Echogorzowa logo

wiadomości z Gorzowa i regionu, publicystyka, wywiady, sport, żużel, felietony

Jesteś tutaj » Home » Renata Ochwat: Moje irytacje i fascynacje »
Józefa, Lubomira, Ramony , 1 maja 2024

Miało być o czymś ważnym, ale będzie o zachwyceniu

2018-11-17, Renata Ochwat: Moje irytacje i fascynacje

Wiele się rzeczy dzieje w mieście. Bo i remonty, bo i plany na kolejne remonty, ale i plany na świąteczne dekoracje. O rozbabranym do imentu skwerku nie wspomnę. Ale będzie o Czechach i zachwyceniu.

Choć za ostatni czas mam miasto Gorzów, żeby była jasność, za kurnik, to jednak nieprawdą byłoby twierdzić, że nic się tu nie dzieje. Bo wszak i remontuje się estakada – będzie opustka, co zrobić. Bo i remont Sikorskiego może mógłby furczyć, ale się ślimaczy, bo co krok, to jakieś znalezisko archeo i służby archeo muszą z tymi swoimi miotełkami i szufeleczkami ganiać oraz wszystkie głazy oraz cegiełki, jak i kosteczki delikatnie traktować. Jak ceramika się znajdzie, to też z najwyższą atencją trzeba ją traktować. A co za tym, trzeba wstrzymać prace. I bardzo dobrze.

O Kostrzyńskiej nie wspomnę, bo dawno tam nie byłam, a ponoć też coś kulawo furczy. Skoro przy Kostrzyńskiej jestem, to na Murawach Kserotermicznych zaczyna się dziać coraz piękniej. Jak znajomi donoszą, szczęściem wielkim jest też, że Kirkut ostatnio jakoś przestał być dewastowany – ciągle w zasięgu Kostrzyńskiej jestem. Może wandale znaleźli sobie inny obiekt do niszczenia, a może coś innego się stało?

Co prawda ludzie w mieście zaczynają się bać doniesień z magistratu, że nowe fronty robót się mają otworzyć. Wiem, bom sama na osobiste uszy ostatnio słyszałam. Ludeczki chcą, aby pozamykać to, co jest rozbabrane, zakończyć, a potem nowe fronty robót zaczynać. O skwerku przy Łaźni nie piszę, bo serce mnie zwyczajnie coraz mocniej boli, kiedy myślę, co tam się wyczynia. Powiem otwartym tekstem. Tak to nie powinno wyglądać.

Jak do tego dodać wielość rożnych zdarzeń kulturalnych, to zwyczajnie mi przychodzi odszczekać twierdzenie o kurniku. Ale tego nie robię, bo jakoś dobrych i szczęśliwych rozwiązań nie widzę. Jakoś po głowie mi lata „Bal w operze” Juliana Tuwima, zresztą znakomicie zrobiony onegdaj na deski teatralne u Osterwy. Oczywiście, kardynalnego tekstu, kardynalnego cytatu o … nie przytoczę, ale jakoś tak myślę, że wielki polski poeta, zresztą Żyd, miał rację. Bal w operze.

A teraz o zachwyceniu. Lubimy Czechy. To bez sporu. Od przemiłej znajomej wiem, że właśnie ogłosiła, iż robi wycieczkę do Złotej Pragi, tej pięknej. I co? Ano to, że zdążyła ogłosić, a już nie ma miejsc na ten wyjazd. Gorzowianie w znacznej sile pojadą do miasta, które ja mam za jedno z najpiękniejszych w Europie. Gorzowianie połażą sobie po Václavské náměsti, po żydowskiej dzielnicy, po ulicy Paryskiej, może przejadą się metrem i odkryją stację Mustek. Z tym tytułowym mostkiem. O moście Karola, zamku hradczańskim oraz innych atrakcjach pocztówkowej Pragi nie wspominam. Raczej nie przypuszczam, że zajrzą na Žižkov, bo tam tylko nieliczni zaglądają albo na Vršovice, ja tam zwykle mieszkam, a tramwaj nr 25 dowozi mnie wszędzie do pocztówkowej Pragi. A szkoda, że tam nie zaglądamy, bo to ciekawe miejsca. Lubimy Czechy, ale tak naprawdę mało o nich wiemy.

