Echogorzowa logo

wiadomości z Gorzowa i regionu, publicystyka, wywiady, sport, żużel, felietony

Jesteś tutaj » Home » Renata Ochwat: Moje irytacje i fascynacje »
Marka, Wiktoryny, Zenona , 29 marca 2024

O punkcie widokowym przy pewnych schodach będzie

2019-11-18, Renata Ochwat: Moje irytacje i fascynacje

Nie rozumiem pewnych rzeczy. Szłam sobie onegdaj do domu własnego z przyjacielem, z którym pracowałam kiedyś w jednej firmie. I nagle nas uderzyło jedno – wielość oświetlenia na zwieńczeniu Schodów Donikąd.

Szło nam się dobrze, bo choć niemal mieszkamy w jednym mieście, pracujemy tu na pewno, to nasze drogi z rzadka się przecinają. A teraz mieliśmy całkiem sporo czasu, bo droga ma to do siebie, że jest przyjemnością wielką. Szliśmy sobie, aż nagle oczom naszym ukazała się nie łuna, bo nie, ale jakieś n punktów świetlnych na zwieńczeniu zamkniętych od lat Schodów Donikąd. Ja zaklęłam szpetnie, przyjaciel też coś w podobie. Zatrzymaliśmy się i w rzeczywiście niemym zachwyceniu gapiliśmy się na owe oświetlenie. Bo dziwnie podobna jest do mega oświetlenia Kwadratu. Po chwili ja mruknęłam, już w cytowalnej polszczyźnie, że nie rozumiem, przyjaciel też coś w podobie powiedział i poszliśmy dalej. Potem już, za jakąś dłuższą chwilkę, siedziałam sobie w domu i myślałam. I powiem tak. Nie rozumiem. Zwyczajnie nie rozumiem. Po co montować n punktów świetlnych w miejscu widokowym? Przecież miasto i tak już jest świetnie oświetlone. Bo tak jest. Po co łuną oświetlać miejsce, do którego nie idzie się po światło, tylko po fajne widoki na dolinę Warty, na gorzowski pejzaż? W końcu po co oświetlać głowę stale nieczynnych Schodów? Nie ma to sensu. No i jeszcze jedna rzecz. Owe nieczynne Schody. Bo one są tak tylko teoretycznie nieczynne. Płotki zagradzające wejście na nie od ulicy Drzymały są zwyczajnie iluzoryczne. Schody żyją własnym życiem.

Owo życie polega na tym, że ciągle jest tam ruch. A to sobie bezdomni pomieszkają w upalne, letnie miesiące. A to ktoś tam idzie na spacer. Ja od czasu do czasu też sobie idę na ten punkt, a ponieważ zdecydowanie wolę przejść się nie po schodach, to wchodzę tam od strony parku. Postoję, pogapię się na to niepiękne miasto, a potem schodzę, już Schodami, bo prościej. Owszem, muszę uważać, żeby nie wdepnąć w szkło, bo zwykle dużo tam go leży. Potłuczonego, dodam. Schodzę, nikt mnie nie nagabuje. Najwyżej pewien pies mnie obszczeka. Władza miejska – i to zarówno poprzednia, jak i obecna jakby nie chciała przyjąć do wiadomości, że choć miejsce oficjalnie zamknięte jest, to jednak nikt tym zamknięciem się nie przejmuje.

Nie dalej, jak wczoraj stałam na przystanku i czekałam na znajomych, z którymi się wyprawiałam na opłotki miasta. Patrzyłam na młodych ludzi, schodzili ze Schodów. Ładny był to widok, ładny bardzo. Ale ich tam nie powinno być.

A wracając do oświetlenia. Jestem przeciwnikiem wydawania kasy na oświetlenie tam, gdzie nie jest potrzebne. I powtórzę z całą mocą, nie jest potrzeby lasvegas na Kwadracie, tak samo nie jest potrzebny na głowie Schodów. Obie sprawy nie do odwrócenia, a szkoda. Bardzo szkoda zwłaszcza, że punkt widokowy bez tego światła był fajną możliwością popatrzenia na miasto, na jego obrzeża. Światło – owszem, potrzebne jest, ale czy aż tyle i czy aż tak? Moim zdaniem nie. Nie da się odwrócić. Szkoda.

