Echogorzowa logo

wiadomości z Gorzowa i regionu, publicystyka, wywiady, sport, żużel, felietony

Jesteś tutaj » Home » Renata Ochwat: Moje irytacje i fascynacje »
Anicety, Klary, Rudolfina , 17 kwietnia 2024

No i zaraza doszła, niestety, także i do nas

2019-11-25, Renata Ochwat: Moje irytacje i fascynacje

To było w piątek. Maksymalnie zalatana w mojej ukochanej pracy, nie miałam za bardzo czasu, ani głowy, żeby zaglądać w telefon. Poszłam się pożegnać z miłym znajomy, a on mi na to, że – pani Renatko, mamy zarazę.

A było tak. W piątek w Filharmonii było apogeum Konkursu Bachowskiego (kto nie był, a lubi dobrą muzykę, naprawdę dobrą, może zwyczajnie żałować, bo może nie drugi Rafał Blechacz nam się objawił, ale kilkoro ciekawych nowych pianistów z przyszłością solistyczną na pewno). Miałam masę pracy, zresztą i super, bo tylko wówczas to ma sens. Po wszystkich przesłuchaniach przyjechał do nas pan stroiciel naszych fortepianów, którego szalenie lubię. Mamy dwóch, dwóch lubię. Ale jakoś z panem Ziemowitem mam osobne, sympatyczne porozumienie. Już po pracy, po strojeniu naszego Steinwaya koncertowego, poszłam się z panem Ziemowitem pożegnać. Było miło, aż tu nagle pan Ziemowit zaczął przeglądać swój telefon i odkrył alert. A mianowicie taki, że jest zakaz wstępu do lasu, bo ASF. Trochę podworowaliśmy z tego zakazu, trochę się pośmialiśmy. Pożegnaliśmy się serdecznie, bo za jaką chwilkę pan Ziemowit znów u nas zagości. I bardzo dobrze.

Nie miałam czasu ani głowy, żeby tak naprawdę przemyśleć ten komunikat, Bachowski w trakcie, nota bene, było przepięknie. Dopiero potem, po czasie doszło do mnie, co tak naprawdę usłyszałam. ASF – Afrykański Pomór Świń do tej pory był obecny gdzieś na wschodnich rubieżach kraju. Zaraza, choroba śmiertelna dla trzody chlewnej. Jak się ASF pojawia, to zwyczajnie wybija się stada trzody chlewnej. Czasu dużo oraz znacznie więcej pieniędzy trzeba, aby stada, hodowlę odbudować. Wielu się zwyczajnie nie udaje. Strata majątku, strata wszystkiego. Zaraza ma tak, że tak działa. Mniej więcej w tym samym czasie o zarazie usłyszałam od zaprzyjaźnionych myśliwych, bo też takich mam. Potem jeszcze od jednego właściciela, który ma całkiem sporą farmę wieprzowiny. Blady strach padł na te środowiska. Komu więc zagraża ASF? Ludziom nie. Nie mogą się zarazić, nawet jak nieświadomie zjedzą mięso z tucznika czy dzika zarażonego chorobą. ASF zagraża hodowcom. I tylko im. Bo jak się zaraza pojawi, to trzeba wybić całą hodowlę. Zaraza zagraża też dzikom. Odpowiednie ministerstwo miało kilka pomysłów na zapobieżenie zarazy. Miały być płoty i inne środki zaradcze. Już widziałam te płoty i inne środki zaradcze. Nikt nie miał pomysłu, co tak naprawdę robić. Dobrego pomysłu. No i zaraza doszła do nas.

No i w mieście ktoś urządził sobie polowanie na dziki żerujące na miejskich terenach. Ktoś do nich strzelał. Od najlepiej w tej kwestii poinformowanego osobnika wiem, że tego robić nie można. Nie można polować w zasobie miejskim. Zresztą od samych myśliwych wiem, że ich misja nie polega na strzelaniu do zwierząt w mieście.  Tego się nie robi, bo nie od tego myśliwi są. Pół roku kontaktów z myśliwymi sprawiło, że zrozumiałam pewne rzeczy dotyczące tego środowiska. Trudno się te prawdy w mojej pacyfistycznej głowie układały, ale się jednak ułożyły w końcu.

