Echogorzowa logo

wiadomości z Gorzowa i regionu, publicystyka, wywiady, sport, żużel, felietony

Jesteś tutaj » Home » Renata Ochwat: Moje irytacje i fascynacje »
Bony, Horacji, Jerzego , 24 kwietnia 2024

Kręci się, kręci, jak nie wiem co, w kulturze

2019-11-16, Renata Ochwat: Moje irytacje i fascynacje

No i znów dostałam kolorowego zawrotu głowy. Bo jak tu się, panie Dziejku, zorganizować, kiedy obowiązki zawodowe powodują, że tylko z zazdrością się patrzy na to, co robią inni i chciałoby się tam być.

Nie poszłam na koncert do mojej ukochanej Filharmonii, bo zwyczajnie pokonało mnie zdrowie. Stara jestem jak węgiel, więc organizm już pokazuje – wyluzuj. Stało się to w Muzeum Lubuskim, kiedy z zachwytem patrzyłam na porcelit i porcelanę wygrzebaną w lutym w jednej z piwnic śródmieścia. O wystawie napiszę osobno, bo warta jest tego. A teraz wracam do tego kolorowego młynka, jaki nam fundują nieustannie instytucje kultury. O swojej nie będę pisać, bo nie wypada, choć u nas też aż furczy od wydarzeń.

Niech będzie na początek Książnica Wojewódzka. W pewnym momencie zaczęłam się zastanawiać, czy oni sami wiedzą, co już się odbyło, co za chwilkę będzie, a co za trochę dłuższą chwilkę się wydarzy. Spotkania z ciekawymi ludźmi, czytania literatury, wystawy, spotkania w Willi Lehmanna, słuchanie literatury, promocja wydawnictw. To się zwyczajnie w niedużym mieście dziać nie powinno. A tam się dzieje i to jak. Kolejki po wejściówki, wielu uczestników, i to takich, którzy wiedzą, po co tam przyszli. A jak do tego dołożyć jeszcze stałe działania książnicy – spotkania z czytelnikami w różnym wieku w ramach klubów czytelniczych, do tego podstawowa praca, czyli wypożyczanie książek, udostępnianie zbiorów na miejscu, czytelnie prasy, biblioteka multimedialna, udostępnianie kopiowania całostek czytelniczych, to naprawdę kolorowy młynek się kręci, bo głowa już zwyczajnie nie nadąża. Nawet taka, która ma Pankracego – mistrza świata i okolic w kolorowym kręceniu.

Gorzów, to dziwne miasto, miał szczęście do dyrektorów książnicy. Najpierw Edward Jaworski postawił nowy gmach biblioteki i na zawsze zapisał się złotymi zgłoskami w dziejach Gorzowa, w oficjalnej historii miasta, a nie tylko Książnicy. Choć nikt w niego i jego wizję nie wierzył. Ale zrobił to. Zrobił to, o czym może jego poprzednicy marzyli. A może nawet nie, bo odwagi o tym gadać nie mieli. Dziś nowa siedziba książnicy w Mieście nad Trzema Rzekami przyprawia chyba trochę o zazdrość winnogrodzkich. Bo przez lata Norwid zielonogórski był wzorcem. Nowa siedziba, patio, windy, siedziby różnych działów, wydawnictwo… No było czego zazdrościć. A teraz to jednak Książnica gorzowska staje się czymś, czego trzeba i warto zazdrościć.

A potem, kiedy już dyrektor Edward Jaworski przeszedł na emeryturę, zasłużoną jak najbardziej, co nie znaczy, odszedł na jakiś margines, bo nie, bo jest obecny, zastąpił go Sławomir Szenwald. I tylko dołożył do bibliotecznego pieca. Pierwszy dyrektor z wymienianych zerwał ostatecznie z mitem bibliotekarki – pani z koczkiem w okularach i kapciach, dodał zadań. Wyzwolił kreację. To ten drugi tylko ten wzór zatwierdził, a więcej – dodał zadań. No i się kręci tak, że ja nie nadążam. Ja – człowiek uczepiony słowa i literatury najbardziej na świecie. Ja, która za literaturą zwykle nadążam. Tu nie nadążam. No i bardzo dobrze, bardzo, bardzo dobrze. Czasem późnym wieczorem w bezsile słucham Jana Sebastiana Bacha i szlag mnie jaśnisty trafia, że tu nie mogę, tam nie mogę. Tyle tam ciekawych rzeczy się dzieje. No kolorowy zawrót głowy.