A teraz z drugiego kątka. Rzadko ostatnio mam okazję, aby pojechać za opłotki na mocno ciekawe wydarzenia regionalne. Tak mnie się układają sprawy zawodowe i rodzinne, że albo muszę siedzieć w Mieście nad Trzema Rzekami, albo muszę jechać do Miasteczka Skwierzyna. Dlatego okoliczność takową, że mogę w inne miejsca, dzięki przemiłej znajomej wykorzystałam z wielką estymą oraz z wielką podzięką. Pojechaliśmy do Witnicy na spotkania z kulturą żydowską. Posłuchałam muzyki sakralnej żydowskiej, która jest obecna w synagogach od czasów haskali. A potem do Międzyrzecza, na spotkanie z tematami trudnymi, czyli z tematem dotyczącymi pogrzebów lub ich braku w przypadku dawnych wieków wobec chłopstwa oraz z tematem, który mnie osobiście mocno zabolał. Mam na myśli hitlerowską akcję likwidacji ludzi chorych psychicznie, pacjentów szpitala, jaka się odbyła w Obrzycach.

Nie będę pisać o szczegółach tych wydarzeń. Natomiast chcę powiedzieć jedną ważną rzecz. Po 1989 roku, po przełomie demokratycznym, urodził nam się tu, na tych ziemiach regionalizm. Coraz więcej ludzi interesuje się swoją małą ojczyzną. Regionaliści grzebią w historii, tłumaczą ją, prezentują swoje odkrycia. Nikogo to już dziś absolutnie nie dziwi. Mało tego, ludzie gromadzą się w stowarzyszeniach. I to jest coś niezwykle wartościowego. Zajmują się sprawami ciekawymi, ale i bolesnymi. Posłuchałam zarówno muzyki, ale i słowa. I jak dla mnie ten melanż jest najbardziej interesujący. Jak dobrze, że zdarzają się w moim życiu takie chwile i jak dobrze, że mam też i takich ludzi, którzy mnie do swojego auteczka zabiorą i dowiozą… A Stowarzyszeniu temu, które w Międzyrzeczu urządziło mini sesję popularno-naukową gratulacje. Dobrze by było, żeby jakieś wydawnictwo się z tego spotkania udało wydać.

Kręci się zatem nie tylko kultura, ale i regionalizm…. Oj, dobrze.

Ps. Bo zwyczajnie muszę. Dziś mijają 70. urodziny Elżbiety Kuczyńskiej. Ela zmarła 18 sierpnia 2018 roku. W wyniku paskudnej choroby, z którą walczyła bohatersko i heroicznie przez kilka lat. Kilka poważnych lat. Wybitna postać w Gorzowie. Bardzo ciekawa wokalistka, pedagog, terapeutka, reżyserka teatralna. Dobry człowiek po prostu. Dołożyła ręki, gitary własnej oraz głosu do wielu interesujących wydarzeń. Choć była inżynierem elektrykiem z wykształcenia, to jednak była człowiekiem kultury. Zawsze i nieodwołalnie. Świetnie wykształcona, czuła na cienkie membrany różnych ludzkich potrzeb. Mnie zawsze koiło spotkanie z Nią. Wielu ludzi w mieście wiele jej zawdzięcza. Pamiętam, jak zachorowała. Pamiętam, jak walczyła z chorobą. Z godnością, ale czasem i z humorem, bo jak mi kiedyś powiedziała, tylko to jej zostało. Też tak bym chciała, zachować godność, ale i humor. To trudna sztuka. Ona umiała. Gromadziła wokół siebie samych dobrych ludzi. Bo dobrzy ludzie tak mają. Dziś obchodziłaby 70. urodziny. Elu, brak bardzo ciebie…

Ps. 2. Bo też zwyczajnie muszę. Dziś światek literatury światowej, ale i w Mieście też tych fanów trochę jest, obchodzi 80. urodziny Margaret Atwood. Kanadyjska pisarka. Nagrodzona znakomitymi nagrodami literackimi, w tym dwukrotnie Booker Prize, nagrodą Księcia Asturii oraz Nagrodą Arthura C. Clarke’a za „Opowieść podręcznej”. Gada się o Noblu… W każdym razie, Margaret Atwood to głównie opowiadania. Małe formy, ale jakie. Jej „Opowieść podręcznej” to coś niesamowitego. To opowieść o tym, jak faceci gotują kobietom straszliwy los. Przeczytałam i się wystraszyłam. Właśnie w USA wyszła kontynuacja. „Testament” się nazywa. Na razie po angielsku tylko jest, ale chyba sobie sprowadzę. Wielka pisarka, która staje po stronie kobiet. Bo kto ma stać po stronie kobiet, jak nie kobieta. I oby jej słowa nie stały się prorocze…

X

Napisz do nas!

wpisz kod z obrazka

W celu zapewnienia poprawnego działania, a także w celach statystycznych i na potrzeby wtyczek portali społecznościowych, serwis wykorzystuje pliki cookies. Korzystając z serwisu wyrażasz zgodę na przechowywanie cookies na Twoim komputerze. Zasady dotyczące obsługi cookies można w dowolnej chwili zmienić w ustawieniach przeglądarki.
Zrozumiałem, nie pokazuj ponownie tego okna.
x