Echogorzowa logo

wiadomości z Gorzowa i regionu, publicystyka, wywiady, sport, żużel, felietony

Jesteś tutaj » Home » Renata Ochwat: Moje irytacje i fascynacje »
Anieli, Kasrota, Soni , 28 marca 2024

Właśnie wróciłam z miasta też stutysięcznego…

2018-12-28, Renata Ochwat: Moje irytacje i fascynacje

Często z uśmiechem z lekka pogardliwym mówi się też w Gorzowie o naszych sąsiadach. Mam na myśli zagranicznych. A bo Niemcy to coś, a Czesi to Pepiki, a Rosjanie i Ukraińcy to… tu już nie mogę przytoczyć, bo w moim języku to określenie zwyczajnie nie występuje.

Jakoś tak mam, że lubię się szwendać. Po różnych kątkach, tak i teraz wraz z przyjaciółmi zamiast siedzieć przy świątecznym stole, jak odwieczna tradycja nakazuje, pognało mnie za niedaleką granicę, bo do Czech, a dokładnie na Morawy. To był generalnie bardzo spontaniczny wyjazd, bo organizowany zupełnie naprędce, na chyba dwa tygodnie przed świętami, kiedy zgadaliśmy się, że tradycyjne święta w polskim wydaniu nas tak naprawę nie bawią. Ja miałam plan prosty, zawsze się sprawdza. Znajomi planu nie mieli. Pogadaliśmy i tak oto ryznęliśmy na Morawy, a dokładnie do Ołomuńca. Choć mój plan zakładał nieco inny kierunek, ale okazało się, że ten okazał się lepszy.

Przewodniki i blogi podróżnicze mówiły – miasto niezbyt duże, ot coś około 100 tys. ludzieńków, ale i nasycenie zabytkami, miejsce, gdzie jest najwięcej barokowych zabytków w Europie. Powiedzieliśmy sobie, sprawdzam.

Nikt i nic, żadne teksty, żadne zdjęcia, żadne filmiki nie przygotowały mnie na to, co tam zobaczyłam i czego doświadczyłam. Przepiękne miasto, moc zabytków, ale i moc kamienic maksymalnie zadbanych – ta architektura, ten detal, ta jednolitość stylu…. No zawrót głowy trwał przez cały wyjazd. I tylko w mieście, w którym mieszka około 100 tys. ludzi. Powinno być porównywalne do naszego, ale w żadnym aspekcie nie jest. Tam właśnie, łażąc i gapiąc się na fasady, na założenia, na chodniki wreszcie, bo Kostki Pamięci po ołomunieckich Żydach śledziłam, przekonałam się, że porównywać zupełnie nie ma czego.

Ktoś powie – przecież to siedziba biskupstwa jest, co więcej, też ważny ośrodek husytyzmu, jeśli o wyznania chodzi. Fakt, ale nasze miasto też jest, a przynajmniej było siedzibą biskupstwa. No dobrze, niekoniecznie można porównywać, choć i tam i tu jest katedra i trochę kościołów. Zatem, tam nie było zniszczeń po II wojnie światowej. Też fakt, nie było. U nas Armia Czerwona spaliła centrum. Ale i tam i u nas były lata komuny. Tam trochę bardziej ostro to traktowano. I tak samo tam, jak i u nas przyszła zmiana w 1989 roku. I tu się właśnie wszystko rozjechało. Tam jednak jakoś ta zmiana bardzo miastu posłużyła. U nas nie za bardzo. Powiem tak, byłam w przepięknym, słabo w Polsce, a prawie zupełnie nieznanym w naszym mieście miejscu i jestem pod olbrzymim wrażeniem, że tam można zadbać o wszystko, o piękny kształt, ale i o drobnostki. Owszem, są remonty dróg i mostów, bo mają ich w Ołomuńcu więcej niż u nas, ale jest jakiś klar. Jest mimo wszystko porządek i czytelny układ.

