Echogorzowa logo

wiadomości z Gorzowa i regionu, publicystyka, wywiady, sport, żużel, felietony

Jesteś tutaj » Home » Renata Ochwat: Moje irytacje i fascynacje »
Marii, Marzeny, Ryszarda , 26 kwietnia 2024

Dziś dzień szczególny, bardzo ważny dla nas

2019-01-30, Renata Ochwat: Moje irytacje i fascynacje

74 lata temu zmieniło się wszystko. Tak dziś mówimy i tak o tym dniu myślimy. Ale rzeczywistość tamtego czasu wcale nie była taka oczywista i taka prosta.

Dokładnie 74 lata temu w Landsbergu był chaos. Niemal do końca, do ostatniego dnia mieszkańcy nie mogli się ewakuować – w jakikolwiek sposób – na zachód. Za Odrę. Choć pomruki z frontu wschodniego coraz głośniej dochodziły do miasta. Przecież wszyscy widzieli te rzesze uchodźców, które przyjechały do miasta i które chciały jechać dalej. Ale gadzie państwo resztkami sił podtrzymywało mit niezwyciężonej Rzeszy i nie pozwalało na ewakuację. Do Volkssturmu, tej ostatniej formacji, powoływano starców i dzieci, bo już nikogo nie było, kto byłby w stanie walczyć za Rzeszę. Choć w mieście były koszary, to jednak nie było wojska. Wojenny komendant miasta zresztą wyjechał z niego w kierunku zachodnim, potem usiłował wrócić. Cała sprawa jest zresztą bardzo dobrze znana i opisana, choćby w znakomitym „Nadwarciańskim Roczniku Historyczno-Archiwalnym”, moim zdaniem obecnie najlepszym materiale źródłowym do historii miejsca.

Rosjanie, którzy weszli do miasta, szli od strony Strzelec Krajeńskich. Byli już po przekroczeniu hipotetycznej granicy, za którą, albo dokładnie na której stały słynne tablice z napisem – Wot oto ona, proklataja Giermania” (celowo w łacińskim alfabecie, bo jak zacznę literować w cyrylicy, to wstyd będzie jak stąd do Nowego Jorku). Napis znaczył – Oto ona, przeklęta Germania, w znaczeniu ogólniejszym, przeklęte, wyklęte Niemcy. Literalnie tyle. Faktycznie – doszliśmy do granicy III Rzeszy, teraz już hulaj dusza, piekła nie ma. Możecie robić, co chcecie.

Zanim Armia Czerwona doszła do Landsbergu, poprzedziła ją straszliwa opinia i legenda zarazem. Uprawniona, nieuprawniona, na pewno w części prawdziwa. Ta granica była dla nich, tych żołnierzy granicą, za którą wszelkie niegodziwości i okrucieństwo oraz łajdactwo jest uprawnione. Na zasadzie modnego dziś symetryzmu. Oni nam zgotowali piekło na ziemi, to teraz my im zgotujemy. I tak właśnie na zasadzie tego symetryzmu zniszczono moją Skwierzynę, przypomnę, miasto z założenia królewskie i polskie, do II rozbioru w granicach Najjaśniejszej Rzeczypospolitej. Pisał o tym Wasilij Grossman, pisała Helena Rżewska.

Tak samo zniszczono Landsberg, miasto senne, ale piękne. Rosjanie szli, było ciemno, palili kamienice. Szczęściem, ostała się katedra.

Potem nastała czarna smuta, potem przyjechali kolejarze, potem cała kamaryla wągrowiecka. Zaczęła się państwowość polska. Cała już pokaźna biblioteka na ten temat jest z rewelacyjną „Rubieżą” Natalii Bukowieckiej-Kruszony, czyli powieścią, którą wydał jakiś czas temu pokaźny prof. Dariusz A. Rymar, a którą cały czas się świetnie czyta. Wszak to coś na kształt westernu jest…

A potem to już lata niepamięci, wypierania niemieckiej historii tych ziem, czemu też i trudno się dziwić. I nagle w Gorzowie, Landsbergu pojawia się Hans Beske, były mieszkaniec, nastawiony na dialog. Znajduje niezwykłego partnera do dyskusji, bo samego biskupa Wilhelma Plutę. Zaczyna się coś, co stanie się podwaliną do trwałego dialogu pomiędzy byłymi i obecnymi mieszkańcami miasta. Potem nadchodzi 1989 rok. Zmienia się rzeczywistość. Kontakty się wzmacniają, umacniają, robi się pięknie. 25 lat temu ukuwa nam się pojęcie Dzień Pamięci i Pojednania. Tworzy się bardzo nowa jakość. Gorzów staje się jednym z pierwszych miejsc w Polsce, gdzie rzeczywiście dochodzi do dialogu i pojednania. Nie tylko w sferze urzędniczej, choć to też się udaje. Dochodzi do spotkań, dyskusji, ale i prywatnych zdarzeń. I to takich, które na trwałe zmieniają myślenie o byłych mieszkańcach.

Czas jednak nieubłagalnie płynie dalej. Coś się znów zmienia. Byłych mieszkańców, którzy jeszcze pamiętali Landsberg, ubywa. Taka kolej rzeczy. Rozwiązuje się ziomkostwo. Ich dzieci i wnuki nie są zainteresowani za bardzo Landsbergiem. Trudno się dziwić. Taka jest kolej rzeczywistości.

My w mieście pamiętamy. Może nas jest też niewielu, ale pamiętamy. Ten dzień jest niezwykły. Ten dzień – 30 stycznia. Wówczas, 74 lata temu, zimny, skuty lodem, zamknięty strachem, dziś jednak bez strachu, ale z zadumą. To w tym mieście, w jednym z niewielu na ziemiach zachodnich udało się zmienić optykę w nazwie, w postrzeganiu i przyjmowaniu całego trudnego odium historii. I dlatego ten dzień jest tak niezmiernie ważny. A jak dołożyć do tego brzmienie Dzwonu Pokoju, też rzadkości w ujęciu ogólnym, to mamy pełnię.

Kiedy bije Dzwon Pokoju, historia robi się lepsza. Na chwilkę, ale zawsze. Przepraszam za patos, ale jak bije Dzwon Pokoju, to mnie się szklą oczy i bywam patetyczna. Co zrobić.

Ps. I odrobinka prywaty będzie. Najpierw tej związanej z Dniem Pamięci i Pojednania. Dzięki takiemu poprowadzeniu obchodów tej rocznicy poznałam wielu fantastycznych ludzi. I dla mnie to był biegun, aby zmienić myślenie o …  A po drugie, włączyłam licznik. To już 1933 złośliwiec. Naprawdę komuś się chciało tyle złośliwców przeczytać? Myślę, że pora na oddech…

X

Napisz do nas!

wpisz kod z obrazka

W celu zapewnienia poprawnego działania, a także w celach statystycznych i na potrzeby wtyczek portali społecznościowych, serwis wykorzystuje pliki cookies. Korzystając z serwisu wyrażasz zgodę na przechowywanie cookies na Twoim komputerze. Zasady dotyczące obsługi cookies można w dowolnej chwili zmienić w ustawieniach przeglądarki.
Zrozumiałem, nie pokazuj ponownie tego okna.
x