A teraz o drugiej instytucji. Czas na Muzeum Dekerta. Też zwyczajnie z wolna przestaję nadążać. Wystawa, odczyty, spotkania, do tego dochodzi wydawnictwo muzealne, do tego dochodzą super pamiątki, jakie od wczoraj można kupić… Przepiękne magnesy, hit ostatnich lat wszystkich wycieczkowiczów. Aby być fair, wielu poprzedników, wielu dyrektorów Muzeum dołożyło starań, aby właśnie ta placówka miała godną siedzibę. Tu i pana Zdzisława Linkowskiego przypomnieć trzeba, panią dr Gabrielę Balcerzakową, pana Krzysztofa Popka. Wszyscy oni dbali o muzeum. I czymś paskudnym byłoby o tym nie pamiętać. Jednak kiedy dyrekcją została dr Ewa Pawlak, coś się zmieniło. Ludzie zostali docenieni. Vide – Motyle oraz inne nagrody. Nie ma problemu z przemalowaniem Oficyny.

Nie zgadzałam się kompletnie z panią doktor, kiedy była szefową miejskiego wydziału kultury. Było pod górę. Ale zgadzam się z nią teraz, kiedy jest szefową Muzeum. Oczywiście, nie wiem wszystkiego, ale też trudno za Muzeum nadążyć. Bo tu wystawa, bo tu zwiedzanie kuratorskie, nikt wcześniej nie pomyślał, że w muzeum można, a wręcz trzeba, bo tu odczyt, bo tu coś kolejnego. Też trudno za nimi drogi dotrzymać. Bo kolejne wydawnictwa…, bo kolejni ciekawi ludzie.

Miałam wczoraj okazję posiedzieć w Muzeum w cichości i spokoju. Za to dzięki, bo właśnie zaczęło mi szwankować zdrowie. Siedziałam i patrzyłam na starą willę, przepięknie utrzymaną. I myślałam sobie, że pierwszy właściciel Gustaw Schroeder – fabrykant landsberski, światły, dodam, byłby dumny z tego, że jego rodzinny dom, który zrządzeniem losu stał się siedzibą muzeum, dziś tak żyje. Że nowi mieszkańcy miasta, mówiący innym językiem, wracają do jego domu. Domu, który stał się miejscem publicznym i tak pięknym. Muzeum po prostu. A ludzie tam idą. Znakiem tego, tak miało być.

I tylko dodam… W Gorzowie jest jeszcze kilka instytucji…. Kulturalnych. I w nich wrze.

Bo dzieje się w MCK, bo Teatr Osterwy, bo Centrala Thomasa, bo Magnetoffon Niedźwiedzia. Bo w końcu Jazz Club.

Ma to miasto szczęście… Kolorowy młynek kulturalny się kręci. Mocno i z sukcesami. Oj.

Ja zwyczajnie nie daję rady. A szkoda…. Dla mnie szkoda…

X

Napisz do nas!

wpisz kod z obrazka

W celu zapewnienia poprawnego działania, a także w celach statystycznych i na potrzeby wtyczek portali społecznościowych, serwis wykorzystuje pliki cookies. Korzystając z serwisu wyrażasz zgodę na przechowywanie cookies na Twoim komputerze. Zasady dotyczące obsługi cookies można w dowolnej chwili zmienić w ustawieniach przeglądarki.
Zrozumiałem, nie pokazuj ponownie tego okna.
x