Trudno przyjąć tę prawdę, że myśliwi, jakbyśmy ich nie lubili i nie tolerowali, są potrzebni. Przyroda sama się już nie reguluje. Po to oni są. Ale nie po to, żeby po lasach ganiać i padłe na ASF dziki zbierać. A to robią, choć nie muszą. Robią, bo odpowiadają między innymi za gospodarkę zwierzyną w lesie. Wyrzekają, bo wyrzekają, ale robią. Taka ich też misja i służba.

Nigdy nie przypuszczałam, że stanę za myśliwymi. Oczywiście cały czas mnie się w głowie nie mieści, jak można strzelać do sarny. Ale zwyczajnie mieści mnie się w głowie, że myśliwi robią poidełka leśne, że dokarmiają, choć po prawdzie już nie trzeba, zwierzęta w lasach, że stawiają lizawki – słupki z solą kamienną, bo one są, ta sól, zwierzakom jest potrzeba. I zaczęło mnie się mieścić w głowie, że jednak regulować pogłowie zwierzaków trzeba, bo nowoczesna gospodarka, bo wylesianie, bo uprawa masowa kukurydzy jednak zmienia pejzaż i to, jak natura, ta dzika wygląda.

Ale idę za myśliwymi i jak oni mówię – nie są po to, aby polować w mieście. Myślę, że tą akurat kwestią zajmie się właściwy organ tej społeczności. Nie wolno polować w mieście. Mógłby to robić łowczy miejski, o którym otwarcie od lat mówią myśliwi właśnie. Od lat zgłaszają potrzebę powołania takiej komórki. Tłuką do bram ale nikt ich nie słucha, bo przecież myśliwi to coś okropnego. Może jednak warto ich posłuchać. Mocno niepopularne środowisko, ale przecież w kilku kwestiach może mieć rację. Może nie wówczas, kiedy gadają o polowaniach na gatunki chronione, ale jeśli chodzi o ASF, to jednak? Może pora popatrzeć na nich inaczej, aniżeli na dziwnych ludzików w zielonych plamiakch, którzy tylko strzelają do zwierząt? Może właśnie też jako na gospodarzy kniei, której coraz mniej.

Oczywiście, jak w każdym środowisku i w tym znajdą się durnie. Ale ci inni, ci inteligentni i mądrzy, a takich jest wielu,  naprawdę wiedzą, co zrobić z ASF. Może zamiast oczerniać, warto posłuchać? Ja bym to zrobiła.

No i proszę. Ja, obrończyni każdego życia, bo nawet pająków we własnym domu zabić nie potrafię (jak wiadomo – szczęśliwy dom, gdzie pająki są, oraz ta, która kadzidło w domu paliła, kiedy w Azji odbywała się hekatomba kurczaków zarażonych jakimś wirusem – w samej tylko Korei pod nóż poszło wówczas 16 mln ptaków, lamowie wówczas uruchomili młynki za … ja te kurczaki paliłam kadzidło), mówię o konieczności dialogu z mądrymi myśliwymi. A że tacy są, wiem od niedawnego niedawna.

Jak z nimi, mądrymi praktykami, z których wielu jest kształconymi leśnikami z dobrymi szkołami, wielu przyrodnikami ze szkołami oraz z pasją się nie dogadamy, to cały czas nie będzie porozumienia. A kto ze sobą nie rozmawia, ten nic nie osiąga. I nie tylko ASF nas będzie wykończać. Inne zarazy też. Taki urok współczesnej cywilizacji.

s. I jeszcze miało być o czymś innym, ale w obliczu tego, o czym napisałam, zwyczajnie nie uchodzi. I nie, nie miało być o Filharmonii. Ja tam pracuję, jestem z tego dumna maksymalnie. Dobrym obyczajem jest, aby o firmie, w której się pracuje, publicznie się nie wypowiadać. Jeśli się nie jest rzecznikiem firmy, a ja nim nie jestem. Miało być o Hłodomotrze. Będzie jutro.

X

Napisz do nas!

wpisz kod z obrazka

W celu zapewnienia poprawnego działania, a także w celach statystycznych i na potrzeby wtyczek portali społecznościowych, serwis wykorzystuje pliki cookies. Korzystając z serwisu wyrażasz zgodę na przechowywanie cookies na Twoim komputerze. Zasady dotyczące obsługi cookies można w dowolnej chwili zmienić w ustawieniach przeglądarki.
Zrozumiałem, nie pokazuj ponownie tego okna.
x