Echogorzowa logo

wiadomości z Gorzowa i regionu, publicystyka, wywiady, sport, żużel, felietony

Jesteś tutaj » Home » Renata Ochwat: Moje irytacje i fascynacje »
Bony, Horacji, Jerzego , 24 kwietnia 2024

Znowu będą konsultacje społeczne w mieście

2019-05-20, Renata Ochwat: Moje irytacje i fascynacje

Konsultacje, czyli cykl spotkań z mieszkańcami zainteresowanymi zmianami w swoim najbliższym otoczeniu. Jaka szkoda, że magistrat nie konsultował wielu zmian już wprowadzonych.

Rusza kolejna edycja spotkań z mieszkańcami w ramach konsultacji społecznych. Mają dać odpowiedź na to, jak ma, albo raczej jak ludzie chcieliby, aby wyglądało ich najbliższe otoczenie. Rzecz chwalebna, choć, jak pokazała praktyka z lat poprzednich, taką sobie się cieszy popularnością. Słabe zainteresowanie takimi działaniami wynika chyba z tego, że rzecz ciągle nowa jest. Ludzieńki cały czas myślą, że przyjdą, sobie pogadają i na tym się skończy. I trochę w tym racji, niestety jest.

Inna sprawa, że szkoda, iż miasto nie zapytało w konsultacjach, jak ludzieńki oceniają zmiany, których już się nie da cofnąć. A mam na myśli ten deptak, który nagle przecina i niweluje stary, jeszcze ze średniowiecza, a może i starszy szlak, czyli obecną ulicę Sikorskiego. Mam też na myśli przebudowę skwerku przy Łaźni. Nikt nie zapytał, czy mieszkańcy chcą tam kilometrów kwadratowych płytek, czy chcą przeskalowanego i przez to zwyczajnie brzydkiego popiersia rotmistrza Witolda Pileckiego. Szkoda wielka, że takie popiersie tam ustawiono, bo jak już popiersie musiało być, to można było zadbać o dobrą, wartościową formę, a tak znów mamy to, co mamy. I żeby była jasność, ja się nie czepiam samego popiersia, samego bohatera, choć po prawdzie, żadnego związku z miastem nie ma i nigdy nie miał. Ja się czepiam wyrazu artystycznego. Bo być może fundatorzy zwyczajnie nie wiedzą, iż nietrafioną formą, przeskalowaniem, zbytnią dosłownością i jeszcze kilkoma rzeczami zwyczajnie zamiast kogoś upamiętnić, raczej przyprawia mu się gębę, zwyczajnie ośmiesza. To tak pod rozwagę na przyszłość.

Jaka w końcu szkoda, że na fali wszech obecnych konsultacji nie zapytano ludzieńków, jak widzą rewitalizację parku Siemiradzkiego. Bo myślę, że zamiast znów jakichś dziwnych alejek, jakich trzebień zieleni, w pierwszej kolejności powiedzieliby – remont i przywrócenie do życia Schodów Donikąd. Nie było, a szkoda.

A teraz z drugiego kątka. Nie stricte gorzowskiego, ale tuż pod. I znów okolica nasza najbliższa znalazła się w ważnym medium. Mam na myśli duży tekst w „Polityce” o wolno żyjących krowach w okolicach Deszczna. Tekst zrobiony więcej niż rzetelnie. Bo pokazano wszystkie aspekty życia dzikich, trochę udomowionych jednak, łaciatych w okolicach Deszczna właśnie. Całkiem spore stado ma być wybite, bo …., argumentów jest n. Przykra konkluzja jest taka, że urzędnicy są nieugięci i te krówki jednak na śmierć skazali oraz że kaźń się odbędzie. Jeszcze bardziej przykra jest też i ta, o której przeczytałam w „Polityce” właśnie, że nie bierze się w żaden sposób opcji – ktoś te krowy może przygarnąć, zbadać, zakolczykować i czerpać korzyści z naprawdę dużego stada. Co więcej, idea eksterminacji przestała się podobać nawet sąsiadom nieudacznych, bo to prawda, właścicieli. Jak ludzieńki psioczą na tych de nomine właścicieli, to jednak szkoda im bydła, które na oko jest w świetnej kondycji. Rolnicy, ludzia praktyczna. Zwyczajnie nie rozumieją, że nie można poszukać innego rozwiązania. Ich zdaniem, jak najbardziej można i trzeba. Moim też. I powiem tylko jedno – jeśli wojewoda jednak postawi na swoim i wybije to spore, bo liczące ponad 150 sztuk bydła stado, to jednak maksymalnie straci wizerunkowo. A ja po ludzku powiem kolejny raz. Mnie zwyczajnie żal tych zwierząt. Tym bardziej, że kilka razy na swoich osobistych szwendaczkach widziałam je na osobiste głaza. Mnie się zwyczajnie w głowie nie mieści, że ktoś wpadł na tak szatański pomysł. Jak się okazuje, czytelnikom „Polityki” w generalności też nie. No cóż.

Ps. Dziś mija 40 lat od śmierci Eugeniusza Paukszty. W chwili śmierci miał zaledwie 63 lata. Był z Wilna, Poznania, ale i z Ziemi Lubuskiej. W jego książkach jest sporo tropów z tych ziem, ale jedna jest szczególnie dla nas ważna. To dylogia „Przejaśnia się niebo” o pionierskich latach Gorzowa. Może nie wszyscy w kraju lubiący literaturę znają Pauksztę, ale dobrze by było, żeby tu w Mieście o nim pamiętać. Może na lekcjach polskiego, może w inny sposób. Ale każdy, kto poświęcił Miastu temu jakąkolwiek refleksję utrwaloną w słowie, zasługuje na pamięć. Ja tam znów przeczytam….

X

Napisz do nas!

wpisz kod z obrazka

W celu zapewnienia poprawnego działania, a także w celach statystycznych i na potrzeby wtyczek portali społecznościowych, serwis wykorzystuje pliki cookies. Korzystając z serwisu wyrażasz zgodę na przechowywanie cookies na Twoim komputerze. Zasady dotyczące obsługi cookies można w dowolnej chwili zmienić w ustawieniach przeglądarki.
Zrozumiałem, nie pokazuj ponownie tego okna.
x