowa.
Okazuje się, że mimo chuligańskich działań, są w mieście ludzie, którzy lubią rzeźby. Właśnie się o tym przekonałam.