Echogorzowa logo

wiadomości z Gorzowa i regionu, publicystyka, wywiady, sport, żużel, felietony

Jesteś tutaj » Home » Renata Ochwat: Moje irytacje i fascynacje »
Anieli, Kasrota, Soni , 28 marca 2024

No i znów coś fajnego u nas powstaje

2019-10-30, Renata Ochwat: Moje irytacje i fascynacje

Albo labidzę, albo chwalę. To drugie rzadziej i w stosunku do dość określonych wydarzeń. Tym razem będę chwalić.

A było tak. W necie zauważyłam malusie zdjątko, że znów powstaje mural. Jakiś czas wcześniej przemiła znajoma pytała mnie, czy aby nie wiem, jak ten mural pierwotnie wyglądał. Dlaczego mnie? Ano dlatego, że jestem samozwańczą biografistką Andrzeja Gordona. Samozwańczą, bo tak się sama nazwałam i kropka. A ów mural, którego reszteczki jeszcze do niedawna można było oglądać na bloku przy ul. dziś Stefanii Hejmanowskiej, a kiedyś Cichońskiego, to właśnie było dzieło Gordona i chyba Bola Kowalskiego, bo oni jakoś tak razem te ściany malowali. No niestety, zdjęcia nie miałam. Ale przemiła i jej stowarzyszenie to mocarny ludek, wykopali skądeści oryginał i dawaj tworzyć.

Sprawdziłam, rusztowanie stoi, malunek już z wolna widać. Stowarzyszenie Sztuka Miasta, bo to ta ludzia, pieczołowicie odtwarza mural, o którym myślałam, że już przepadł na wieki, bo zresztą taka jest istota murali. Są, a potem znikają. Trwała, mało trwała, nietrwała jednak sztuka. Jak się teraz pokazuje, chyba jednak trwała.

Sztuce Miasta gratuluję. Miastu, a właściwie Zakładowi Gospodarki Mieszkaniowej także gratuluję. To kolejny już bardzo udany mariaż instytucji miejskiej, czyli ZGM i stowarzyszenia. Przybędzie kolejne ciekawe miejsce w mieście. Ładne w sensie estetycznym, ciekawe w sensie historycznym, bo otwiera pola do snucia opowieści o Mieście, ale i o ludziach, którzy w tym mieście żyli, ale i żyją dziś. Inni, ale chyba z tej samej gliny.

Ja się podwójnie cieszę. Jako mieszkanka, bo coś ładnego będzie. I jako pilotka oraz przewodnik, bo mam kolejne pole do snucia opowieści o mieście i o ludziach. Co w mieście bez wielkich zabytków jest rzeczą nie do przecenienia.

Inna rzecz, że ZGM od jakiegoś czasu cały czas daje się poznać jako ciekawa instytucja. Bo w kółko musi walczyć z prozą życia. Dla przykładu z takimi różnymi dłużnikami, którzy opieszali są w opłatach. Albo z mega dłużnikami, z którymi trzeba byłoby ostro zadziałać, ale jednak nie można, bo … i tu milion argumentów. Balans jest bardzo trudny. Ale jak dla mnie ZGM jest dobrym partnerem do współpracy. Dlaczego? Ano choćby dlatego, że mnie skutecznie informuje, że mam zaległość. Dzwonię więc i pytam uprzejmie, a skąd zaległość. 30 sekund trwa i już wiem. Miła pani staje na głowie i rzęsach, aby poinformować. Tłumaczy, ja dziękuję. Wszyscy zadowoleni, ja nie do końca, bo przez głupotę własną muszę kasę przelać. Głupota boli wtedy, kiedy się okazuje, że głupi jest miś Ochwat. No cóż. Zaległości spłacać trzeba. A ZGM monitoruje i nawet jak mało się zalega, to informuje. Co jak dla mnie jest super sprawą i tylko dzięki, że tak właśnie.

I teraz do brzegu, choć trochę pokrętnie – jak już ZGM z dłużnikami sobie poradzi, to zawsze zostaje ten oddech na inne, fajne rzeczy. Na te murale, na próby umilenia życia mieszkańcom, na włączaniu mieszkańców do upiększania swojego kawałka świata. Im się chce. Znaczy ZGM. Pierwsze próby robili poprzedni dyrektorzy. Nie było wówczas klimatu, choć się mocno starali. I co się dało, to robili. Teraz jest odrobinkę lepiej, więc ZGM robi w tej materii więcej. Ja tam chwalić będę, bo widzę, co się dzieje. Mało tego, inna przemiła znajoma poinformowała mnie, że na osiedlu Słonecznym ludzieńki się mocno uaktywnili i zwyczajnie pilnują tego ładnego, które im ZGM, a dokładnie kierownik Damian sprokurował. Tylko chwalić.

Ta mówiłam, że chwalić będę. Więc pochwaliłam. Choć musiałam kasę wysupłać na zaległość… Ale jak się tak sprawy załatwia, jak ja w moim ADM, to nawet ten żal nie jest taki okropny. Się mieszka, się korzysta z ciepłej i zimnej wody, trzeba zapłacić. Się pomyliło w rachunkach, się naprawia. Trudno. Boli, ale wyjścia nie ma.

Ps. Dziś dzień Spódnicy, dzień kobiecości. Ja zwyczajnie nie pamiętam, kiedy w spódnicy chodziłam. Co prawda, jakaś kiecka spódnicowa w domu moim jest. Czasem się jej przyglądam. Ale tak naprawdę mało istotne jest, czy kiecka, czy suknia. Wszystkim zaprzyjaźnionym kobietom w dniu kobiecości wszystkiego naj. Generalnie chodzimy w spodniach, bo wygodnie, chodzimy w parkach, bo wygodnie. Co prawda co jakiś czas jakiś facet albo i pół tuzina facetów klarują nam, że kobiety to…. A niech sobie gadają. My dokładnie wiemy, co możemy. Choć jak czytam książki Margaret Atwood, to jednak dreszcz mnie przechodzi po grzbiecie. Ale nie. Baby kochane, choć to nie 8 marca, ale jednak dzień kobiecości… Bez nas nic się nie uda. Ma kto wątpliwości?

X

Napisz do nas!

wpisz kod z obrazka

W celu zapewnienia poprawnego działania, a także w celach statystycznych i na potrzeby wtyczek portali społecznościowych, serwis wykorzystuje pliki cookies. Korzystając z serwisu wyrażasz zgodę na przechowywanie cookies na Twoim komputerze. Zasady dotyczące obsługi cookies można w dowolnej chwili zmienić w ustawieniach przeglądarki.
Zrozumiałem, nie pokazuj ponownie tego okna.
x