Echogorzowa logo

wiadomości z Gorzowa i regionu, publicystyka, wywiady, sport, żużel, felietony

Jesteś tutaj » Home » Renata Ochwat: Moje irytacje i fascynacje »
Marii, Marzeny, Ryszarda , 26 kwietnia 2024

Pierwsza wycieczka z klubem w czasie zarazy

2020-06-08, Renata Ochwat: Moje irytacje i fascynacje

To było coś fajnego, po tak długim czasie spotkać się z ulubionymi znajomymi. Przejść się razem wokół Kanału Ulgi. A że po drodze były przykre obrazki, no cóż.

Mój szwnedaczkowy fiś wczoraj został w końcu jakoś uciszony. Po długiej przerwie spowodowanej różnymi przyczynami, w tym i obostrzeniami z tytułu zarazy, w końcu poszłam na wycieczkę z moim macierzystym klubem. To było coś niezwykłego, spotkanie przy Admirze, bo stamtąd startowaliśmy. Każdy, kto uprawia turystykę wie, jak ważne są takie spotkania. A Nasza Chata ma to, że naprawdę się lubimy, naprawdę czekamy na te spotkania. Każdy, kto do nas wpada choćby na jedną wycieczkę, z reguły z nami zostaje. Trasa wiodła dookoła Kanału Ulgi i to był wielce pouczający spacer, bo przy okazji zobaczyłam trochę smutnych dla nas obrazków.

Pierwszy smutny, to Zawarciański Zameczek, czyli willa Hermanna Pauckscha. Myślę, że światły landsberski fabrykant tam na Niebieskich Łąkach siedzi i płacze, kiedy patrzy na to, co się stało z jego przepyszną willą. Stoi tam tablica, na której można przeczytać, że ma to być siedziba jednej z gorzowskich firm. Ale wrażenie jest straszne. Budynek, który należy do klucza, a w której była kiedyś drukarnia właściwie nadaje się do rozbiórki. Sama willa też raczej straszy. Pamiętam, kiedy szła na sprzedaż, protestowałam. Mój żal tłumili mądrzy ludzie, którzy tłumaczyli, że lepiej, aby poszła w prywatne ręce, bo jest szansa na to, że ktoś ją uratuje. Minęło już trochę czasu i nadal nic. Willa pozostawiona samej sobie naprawdę mnie przygnębiła.

Ale potem było jeszcze smutniej. Doszliśmy bowiem do portu rzecznego. A tu, a tu Kuna. Pyszny lodołamacz, niegdyś flagowy statek miasta Gorzowa, dźwignięty z wody i przywrócony do życia staraniem wielu ludzi, a właściwie dzięki uporowi i determinacji nieodżałowanego kapitana Jerzego Hopfera. Pamiętam te czasy, kiedy Kuna cumowała przy bulwarze. Trzeba było zapytać kapitana o zgodę na wejście na pokład. To był cały rytuał. Jak się wszyscy cieszyliśmy, kiedy woda w Warci naszej kochanej była na tyle wysoka, że Kuna mogła pływać po rzece, wozić turystów i mieszkańców szlakiem mostów. Tak samo się cieszyliśmy, kiedy Kuna płynęła do Szczecina na paradę żaglowców. I choć to lodołamacz, ale tak piękny, tak urokliwy, tak jedyny, że była jedną z atrakcji tej wielkiej imprezy. Równie mocno się cieszyliśmy, kiedy Kuna pokazywana była jako jeden ze znaków kulturowych miasta. Mam w domu kilka wydawnictw albumowych, gdzie nasz lodołamacz przepięknie sfotografowany był jednym z najpiękniejszych symboli miasta nad rzeką, które do rzeki wraca. I podobnie, jak w przypadku Zawarciańskiego Zameczku, myślę, że Jerzy Hopfer siedzi gdzieś w jakiejś Niebieskiej Przystani i nie płacze, bo wszak wilki wód wszelakich, w tym rzek, zwyczajnie nie płaczą, ale szlag jaśnisty go tam trafia, kiedy patrzy, co się z jego oczkiem w głowie stało. A stało się to, że stateczek stoi na jakichś kołkach i zupełnie nie przypomina tej pięknej, wypieszczonej jednostki. Ja się prawie z bezsilnej złości popłakałam. Ludzia z Chaty mnie pocieszała, ale jakoś tak bez przekonania.

Popłynęły natomiast opowieści o tym, co kto na Kunie doświadczył. Zrobiło się rzewnie i wspominkowo. Każdy z nas miał taką nadzieję, że jeszcze statek wypłynie. Może, choć ja jakoś w to średnio wierzę. Bo susza, woda w Warci naszej kochanej niska jest i Kuna zwyczajnie nie da rady, bo będzie po dnie szorować. Ale zupełnie nie ma powodu, żeby stała na kołkach i wyglądała jak siedem nieszczęść.

Zresztą cały port wygląda mocno nieszczególnie. No cóż. O tym, że miasto ponoć stoi frontem do rzeki świadczyć może tylko ścieżka spacerowa na prawym brzegu, która wygląda całkiem nieźle. A skoro o prawy brzeg zatrąciłam, to ponoć już na bulwarze, który wraca do życia, nie pojawi się ileś restauracji. Trwają jakieś rozmowy o zagospodarowaniu nisz, ale jakoś mnogości zainteresowanych nie ma. Najpierw restauratorów zabił remont estakady, teraz czyni to zaraza. Poczekamy zatem i zobaczymy, co wyjdzie. Powiem tak, jak jakiś czas temu, jeszcze w czasie remontu zaprowadziłam na bulwar wycieczkę z Warszawy, to ci ludzie byli zachwyceni miejscem. Nawet w trakcie remontu. Mam nadzieję, że jednak chętni się znajdą i bulwar ożyje. Oby…

Potem już na szczęście nie było paskudnych obrazków. Ale te dwa wystarczyły, żeby jednak smutnym z drogi po obrzeżach miasta wrócić. No cóż.

Ps. Wszystkim maturzystom, którzy dziś usiądą przy egzaminacyjnych stolikach, życzę połamania piór, zdania tego jakże ważnego egzaminu. W szczególnym czasie przyszło wam zdawać. Nie dajcie się tremie. Będzie dobrze. Podobnie trzymam kciuki za nauczycieli. Kolejny rok macie państwo pod górkę. Wszyscy dacie radę. Powodzenia zatem.

X

Napisz do nas!

wpisz kod z obrazka

W celu zapewnienia poprawnego działania, a także w celach statystycznych i na potrzeby wtyczek portali społecznościowych, serwis wykorzystuje pliki cookies. Korzystając z serwisu wyrażasz zgodę na przechowywanie cookies na Twoim komputerze. Zasady dotyczące obsługi cookies można w dowolnej chwili zmienić w ustawieniach przeglądarki.
Zrozumiałem, nie pokazuj ponownie tego okna.
x