Echogorzowa logo

wiadomości z Gorzowa i regionu, publicystyka, wywiady, sport, żużel, felietony

Jesteś tutaj » Home » Renata Ochwat: Moje irytacje i fascynacje »
Bony, Horacji, Jerzego , 24 kwietnia 2024

A jednak wielkie strzelanie na sylwestra będzie

2018-12-12, Renata Ochwat: Moje irytacje i fascynacje

Powiększa się lista miast, które oficjalnie rezygnują z fajerwerków na sylwestra. Na tej chlubnej liście zabraknie Miasta nad Wartą.

Już wiadomo, jest oficjalny komunikat magistratu, że wielkie strzelanie będzie. Znaczy znów kilkadziesiąt tysięcy pójdzie w kosmos. I to w chwili, kiedy dobra moda, dobra, bo w interesie zwierząt i ptaków rozlewa się po kraju. Do Wawy, pierwszej w temacie, dołączają kolejne miasta. Miałam nadzieję, że i nasze dołączy, ale jednak nie.

Żeby była jasność, ja nie lubię fajerwerków od chwili, kiedy lata temu miałam mojego ukochanego pieska. Mój Basza, czarny cocker-spaniel, bał się huków wszelakich. Bał się hałasu. Bał się nawet odkurzacza. Pierwszy sylwester z Baszunią był straszny. Piesek dostał szału, jak się strzelanie zaczęło. Następne były już dokładnie takie same – ja z moim pieskiem w łazience, jedynym wówczas pomieszczeniu w ówczesnym moim domu bez okien. Ja na podłodze, piesek na kolanach… Tak przeżywaliśmy sylwestra. I tak było słychać. Pieska wstrząsały ciarki. Mnie zresztą też.

Domowy piesek miał komfort, jednak komfort. A co z ptakami, co z psiakami z Azorków? Oczywiście wiem, że nawet jakby miasto zrezygnowało z ogni sztucznych, to ludzieńki jednak nie. I tak będzie kanonada. I tak będzie głośno i smrodliwie. A potem, w Nowy Rok, totalny bałagan. Myślę jednak, że rezygnacja z fajerwerków, oficjalna rezygnacja, to jednak byłby dobry krok. Lasery, światło, przy dzisiejszej technice, to byłoby coś.

Przez lata o taki krok, o rezygnację z fajerwerków apelował poprzedni dyrektor Książnicy Wojewódzkiej, pan Edward Jaworski. Argumentował, zresztą bardzo słusznie, że szkoda tych pieniędzy, szkoda tych tysięcy wysyłanym w już i tak mocno zmęczony ingerencją człowieka kosmos. Lepiej byłoby dać na książki, e-booki, płyty czy cokolwiek pożytecznego dla biblioteki, a tym samym też i dla nas. Byłby to sensowny wydatek, bo nie na chwilkę, a jednak na dużo dłużej. I choć Dyrekcję w różnych kwestiach słuchano, to tym razem i w tej kwestii jednak nie. A szkoda, bo wywód był sensowny.

Co więcej, do kwestii strzelania dołączyła się Wielka Orkiestra Świątecznej Pomocy, która ustami Krzysia Dobiesa, rzecznika WOŚP, oznajmiła, że tym roku, znaczy w 2019, nie będzie strzelania, tylko jakieś światła. Może lasery, może coś innego. I wiem też od sztabowców tutejszych, znaczy gorzowskich, że już też główkują, jak Światełko w niebo posłać. Takie ciche, ale jednak widoczne.

Powiem tak. Jakby nagle WOŚP zarządził, iż tylko latarkami z komórek wysyłamy Światełko, albo starymi latarkami na baterie, to i tak się uda. O gesty przecież chodzi. Szkoda, że o gestach w nowym wydaniu Miasto nie pomyślało. No cóż.

A teraz z drugiego kątka. Otóż z wielkim zdumieniem usłyszałam, że ktoś ukradł pieska ze schroniska Azorki. Do tej pory to bowiem trybiło w drugą stronę. Ktoś raczej podrzucał takie czterołapie nieszczęście do schroniska. Wiązał takiego Azorka albo innego Burka nocą do bramy schroniska i potem kierownictwo miało ból głowy. Bo zwierzątko, do tej pory na kanapie i na dywanach chowane musiało umieścić w klatce. Trauma dla czterołapiego, trauma dla ludzi tam pracujących. Teraz mamy pierwszy czyn w odwrotną stronę. Ktoś w nocy wykrada psa. I o ile zrobił to w dobrej wierze, tylko po to, aby jakiemuś Burkowi życie ułatwić, to nawet ja, legalistka, z nim się zgodzę. Choć powiem, że adopcja czterołapiego z Azorków prosta jest. Naprawdę. Kraść nie trzeba. Inna rzecz, że zbliżają się święta, których ja nie obchodzę, co raczej dziwne nie jest. Ale wielu, bardzo wielu owszem i tak. A jak święta, to prezenty. A jak prezenty, to może zwierzaczek dziecku, które marzy o zwierzaczku. Tyle tylko, że zarówno dziecko, jak i obdarowujący zwykle nie są przygotowani na to, co się ze zwierzaczkiem łączy. A łączy się wiele. Bo i spacerki, bo wizyty u weta, bo karmienie, bo w końcu sprzątanie po zwierzaczku, nie tylko we własnym domu, ale i na ulicy.  Choćby tylko te obowiązki sprawić winny jedno – zwierzę – pies, kot, świnka morska, papuga, kanarek… to żyjące stwory są. Trzeba się nimi opiekować, bo to członkowie rodziny się stają. Zwierzę to nie prezent. Bo jak mówią ci, co pomagają, a znam ich bardzo wielu, takie prezenty lądują potem w Azorkach, albo u pomagaczy.

Ps. Tylko uprzejmie informuję, dziś o 17.00 w Książnicy Wojewódzkiej kolejna promocja „Pegaza Lubuskiego”, pisma literackiego w generalności warsztatowego, ale tak naprawdę ciekawego i ważnego. Przez lata czytałam w „Pegazie” teksty mego przyjaciela, śp. księdza Marka Grewlinga. Zawsze interesuje mnie, kogo redakcja znajdzie, kogoś piszącego. Może nie zawsze się z wyborami zgadzam, ale zawsze ciekawie jest. Kto nie ma planów na popołudnie, to jak w dym do Książnicy. Tam nie tylko „Pegaz”, ale i kilka innych ciekawych rzeczy do zobaczenia. O książkach nie wspominam, bo to oblig. I jednocześnie informuję, że jakby kto książek Marcina Bruczkowskiego szukał, polskiego Gajdzina w Nippon, to właśnie je sobie wypożyczyłam.

X

Napisz do nas!

wpisz kod z obrazka

W celu zapewnienia poprawnego działania, a także w celach statystycznych i na potrzeby wtyczek portali społecznościowych, serwis wykorzystuje pliki cookies. Korzystając z serwisu wyrażasz zgodę na przechowywanie cookies na Twoim komputerze. Zasady dotyczące obsługi cookies można w dowolnej chwili zmienić w ustawieniach przeglądarki.
Zrozumiałem, nie pokazuj ponownie tego okna.
x