Echogorzowa logo

wiadomości z Gorzowa i regionu, publicystyka, wywiady, sport, żużel, felietony

Jesteś tutaj » Home » Renata Ochwat: Moje irytacje i fascynacje »
Marii, Marzeny, Ryszarda , 26 kwietnia 2024

Tak sobie myślę o ozdobach świątecznych

2019-12-02, Renata Ochwat: Moje irytacje i fascynacje

Na ulicach dodam. Kolejny już rok, nie wiem który, bo liczyć za bardzo nie umiem, ale to już kolejny rok, kiedy trzeba przyozdobić centrum, a ono jest, jakie jest.

Oglądałam sobie we wczorajszy wieczór focie znajomych i przyjaciół z różnych kątków, którzy dzielili się zdjęciami z miejsc, gdzie już świąteczne dekoracje stanęły. Oczywiście, super to wygląda w Krakowie na Floriańskiej, pewnie i na innych ulicach też, ale to domniemanie, bo foć nie mam. Pięknie wygląda plac Wilhelma Szewczyka w Katowicach. Jakoś sobie nowej nazwy nie przyswoiłam i pozostaję przy starej nazwie, podobnie jak i przyjaciele z Katowic. Pięknie wygląda Poznań. Toruniowi nic ani nie zabierze, ani nie doda strój świąteczny. Toruń jest tak zachwycający, że można tam o każdej porze roku pojechać, co ja w sierpniu uczyniłam i się raz a do końca miłością wielką zakochałam.

Wiem, że w okolicach mojej Skwierzyny jest wioska, która prawie dzierży tytuł Polskiej Świątecznej Stolicy Ozdobień Świątecznych – tytulatura pełna mego autorstwa oraz konkurs przeze mnie o głoszony. Za oklaski dziękuję, choć się ich nie spodziewam. To niebywałe, co tam się wyczynia, ale tak tam jest. Wszyscy na wyścigi się prześcigają, aby było przepięknie – to nie moja estetyka, ale ludzieńki lubią światełka i inne takie. Nie wiem, czy już w Baczynie lokalny lasvegas odpalił lampki. Ale to też jest blisko pierwszej nagrody w kategorii – dekoracja własna w konkursie wyżej wymienionym. W mieście jeszcze lampek i ledów migających nie odpaliła pewna pani, która też może w tym konkursie zawalczyć. Co szczęściem dla mnie jest, bo mnie te ledy szalenie wyprowadzają z równowagi. A jak dodać, że ciepło jest, to tylko się cieszyć. Cieszyć, bo ich nie ma.

I po tym przydługim wstępie zmierzam do brzegu. Zastanawia mnie bowiem, jak miasto zamierza tym razem udekorować właśnie miasto na święta? Bo ciągle nie mamy centrum. Aby gdziekolwiek w centrum dojść, trzeba opanować dróżki i drożynki. Jakieś tajemne i ciemne przejścia. To gdzie te ewentualne dekoracje i jakie zawisną lub staną? Mamy już moc punktów świetlnych – mnie rażą. Oszczędzanie energii to mój drugi po oszczędzaniu wody i drzew konik. Mam nadzieję, że tym razem nie będzie bombastycznych Mikołajów z saniami i bombek przechodnich. Mam nadzieję, choć dokładnie wiem, że na pewno się pojawią.

Pamiętam, jak kilka lat temu pojechałam sobie na jarmark adwentowy do Frankfurtu nad Odrą. Rozświetlony był rynek i kawałek głównej ulicy, Karl Marks Strasse dodam. Nie było rozpasania. Mam nadzieję, że tak tym razem będzie w mieście. Trudno rozświetlać centrum, którego de facto nie ma. Trudno rozświetlać rozbabrany cały czas plac budowy.

Co się wydarzy? Zobaczymy, bo w mieście naszym światła i Mikołaje świetlne ruszają w okolicy 6 grudnia. Na świętego Mikołaja właśnie. Będą ledy i milion świateł czy też coś skromniejszego, coś na miarę? Nie przypuszczam.

Trudne zadanie. Bardzo trudne. Jak oświetlić i ozdobić miasto na święta. Miasto, które cały czas nie ma centrum. Jak to dobrze zrobić? Salomonowa decyzja. Jakie to szczęście, że inni będą podejmować tę decyzję.

Ps. 1. Dziś światek dziennikarzy, europeistów, w Polsce zwolenników dobrych kontaktów z zachodnimi sąsiadami wspomina, że 110 urodziny obchodziłaby niepospolita kobieta, hrabina Marion Dönhoff. Zmarła w 2002 roku. Redaktor, wydawczyni jednego z najważniejszych tygodników Die Zeit w Niemczech. Urodzona w Prusach Wschodnich, niedaleko Królewca. Znakomicie wykształcona, z Prus przed Armią Czerwoną uciekała konno. Biblioteka cała wielka na temat Marion von Dönhoff jest, choć w Niemczech tytułów szlacheckich się od 1918 roku oficjalnie nie używa. Wielka zwolenniczka porozumienia z Polską, zwolenniczka dialogu. Wybitna i bardzo ważna postać choćby dla polskiej obecności na ziemiach tych. Mądra kobieta. Mądra. Wspominamy o niej zawsze, kiedy gadamy o naszej obecności na tych ziemiach. Jedna z pierwszych, która usiłowała normalnym językiem tłumaczyć zarówno Niemcom, jak i nam, co tu się w wyniku II wojny na tych terenach wydarzyło. Słowa hrabiny Marion Dönhoff o Polsce, polskiej obecności na tych ziemiach, zawłaszczeniu Prus, winie i karze oraz wybaczeniu – to sedno i sens tłumaczenia zawiłości historii. Ale nawet ona nie miała szans, aby się przebić poza politykę, choć tak czy inaczej polityką całe życie się zajmowała. Ja ją cenię niezmiernie.

X

Napisz do nas!

wpisz kod z obrazka

W celu zapewnienia poprawnego działania, a także w celach statystycznych i na potrzeby wtyczek portali społecznościowych, serwis wykorzystuje pliki cookies. Korzystając z serwisu wyrażasz zgodę na przechowywanie cookies na Twoim komputerze. Zasady dotyczące obsługi cookies można w dowolnej chwili zmienić w ustawieniach przeglądarki.
Zrozumiałem, nie pokazuj ponownie tego okna.
x