Echogorzowa logo

wiadomości z Gorzowa i regionu, publicystyka, wywiady, sport, żużel, felietony

Jesteś tutaj » Home » Renata Ochwat: Moje irytacje i fascynacje »
Agnieszki, Amalii, Czecha , 20 kwietnia 2024

Ja zwyczajnie nie wierzę, że to się wydarzy

2019-07-27, Renata Ochwat: Moje irytacje i fascynacje

Wczoraj dyrektor Książnicy udostępnił informację, kto tu zagości. W mediach społecznościowych to się stało. No i powiem tak. Jestem ogromnie zaskoczona i zadumiona oraz zauroczona.

Poznańska polonistyka ma to do siebie, że od swoich studentów, a potem absolwentów wymaga kilka rzeczy. Zawsze zresztą wymagała. Po pierwsze pokory w podejściu do tekstu literackiego, po drugie zachowania krytycznego spojrzenia na każde dzieło literackie, nawet na powieści Marii Rodziewiczówny – niech posłuży za przykład, a po kolejne – unikania jak ognia przymiotników w opisywaniu rzeczywistości wszelakiej, czy to odnoszącej się do tekstu, czy do rzeczywistości zastanej. No i zgodnie z tymi zasadami ja chyba nie powinnam się chwalić, że jestem absolwentką poznańskiej filologii polskiej ze zdanymi dobrze egzaminami u tuzów polskiej myśli polonistycznej. Bo pojechałam przymiotnikami i to samymi aprobatywnymi.

Ale jak tu reagować inaczej, kiedy się widzi zapowiedzi gości Książnicy i to jakich gości. Niech więc nastąpi wyliczanka: Krystyna Czubówna, Piotr Machalica, Mariusz Benoit (!), Magda Umer, Jerzy Kisielewski (!), Jakub Żulczyk (!!!!), Wojciech Mann – i tu już może wykrzykników, Grażyna Barszczewska – a tu już szacunek największy i ocean wykrzykników. No szlag, znów przymiotniki, bo wykrzykniki należy tak interpretować.

To lista marzenie, lista ciekawych osobowości twórczych, lista niepospolitych osób, które mają do czynienia ze słowem przez wykonywany zawód. Aktorzy, dziennikarze, pisarze, no coś niebywałego. Nie wiem, jakich pływów użyła dyrekcja Książnicy, aby te osobowości, bo słowo gwiazdy wydaje mnie się w ich kontekście blade i mocno wyświechtane oraz kompletnie niepasujące, zaprosić. To będzie coś absolutnie intersującego, zajmującego i niezwykłego, kiedy tu będą. Powtórzę, wszyscy mają silny związek ze słowem. Posługują się literacką, przepiękną polszczyzną. Językiem, o jakim ja marzę, aby był on obecny w sferze publicznej. Tym ludziom nie zdarzają się takie błędy, jakie codziennie popełniają mamlający ponoć po polsku politycy, bo potrafią, e tam potrafią, oni inaczej nie umieją mówić, aniżeli zgodnie z normą.

Przykład o co mnie chodzi jeśli punktować mamlających? Proszę bardzo. To będą luźne przykłady języka nowomowy politycznej obecnej elity – Idom; zrobią; niech se zobaczy; byliźmy; tą rzecz widzieliźmy (poprawnie jest – tę rzecz widzieliśmy); tą ojczyzne bedziemy …; tom samom drogom jechaliźmy….; tom ojczyzne kochamy najbardziej; tamtom sprawom sie nie bedziemy zajmowali; one nie wiedzom, o czym sie zajmujemy (to już zagwozdka – tłumaczenie na zrozumiały polski - oni nie rozumieją, czym my się zajmujemy); zapłacone bendzie, niech sie nikt nie martwi…. Takich kwiatków, a zwłaszcza tą ojczyzne mamy w nadmiarze. A tu proszę – ludzie, którzy mówią świetnie po polsku, a w dodatku wiedzą, o czym i jak mówią. Ja już się bardzo cieszę. I dyrekcji szalenie gratuluję. I dalej w głowę zachodzę, jak się udaje.