No i ludzie. Ludzie. Komunikacja winna być prosta, bo w grupie zachodniosłowiańskich języków jesteśmy, ale to z lekka miraż i bzdura. Ale jednak ci ludzie tam są bardzo, ale to bardzo przyjaźnie nastawieni do nas. Jak słyszeli, że gadamy po polsku, to ktoś się interesował, skąd jesteśmy, mówił, że ma znajomych w kraju naszym. Nawet od jednego miłego pana usłyszeliśmy, że ciągle się w nasze kątki wybiera, ale czasu mu brakuje i najwyżej do Kraka lub Katowiców dojeżdża. W sklepach też nam mówiono, po czesku oczywiście, że coś jest viborne, albo mniej viborne. To coś dla mnie absolutnie oczywistego, bo ja też tak mam. Jednak kiedy stałam w słynnym sklepie z serkami ołomunieckimi i patrzyłam, jak przyjaciele konwersują o tych serkach z pewną panią – ona po czesku, my po polsku, to wrócił do mnie obrazek z Gorzowa, z mojej okolicznej Biedronki, kiedy pewna pani i pewien pan na cały sklep głośno gadali o pani z Ukrainy tam pracującej. Otóż państwu GORZOWIANOM mocno się nie podobało, że miła pani ze sklepu mówiła po ukraińsku. – Jak tu już przyjeżdża i pracuje, to ma mówić po polsku – grzmiała para. Mnie było wstyd. A nie lubię się wstydzić nie za siebie.

I do brzegu zmierzając, zanim znów pogardliwie o sąsiadach kto zacznie gadać, niech się do nich wybierze. Może niedaleko, może dalej. Jak doświadczy serdeczności, znakomitego przyjęcia, dobrego traktowania, to trochę spuści pary ze swojego gwizdka. Może w końcu przestanie gadać źle o sąsiadach, bo na chwilkę obecną mamy najlepszych z możliwych. Wszystkich, zza każdej granicy. Może bez Bałtyku, bo Bałtyk chyba jeszcze nie wie, że też się na niego gniewamy, choćby za sprawą słynnego przekopu pewnej mierzei.

A jak kto znów zechce piać na temat Miasta nad trzema rzekami, że takie śliczne, takie piękne, takie…. Wow i wszystkie cuda się chowają przy nim i my za nie życie oddamy, niech zada sobie odrobinę trudu i pojedzie choćby do Ołomuńca. Też miasto coś około 100 tys. mieszkańców, też nad trzema rzekami, też z tramwajami, też stolica biskupstwa. Co prawda nie stolica krainy historycznej, ale co tam, przecież Gorzów wielki jest. Niech tam pojedzie i potem znów pieje, że Gorzów to wow….

Idiotką nie jestem, wiem, że pewnych rzeczy porównać nie można. Dlatego jaskrawy przykład przytoczyłam. Bo nigdy mi do głowy nie przyszło, żeby Gorzów porównywać z małymi miasteczkami w Niemczech, do których nader chętnie jeżdżę, a w jednym z nich moje serce na zawsze zostało. To Q. To tak na zasadzie – znaj proporcjum mocium panie.

Ps. Zwykle piszę o okrągłych rocznicach, ale tym razem będzie o nieokrągłej, ale dziś 82. urodziny obchodzi pan prof. Rymar Starszy. Mam nadzieję, że pan prof. Edward Rymar się za określenie nie obrazi. Związany ze środowiskiem gorzowskich historyków i regionalistów jest od lat między innymi przez swojego syna, prof. Rymara Młodszego, czyli prof. Dariusza Aleksandra Rymara. I to było najlepsze zrządzenie Opatrzności, że Dariusz Rymar w Mieście zamieszkał, został znakomitym dyrektorem Archiwum Państwowego, potem przez świerzbienie umysłu redaktorem i wydawcą, a co za tym, Ojca swego zaprzągł do pracy na rzecz wydawnictw owych. Od chwili początku wiele wody w rzekach trzech gorzowskich upłynęło. Prof. Rymar starszy dołożył olbrzymi wkład w odczytywanie historii najstarszej tych ziem. Pisać tytuły, papirus długi, ale jeden tytuł przytoczyć zwyczajnie muszę. Mam na myśli monumentalne dzieło czyli „Historia polityczna i społeczna Nowej Marchii w średniowieczu (do roku 1535)”. To akurat wydał dom wydawniczy, którego nie ma, ale de facto jest, Wojewódzka i Miejska Biblioteka Publiczna im. Zbigniewa Herbera dowodzona wówczas przed dyrektora Edwarda Jaworskiego.

Dziś 82. lata kończy wybitny mediewista, wybitny historyk, wybitna dla mnie postać, którą mam ten ogromny przywilej znać. Samego dobrego na urodziny panie profesorze, samego naj!!!!

X

Napisz do nas!

wpisz kod z obrazka

W celu zapewnienia poprawnego działania, a także w celach statystycznych i na potrzeby wtyczek portali społecznościowych, serwis wykorzystuje pliki cookies. Korzystając z serwisu wyrażasz zgodę na przechowywanie cookies na Twoim komputerze. Zasady dotyczące obsługi cookies można w dowolnej chwili zmienić w ustawieniach przeglądarki.
Zrozumiałem, nie pokazuj ponownie tego okna.
x