Echogorzowa logo

wiadomości z Gorzowa i regionu, publicystyka, wywiady, sport, żużel, felietony

Jesteś tutaj » Home » Renata Ochwat: Moje irytacje i fascynacje »
Marii, Marzeny, Ryszarda , 26 kwietnia 2024

Po świątecznej szwendaczce niezbyt daleko od miasta

2019-04-24, Renata Ochwat: Moje irytacje i fascynacje

Mam tak od kilku lat, że z przyjaciółmi i znajomymi wypuszczam się na święta, których zresztą nie obchodzę w pobliskie, ale zagraniczne kątki. Teraz też tak było. No i porównanie wypada cokolwiek koślawo, jeśli nie zupełnie źle.

Kolejny raz nas, znaczy mnie i kilkoro przyjaciół oraz nowych znajomych zawiało w kątki trochę przez nas znane, ale coraz lepiej rozpoznawane. Pojechaliśmy do środkowych Niemiec, a dokładnie do Saksonii Anhalt, a jeszcze dokładniej do krainy czarownic i czarowników, czyli do Wernigerode. Tam mieliśmy swoją bazę. Po drodze oraz w trakcie poznaliśmy trochę innych jeszcze miast i miasteczek, a także wróciliśmy do dwóch innych miejsc. Każde z tych miejsc, poza Magdeburgiem, to miasta mniejsze – jeśli chodzi o liczebność od Miasta nad trzema rzekami. Każde bardzo piękne, każde zadbane i wychuchane, i każde, co tu ukrywać, jest kierunkiem turystycznym. Mam na myśli wspomniane już Wernigerode, ale i Quedlinburg, jak i Goslar.

Ale każde z tych miast skłania mnie do porównań. Do porównań z Miastem, bo w każdym są pewne rozwiązania, które są także w naszym, oj, tutejszym Mieście.

U nas się wszystko betonuje, kostkuje, tworzy się sztuczne deptaki, tworzy się ścieżki, które dewastują przyrodę.

I niech będzie – Halberstadt – 43,5 tys. mieszkańców – miasto z kilkoma kościołami, katedrą, piękną biblioteką, ciekawym monumentem poświęconym pamięci pomordowanych tamtejszych Żydów. Wszędzie na starówce bruk. Nikomu do głowy nie przychodzi wymieniać go na kostkę. Przed katedrą wielki plac – plac katedralny – i o, coś ciekawego – nie ma płytek, kostek, asfaltu. Jest przestrzeń pokryta jakąś taką nawierzchnią, która wygląda jak utwardzony piach. Chodzą po nim bez problemu panie na obcasach, ale też jeżdżą rolkowcy i rowerzyści. Jest zwyczajnie naturalnie. Pięknie. O trawnikach nie wspominam, bo tam wszędzie tam jest tak samo. Są. W centrum Punkt Informacji Turystycznej i miła pani, która natychmiast wyjmuje informacje o mieście po angielsku, bo po polsku zwyczajnie nie ma. Trudno się dziwić.

Wernigerode – perła Harzu, czarownice się tam na Brocken zlatują. Mieszkańców – 35 tys. Zieleń – jak wyżej. Ścieżki rowerowo-piesze wyznaczone tak, aby nic i niczego nie zniszczyć. Deptak przez miasto ulicą Breite Strasse tak wyznaczony, że rzeczywiście jest deptakiem, ale wjechać tam mogą mieszkańcy – tylko i to w ograniczony sposób. I to jest deptak, kawiarnie, restauracje, sklepiki z pamiątkami, ale i też te zwykłe oraz coś, czego Niemcom zazdroszczę – piekarnie czynne w każdy dzień. Piekarnie, gdzie można kupić świeże pieczywo, zjeść śniadanie i lekki obiad. Objazdy Starego Miasta tak wyznaczone, że tylko klaskać w ręce. A jak do tego dodać jeszcze Muzeum Lotnictwa, Muzeum Miniatur obiektów zabytkowych, i to jak zrobione, to człowiek się zastanawia, jak to być może, że w mieście trzy razy mniejszym od Miasta nad Trzema Rzekami się takie rzeczy udają, a u nas nie. Do tego trzeba dołożyć jeszcze staranność i dbałość samych mieszkańców o to, aby wszędzie było czysto, aby przyjeżdżający tu na chwilkę oddechu czuli się dobrze, to porównania wypadają dość ponuro dla Miasta tego tutaj.

O Goslarze nie piszę, bo co się porównywać z miastem, które zawsze było na zachodzie Niemiec. Nie da się zwyczajnie. Podobnie z Wittenbergą, miastem doktora Marcina Lutra. Inne pieniądze, inne podejście do materii miejskiej, do historii.

No dobrze, niech więc będzie porównanie do Beelitz, miasteczka liczącego 11,9 tys. mieszkańców w Brandenburgii. To światowe – niemieckie centrum szparagowe. Wyremontowane kamienice, ale zachowany bruk, przecież nie trzeba śmigać po mieście 200 kilometrów na godzinę, miejsca parkingowe, małe sklepiki, kawiarenki. Nikomu do głowy nie przyszło robić tam deptaku, bo komuś się tak podoba. Wszędzie natomiast są wskaźniki kierujące do ciekawych miejsc, w tym do dość dziwacznego, ale bardzo interesującego przez to kościoła.

O innych miejscach znanych mi ze szwendania się po niewielkich miejscach pisać jakoś mnie się nie chce. Bo jak się przykłada szkiełko i oko, to każde porównanie wypada mocno na niekorzyść Miasta nad Trzema Rzekami. Wystarczy przekroczyć jedną rzekę, tę graniczną, aby zapyziałość właśnie miasta zobaczyć nad wyraz wyraźnie. Przykrym jest, kiedy jedzie się tam gdzieś, patrzy się na to, jak najbliżsi sąsiedzi sobie z wyzwaniami współczesności radzą, a potem się wraca i patrzy na to, co tu jest. A przecież mogłoby być tak pięknie. No cóż…

X

Napisz do nas!

wpisz kod z obrazka

W celu zapewnienia poprawnego działania, a także w celach statystycznych i na potrzeby wtyczek portali społecznościowych, serwis wykorzystuje pliki cookies. Korzystając z serwisu wyrażasz zgodę na przechowywanie cookies na Twoim komputerze. Zasady dotyczące obsługi cookies można w dowolnej chwili zmienić w ustawieniach przeglądarki.
Zrozumiałem, nie pokazuj ponownie tego okna.
x