2019-12-11, Renata Ochwat: Moje irytacje i fascynacje
Za każdym razem, kiedy przechodzę obok Łaźni, serce mnie się ściska. Taki zabytek, a tak pozostawiony samemu sobie. Teraz znów jej się coś przytrafiło.
Nie wiem, co, nie wnikam, ale serce jeszcze bardziej boli, kiedy się patrzy na zamknięte drzwi, na oklejone czerwono-białą folią odrzwia, rozwalone wejście. I to już któryś dzień z kolei. Nie dość, że budynek popaćkany jakąś chuligańską ręką, zamieniony na salę do gry w ping ponga, to jeszcze powolne niszczenie substancji.
A to przecież Bauhaus, jeden z najmodniejszych obecnie kierunków w architekturze, po stu latach przeżywający na nowo renesans. To coś niebywałego. Zapomniany budynek, przez nikogo niechciany, szkoda.
Podobnie zresztą jest i z innymi budynkami. Jakoś nic nie słychać o remoncie Zawarciańskiego Zameczku sprzedanego onegdaj w prywatne ręce, choć miało być przepięknie, bajkowo i kolorowo. Nic nie słychać o remoncie willi Jaehnego. Nic się nie dzieje…., wszędzie nic się nie dzieje.
A teraz z drugiego kątka. Ucieszyłam się, kiedy usłyszałam, że miejski sylwester ma być na placu Grunwaldzkim, bo tam są bardzo dobre warunki do pokazów laserowych. No i bardzo fajnie, że miasto dotrzymało słowa i jednak pokazów fajerwerków nie będzie. Lasery są o niebo lepsze… Pamiętam swój pierwszy pokaz laserów w życiu. To było w Berlinie obok nieistniejącego dziś Pałacu Republiki (za to stary – nowy pruski zamek, który przed pałacem tam stał, wygląda rewelacyjnie). Pamiętam i chyba do końca życia nie zapomnę. Mam nadzieję, że teraz w mieście też tak będzie, choć sama nie będę mogła tego sprawdzić. Obowiązki zawodowe decydują, że ten wieczór spędzam w moim ulubionym miejscu pracy….. Ale na relację oczywiście liczę….
O pewnym skarbie w tym mieście. Bo jak się okazuje, miasto ma skarby, o których zwyczajnie nie wie, lub też nie chce o nich wiedzieć. Albo nie słyszało, bo tylko żużel.