Echogorzowa logo

wiadomości z Gorzowa i regionu, publicystyka, wywiady, sport, żużel, felietony

Jesteś tutaj » Home » Renata Ochwat: Moje irytacje i fascynacje »
Agnieszki, Amalii, Czecha , 20 kwietnia 2024

Znów paliła się katedra? Na szczęście to fałszywy alarm

2018-12-14, Renata Ochwat: Moje irytacje i fascynacje

Pali się wieża katedralna! Taki głos przyszedł wczoraj około 19.00. Siedziałam w domu i coś tam pisałam. Ale taka informacja…Dawaj w te dyrdy – ubieram się i lecę.

Zanim się jednak ubrałam, zanim w te dyrdy poleciałam, w mediach społecznościowych pokazały się uspokajające teksty, że to jakaś chmura i owszem, ale nie dym, ale nie pożar. Już byłam niemal gotowa do wyjścia – no chłodno jest, laczki nie wystarczą, ani też ulubione japonki. Trzeba było założyć jakiś but i kapotę. Jak już to założyłam, to się okazało, że fałszywy alarm. Usiadłam sobie w domu. Mam w kuchni taki próg, na którym siadam, kiedy coś mnie powali. W tym bucie i kapocie siedziałam. Serce się uspokajało. Myśli się krystalizowały. Jak wiele razy pisałam, nie jestem katoliczką. Dla mnie katedra ma inne znaczenie, aniżeli dla wiernych. Dla mnie to jest najstarszy i w całości istniejący zabytek tego miasta. Symbol ciągłości historii tego miejsca. Genius loci, wobec którego ja się trochę określam. Mocno się określam, tak po prawdzie. Kiedy rzeczywiście paliła się wieża katedry, byłam w Skwierzynie. Kiedy wówczas, w tę deszczową sobotę 1 lipca 2017 roku zadzwonił do mnie przemiły znajomy, że katedra się pali, najpierw zwyczajnie nie zrozumiałam komunikatu, choć rodzimym narzeczem władam dobrze (przynajmniej ja tak lubię o tym myśleć). Potem do późna w nocy w TVN śledziłam, co się dzieje. Serce zamierało, kiedy płomienie się pojawiły. Nie tylko zresztą mnie wówczas serce zamarło.

Jak się okazało – gorzowianie pilnują swego najważniejszego zabytku. Od tamtej feralnej soboty bardzo mocno. W mediach społecznościowych się dość zagotowało, a potem równie szybko poszły informacje – dobrze jest, nic się nie dzieje, fałszywy alarm. I to jest najpiękniejsza rzecz, jaką to miasto ma. Ma ludzi, mieszkańców, którzy może niekoniecznie są wierzący, ale są przywiązani do symboli. Dla których te znaki są maksymalnie ważne. Patosu nie lubię, ale trochę go jednak w gorzowianach jest. Bo patetycznym jest, że jak jakie dymy lub też inne dziwne obłoki nad katedrą się unoszą, to jest alarm. Furda tam, że fałszywy. Myślę, że gdyby nie ta feralna, trochę deszczowa sobota, kiedy wieża rzeczywiście się paliła 1 lipca 2017 roku, w przededniu urodzin miasta, to by takiego wzmożenia nie było. Teraz wielu, bardzo wielu z nas zwyczajnie gapi się na katedrę, sprawdza, co tam się dzieje. I, jak nie dajcie żadne bogi oraz inne czorty, coś tam się nagle pojawia, to zwyczajnie i po prostu dzwoni do straży pożarnej. Bo niby gdzie ma dzwonić. Taż to ostatnia służba, która jest służbą wysokiego zaufania społecznego. Policja się skompromitowała, inne służby także. Tylko strażacy nie. I dlatego jak coś, to jak w dym (nota bene) do pożarników.

Uf. Koniec. Nic się nie dzieje. Można zwyczajnie zdjąć buty i kapotę. Jak dobrze. I niech już tak zostanie. Niech tam się już nic więcej poza odbudową się nie dzieje.