Przekonali się o tym ci, co przyszli do FG na koncert znakomitej orkiestry Filharmonii im. Leoša Janáčka w Ostrawie. I tak doszłam do zachwytu. Bo znamy kompozytorów czeskich może dwóch. To Bedřich Smetana i Antonin Dvořak. A dane nam było poznać kompozycje właśnie Leoša Janáčka. I powiem tak, zachwyt pełen. Zachwyt i chęć słuchania tej muzyki. Jakieś płytki do gorzowian już teraz lecą – wiem, bo poinformowali. W tym wykonaniu i z tym repertuarem. Oraz z nieco innym, trochę rozszerzonym, ale jednak z czeskim. Ja tylko dodam jeszcze jednego kompozytora Jakuba Jana Rybę, kompletnie nieznanego u nas, ale co się dziwić, skoro choć kochamy Pragę, to tak naprawdę mało wiemy o sąsiedzie, o jego kulturze, jego osiągnięciach, jego wielkich twórcach. Może się doczekam, że w Polsce posłucham jego pieśni. Jeśli nie, to ryznę sobie do Czech i tam na pewno.

W każdym razie, znakomita orkiestra z Ostrawy zauroczyła nas wszystkich maksymalnie. Dodam tylko, że ostrawska orkiestra zagrała u nas w ramach promocji kultury czeskiej. Tylko gratulować takiej promocji. Było nas w FG coś ze 400 osób. I każdy, kto tam był wie, że znów musi posłuchać tej muzyki. Wielu mówiło, że musi znów do Czech pojechać i poszukać tych wątków, muzycznych, a przy okazji innych. Może ktoś z tych, kto był, sięgnie po czeską literaturę, co rozumiem, bo świetna jest, może ktoś odpali filmy – Czesi znakomicie nas wyprzedzają w filmowych nagrodach za kino, które jest krytyczne ale przy okazji dowcipne i zabawne. Kłujące, przez to też bardziej prawdziwe.

Zachwyt polega też  na tym, że dane nam było w Gorzowie przeżyć coś zupełnie pięknego. Ja znów zaczynam kombinować, jak do Pragi pojechać, jak znów z kawą ze Starbucks usiąść przy świętym Nepomuku (św. Jan Nepomucen wybaczy, mam nadzieję), a potem ryznąć na Kampę….

Takie oto wątki z zachwycenia ostrawską orkiestrą mnie się plączą po głowie. I jeszcze jeden mnie się uplągł…. Jak w Pradze, to też bym chciała do zamku Karlštejn. Ponoć już drogi zostały wyremontowane. Bo jak ostatnio byłam, to nawet moja prześwietna znajoma Dana Peškowa – najlepsza przewodniczka po Czechach, nie potrafiła nas tam doprowadzić. No cóż, bracia Czesi tak mają.

W każdym razie, ostrawska orkiestra sprawiła, że wielu gorzowian wyszło z FG maksymalnie zauroczonych, wielu już jedzie właśnie do Ostrawy, a ja zwyczajnie wiem, że dobrze jest znać braci.

X

Napisz do nas!

wpisz kod z obrazka

W celu zapewnienia poprawnego działania, a także w celach statystycznych i na potrzeby wtyczek portali społecznościowych, serwis wykorzystuje pliki cookies. Korzystając z serwisu wyrażasz zgodę na przechowywanie cookies na Twoim komputerze. Zasady dotyczące obsługi cookies można w dowolnej chwili zmienić w ustawieniach przeglądarki.
Zrozumiałem, nie pokazuj ponownie tego okna.
x