Echogorzowa logo

wiadomości z Gorzowa i regionu, publicystyka, wywiady, sport, żużel, felietony

Jesteś tutaj » Home » Renata Ochwat: Moje irytacje i fascynacje »
Bony, Horacji, Jerzego , 24 kwietnia 2024

I znów mamy to, co mieliśmy przed remontem

2018-12-17, Renata Ochwat: Moje irytacje i fascynacje

Świeżo zrewitalizowany ugór po byłym kinie Kopernik zamienia się znów w to, czym był przed rewitalizacją za ciężki pieniądz. W odchodkownię dla okolicznych czworonogów.

Szłam sobie wczoraj przed południem do swojej pracy. W tyle głowy się mnie kotłowało, co jeszcze muszę, a co trzeba oraz czy radio zadziała, bo zapomniałam naładować. I jakiś kaduk podstępny nagle kazał mi zejść z wygodnego chodnika, aby z bliska popatrzeć na to, co na byłym ugorze po kinie Kopernik. Bo tam zasadzono jakieś badyle, postawiono małą architekturę, w tym trzech grajków z parku Wiosny Ludów oraz takie coś, co chyba ma być jakimiś instrumentami na świeżym powietrzu, czyli w otwartej przestrzeni. Jako że na pół ślepa jestem, dlatego chciałam popatrzeć z bliska. No i owszem, zobaczyłam to wszystko, ale przede wszystkim i najbardziej przede wszystkim zobaczyłam psie odchody. Tak, tak, przede wszystkim psie kupy.

Wrócił do mnie obrazek z początku lata, kiedy umówiłam się z wycieczką spoza Gorzowa, że właśnie tu się, przy tym ugorze spotkamy, bo tu można wysiąść z autokaru, bo o rzut kamieniem do kościoła pw. Podwyższenia Krzyża, czyli Czerwonego, od którego wycieczkę chciałam po mieście zacząć. I jak szybko wycieczka na ugorze wysiadła, tak szybko tego pożałowałam. Bo ten teren to była jedna wielka toaleta dla psów. Wstyd mi było okropecznie. Przepraszałam, sumitowałam się wielce. Ludzieńki były przyjazne, wybaczyły. Ale wstyd pozostał.

Myślałam sobie, że jak tam już jakichś badyli nasadzono, figury posadowiono, coś tam jeszcze zrobiono, to i wychodkowania dla czterołapich naturalnie zniknie. Bo przecież sprzątać po swoich pupilach jakoś łatwiej i prościej wychodzi, kiedy teren jest uporządkowany. Inną kwestią pozostaje, czy to ładne i funkcjonalne? Bo to kwestia osobnych gustów. Ale skoro jakiś tam klar nastał, to wydawałoby się, utrzymywany będzie. Także przez właścicieli czworonogów, którzy tam codziennie są. Wydawałby się…

Otóż nie proszę szanownych. Otóż jest tak samo, jak było. Znów ten jednak uporządkowany teren jest zasłany psimi odchodami. Psów nie winię, winię właścicieli. Wstyd wielki. Wstyd, który cały czas ciąży nam wszystkim. Zasada jest prosta. Masz przyjaciela Burka, Azorka, Baszunię, jakkolwiek, to masz przywilej cieszyć się obecnością właśnie jego, jego miłością i oddaniem, ale masz i obowiązki. Rozliczne. W tym ten najbardziej oczywisty i podstawowy – daję jeść, wyprowadzam, ale sprzątam, sprzątam po moim ulubieńcu. I właśnie cały czas tego nie rozumiem, że inni nie rozumieją. No cóż. Jednym słowem, cały czas w miejscu dziś już trochę eksponowanym mamy wychodkownię. Szkoda.

A teraz z drugiego kątka. Już za chwileczkę, już za momencik, no nie, Piątek z Pankracym się nie zakręci, a szkoda, bo ja bym chciała bardzo. Zakręci się zatem i potrwa dni kilka jarmark świąteczny. Na Kwadracie on ci stanie. No bo na zdrowy chłopski rozum, gdzie ma stanąć? Na Starym Rynku, gdzie remont rozbabrany do maksa jest? No nie. Na Bulwarach? Tym bardziej nie. Na skwereczku najpiękniejszym nad Kłodawką, tym z Malarzami zwyczajnie się nie zmieści. Na placu Grunwaldzkim, gdzie miejsca jest dość, też nie, bo za daleko od centrum, cokolwiek to znaczy. Zostaje zatem Kwadrat. Ja, zabita miłośniczka jarmarków adwentowych u najbliższych sąsiadów po zachodniej stronie Odry – jeżdżę tam, znajomi różni wiedzą, że tak jest i jeszcze ich tam ze sobą targam, powiem tak. Nie jestem fanką jarmarków w Mieście, bo one zawsze mają z lekka byle jaki kształt i wygląd. Od lat o tym piszę i powiem tak, och jak ja bym chciała się teraz pomylić. Och jak jakże bym chciała pójść na jarmark, poczuć klimat takiego choćby Poczdamu. Och jakbym chciała… I oczywiście pójdę, oczywiście popatrzę, i mam nadzieję, choć rozum podpowiada inne rozwiązania, że się nie zawiodę. Ok. Zatem stosuję złotą zasadę – nie marudzę wyprzedzająco. Daję carte blanche – co wyjdzie, zobaczymy.

Ps. Bo zwyczajnie muszę oraz chcę. Polskie kino rozbiło bank. I to jeśli chodzi o najważniejsze europejskie nagrody filmowe, czyli Europejskie Nagrody Filmowe, europejskie Oscary. Piszę o tym, bo w Mieście i okolicach, mam na myśli choćby Miasteczko Skwierzynę, choć nie tylko, jest wielu ludzi, którzy obejrzeli „Zimną wojnę” Pawła Pawlikowskiego. I się tym filmem mocno zachwycili, nawet tak, że „Idę” znów zapragnęli obejrzeć. Ale wracam do „Zimnej wojny”. Otóż ten przepiękny film zdobył niemal wszystkie europejskie Oscary – bo za reżyserię, scenariusz, najlepszy film, najlepsza aktorka – Joanna Kulig. A do tego jeszcze europejski Oscar za animację. Ten piąty to inna kategoria, ale też ważna. Przyznam, nigdy wcześniej tego nie było. Nigdy. Gratulacje wielkie. A kina znów powinny wprowadzić „Zimną wojnę” na ekrany, bo magia nagród jest tak wielka, że ludzieńki znów chcą do kina. Przynajmniej ja od wielu znajomych i nie tylko znajomych usłyszałam, że znów poszliby do kina. Tak więc mamy nowy nurt w kinie polskim – filmy Pawła Pawlikowskiego. GRATULACJE.

X

Napisz do nas!

wpisz kod z obrazka

W celu zapewnienia poprawnego działania, a także w celach statystycznych i na potrzeby wtyczek portali społecznościowych, serwis wykorzystuje pliki cookies. Korzystając z serwisu wyrażasz zgodę na przechowywanie cookies na Twoim komputerze. Zasady dotyczące obsługi cookies można w dowolnej chwili zmienić w ustawieniach przeglądarki.
Zrozumiałem, nie pokazuj ponownie tego okna.
x