Echogorzowa logo

wiadomości z Gorzowa i regionu, publicystyka, wywiady, sport, żużel, felietony

Jesteś tutaj » Home » Renata Ochwat: Moje irytacje i fascynacje »
Anieli, Kasrota, Soni , 28 marca 2024

Przejście przez miasto, ciekawe doświadczenie

2020-04-07, Renata Ochwat: Moje irytacje i fascynacje

Musiałam wyjść z domu z kilku powodów. No i doświadczenie tego jest czymś zaskakującym, przynajmniej dla mnie.

Do wyjścia z domu zmusiło mnie kilka okoliczności. Musiałam wejść na chwilkę do pracy, bo czasami tak jest, że zwyczajnie trzeba. Poza tym lodówka świeciła pustkami, a jeść przecież trzeba, nawet jak się nie jest jakimś smakoszem, jak ja.

Szłam przez niemal wyludnione miasto, niemal, bo jednak jakieś pojedyncze ludki się po nim plączą. I pierwsze spostrzeżenie – ludzie się instynktownie omijają. Każdy stara się przejść w maksymalnym oddaleniu, nie patrzy w stronę drugiego człowieka.

Nawet jak się spotyka miłego znajomego, to znów instynktownie staje się w dość dużej odległości, rozmawia o jakichś drobiazgach i idzie dalej.

Ale dane mi było spotkać także i ludzi, którzy absolutnie nie wierzą w zarazę. Nie wierzą, bo jej nie ma, a to, co się dzieje, to jakaś fikcja potrzebna komuś tam. Oczywiście, w czasach zarazy spiskowe teorie dziejów mnożą się jak grzyby w ubiegłym roku, ale jakoś trudno mi przyjąć, że ktoś może nie dostrzegać zarazy. Jak widać, można.

Inna konstatacja – nie ma jednak na ulicach dzieciaków. To znaczy, jak szłam w ciągu dnia do mojej pracy, dzieciaków, w tym nastolatków, jednak niebyło widać na ulicach. Ale za to wieczorem, na mojej własnej ulicy naturalnie że się pojawiły. Taka to już lokalna tradycja – trzeba iść do Żabki po bogi wiedzą co, ale trzeba i już. Siła wyższa.

No i kolejna konstatacja – trwają prace na rozgrzebanej Sikorskiego. Rzeczywiście coś tam się dzieje. Jak to wygląda, bo już coraz lepiej widać, nie będę pisać. Bo mnie to zwyczajnie przeraża. Ale uczciwie trzeba przyznać, że prace się posuwają.

No i ostatnia rzecz. Ze wzruszeniem patrzyłam, jak wojsko rozładowuje samolot ze sprzętem medycznym pierwszego kontaktu, który dotarł z Chin. 12,5 tony różnych niezmierne potrzebnych medykom rzeczy. To jednak niezwykła sprawa, kiedy ludzie jednoczą się w takich momentach. Ja dla przykładu dostałam maseczkę od Natalii Ślizowskiej, która od początku zarazy szyje ich setki i rozdaje, bo jak sama mówi, na zarazie nikt nie powinien się bogacić. Ktoś tam zbiera pieniądze na rzecz szpitala, ktoś inny produkuje przyłbice medyczne. Ludzie się jednoczą i pomagają.

Ps. A w lekturach na czas zarazy polecam „Buddenbrooków” Thomasa Manna. Dokładny tytuł to „Buddenbrookowie. Dzieje upadku rodziny” i 25-letni autor tej genialnej prozy dostał za nią Literackiego Nobla, choć powinien za późniejszą „Czarodziejską Górę” też. To po prostu wyborna, znakomicie napisana historia pewnej rodziny wpisana w pejzaż jednego z piękniejszych miast niemieckich, czyli Lubeki. Bardzo, bardzo lubię. Czytam chyba po raz czwarty…. Smakuje bardzo.

X

Napisz do nas!

wpisz kod z obrazka

W celu zapewnienia poprawnego działania, a także w celach statystycznych i na potrzeby wtyczek portali społecznościowych, serwis wykorzystuje pliki cookies. Korzystając z serwisu wyrażasz zgodę na przechowywanie cookies na Twoim komputerze. Zasady dotyczące obsługi cookies można w dowolnej chwili zmienić w ustawieniach przeglądarki.
Zrozumiałem, nie pokazuj ponownie tego okna.
x