A teraz z drugiego kątka. Okazuje się, że jakiś czas w kraj, znaczy z Kostrzyna do Poznania z przystankiem w Mieście Stołecznym oraz w Krzyżu, tak, tak w tej czarnej dziurze, pojedziemy pociągami o dźwięcznych nazwach – Gorzowianin oraz Papusza. I jak nie mam nic naprzeciw Gorzowianinowi, bo też i czemu mieć. To mam naprzeciw pociągowi Papusza. I powiem dlaczego. Zwyczajnie nie lubię szargania nazw, imion znaków, które są ważne dla mnie, ale nie tylko dla mnie. Jak się Gorzowianin będzie spóźniał, a będzie, bo innej możliwości nie ma, bo kolej tak ma, to pies (przepraszam wszystkie Burki i Azorki oraz mego Baszunię) drapał. Niech się spóźnia. Ale jak Papusza się będzie spóźniała, a będzie, bo innej możliwości nie ma, bo kolej tak ma, to ja się zwyczajnie na to nie zgadzam. Nie uważam też, że to dobry pomysł, aby imieniem wybitnej poetki nazywać jakiś smarkaty pociąg. Zresztą nazywanie pociągów, szynobusów w istocie jakoś tak szczególnie to nie jest dobra droga. Niech mają numery, bo kolej lubi numerować, wystarczy. Zostawmy Papuszę, Bronisławę Wajs z Krzyżanowskich literaturze. Tam jej miejsce, a nie na dworcach kolejowych z komunikatem – Pociąg … Papusza ze stacji… do stacji… Przyjedzie z opóźnieniem 50, 60, 120, 300 minut. Pasażerów przepraszamy i jednocześnie informujemy, że opóźnienie może ulec zmianie. Prosimy śledzić komunikaty. No jednak nie.

Ps. Dziś polski światek filmu, historycy filmu oraz zabici fani starego kina, w tym też kilku gorzowian, z lekka się pochylają nad ważną datą. Dziś bowiem mija 90 lat od chwili premiery filmu „Przedwiośnie” do prozy Stefana Żeromskiego w reżyserii Henryka Szaro. Film niestety nie zachował się w całości. Jakieś tam ułomki ma Filmoteka Polska. Wiadomo, że zagrali tam Stefan Jaracz, Tekla Trapszo, Maria Gorczyńska i parę innych gwiazd przedwojennego kina. To była jedna z pierwszych prób w tamtych czasach przeniesienia na srebrny ekran ambitnej polskiej prozy w ambitny filmowy sposób. Jakie były możliwości, taki film powstał. Potem polskie kino doby międzywojennej szturmem zdobyły dziwne komedie, dziwne, ale lubimy je bardzo. Przypominam o tym, o premierze „Przedwiośnia”, bo całkiem niedawno musiałam bronić dobrego imienia filmu polskiego. To te czasy, kiedy w Niemczech kwitł ekspresjonizm… A my co? A my w generalności – Czy Lucyna to dziewczyna oraz Pani minister tańczy czy Ada to nie wypada… Henryk Szaro też się na romantyczne komedie nie zgadzał. Szkoda, że tylko ułomki zostały. Ja tam za Stefanem Żeromskim i jego prozą nie przepadam, ale cenię bardzo kino, które usiłowało pokazywać coś bardzo ambitnego, coś, czego może wielu i bardzo wielu nie chciało. 90 lat mija od premiery filmu, który nie był komedią. Był pierwszą, albo jedną z pierwszych prób sztuki filmowej w kraju… Sztuki, która wiele lat potem obroniła się wiele razy. Ale na początku pogardzaną muzą była…Po dziesiątej, tej podkasanej, jedenastą, i  z tych dwóch jednak najważniejszą. Bo jak operetka jest komedią i żartem, to jedenasta jednak okazała się poważną… Bardzo poważną…

X

Napisz do nas!

wpisz kod z obrazka

W celu zapewnienia poprawnego działania, a także w celach statystycznych i na potrzeby wtyczek portali społecznościowych, serwis wykorzystuje pliki cookies. Korzystając z serwisu wyrażasz zgodę na przechowywanie cookies na Twoim komputerze. Zasady dotyczące obsługi cookies można w dowolnej chwili zmienić w ustawieniach przeglądarki.
Zrozumiałem, nie pokazuj ponownie tego okna.
x