Otwartym tekstem trzeba powiedzieć. Kiedy Edward Jaworski odchodził na emeryturę, to wszyscy przywiązani do słowa, do książki zachodzili w głowę, kto go zastąpi. Bo dyrektor Edward Jaworski dokonał rzeczy, zdawało się wówczas zupełnie niemożliwej w tym mieście. Wybudował nową siedzibę Wojewódzkiej i Miejskiej Biblioteki Publicznej. Kiedy o tym mówił, wielu stukało się w głowę i gadało, że się nie da. Za dyrekcji Edwarda Jaworskiego w tym mieście powstała biblioteka, jakiej nie powstydziłoby się żadne większe od Gorzówka miasto. Mało tego, Edward Jaworski przestawił myślenie bibliotekarzy o ich zawodzie i ich misji na inne tory. Książnica się rozhulała maksymalnie. I kiedy już uznał, że czas na emeryturę, wszyscy związani w różny sposób ze słowem zaczęli się zastanawiać, co będzie dalej. Bo to zwykle trudne i bardzo trudne jest.

Sławomir Szenwald okazał się godnym następcą. Miał gotową bazę, więc dalej, ubogacamy ją w działania związane ze słowem, z literaturą. Co i rusz zaskakuje. Mnie szalenie pozytywnie. Bo jest kontynuacja działań poprzednika, ale jest coraz więcej nowych rzeczy. Podkreślę n raz. Działań związanych ze słowem, z literaturą, z różnymi aspektami literatury. Z różnym do niej podejściem, bo i przez autorów, bo i przez interpretatorów, bo i przez kreatorów. Ale zawsze literatura jest centrum działań. Słowo i namysł oraz interpretacja słowa. Bez słowa, bez języka, bez literatury, bez ludzi słowa nas nie będzie. Nie bez kozery bowiem Bóg w interpretacji chrześcijańskiej nagle pomieszał języki.

Dlatego właśnie zawsze, dopóki będę żyła, dopóki będę mogła, będę chwalić wszystkich, którym kwestie języka są ważne. Ważne były dla Edwarda Jaworskiego, ważne są dla Sławomira Szenwalda. Obaj mieli i mają kilkoro albo kilkanaścioro ludzi, którzy tak samo rozumieją powinność bibliotekarzy. I dlatego zaowocuje nam to w przyszłym sezonie właśnie obecnością osobowości, dla których język, słowo, znaczenie, odpowiedzialność za słowo, jego aspekt w wydaniu najlepszym jest czymś ważnym.

Dla mnie jest, dlatego tak bardzo się cieszę, że przyjdzie mi pana Mariusza Benoita znów na żywo spotkać. Bo widziałam go na scenie w teatrze, mojej drugiej miłości po lekturze.

Dyrekcjo, gratulacje wielkie!!!

Ps. Bo muszę i chcę. Dziś mija 90. rocznica urodzin Janusza Grabiańskiego, znakomitego plastyka, ilustratora. Urodził się w Szamotułach. Studiował w Krakowie i Warszawie. Tam zresztą w 1976 umarł. Dla mnie jest niezapomnianym ilustratorem książek. Łącznie w ciągu niespełna 25 lat pracy zilustrował ponad 100 książek z klasyki polskiej i obcej, m.in. Wiersze o kotachThomasa Stearnsa  Eliota, O krasnoludkach i sierotce Marysi Marii Konopnickiej (książka wpisana na Listę Honorową Hansa Christiana Andersena – coś jak dziecięcy Nobel literacki) Cudowną podróż Selmy Lagerlof, Bajki Charlesa Perraulta, Przygody Tomka Sawyera Marka Twaina. Należał do ilustratorów znanych i podziwianych na świecie. Miał kilkanaście wystaw indywidualnych w Polsce, Austrii, Szwajcarii i Niemczech. Zilustrował też ostatnią wersję kultowego Elementarza Mariana Falskiego. Książki ilustrowane przez Grabiańskiego ukazały się w ponad 20 krajach całego świata, w tym w Związku Radzieckim, Jugosławii, Holandii, Japonii, Izraelu i na Węgrzech. Uwielbiam jego niepodrabialną, pozornie nieostrą kreskę. A jego wizerunek Rogasia z Roztoki uważam za najlepszy portret dziecięcego bohatera literackiego. Lubię się gapić na te ilustracje. No cóż.

X

Napisz do nas!

wpisz kod z obrazka

W celu zapewnienia poprawnego działania, a także w celach statystycznych i na potrzeby wtyczek portali społecznościowych, serwis wykorzystuje pliki cookies. Korzystając z serwisu wyrażasz zgodę na przechowywanie cookies na Twoim komputerze. Zasady dotyczące obsługi cookies można w dowolnej chwili zmienić w ustawieniach przeglądarki.
Zrozumiałem, nie pokazuj ponownie tego okna.
x