Echogorzowa logo

wiadomości z Gorzowa i regionu, publicystyka, wywiady, sport, żużel, felietony

Jesteś tutaj » Home » Renata Ochwat: Moje irytacje i fascynacje »
Alfa, Leonii, Tytusa , 19 kwietnia 2024

Na ulicy cicho było, a potem wrzaskliwie….

2020-06-15, Renata Ochwat: Moje irytacje i fascynacje

Miałam szczęście, mogłam z klubem moim ulubionym do lasu ryznąć. Przeszliśmy kawalątek, coś z dziesięć kilometrów. Zapomniałam o jednym.

Oj jak było pięknie. Las, dwa jeziora, trochę po chaszczach. No cudnie. Wróciłam do domu i zwyczajnie zapomniałam, że toć żużel rusza. Jak mnie mój nadredaktor, któremu skutecznie głowę zawracałam, uprzejmie upomniał, że toć liga ruszyła, to w te dyrdy telepatrzydło uruchomiłam. Co by oczywiście nadredakcji głowy nie zawracać i oczywiście popatrzeć, jak tam nasi z bykami walczą. I było, jak było. Wszyscy, co żużel oglądają, widzieli.

Mieliśmy nadzieję, że będzie dobrze. I miejscami było. Ja tam jestem generalnie optymistką i myślę, że to pierwszy mecz. Pierwsze śliwki, robaczywki. Potem będzie lepiej. W końcu w teamie jeździ mistrz świata, były wicemistrz świata i kilku ciekawych fighterów. No i kilku, którzy aspirują. Będzie dobrze. Zaraza sprawiła, że nawet sport stanął na głowie, ale będzie dobrze.

Zaraza sprawiła, że generalnie przyzwyczaiłam się do tego, że na ulicy cicho jest. Ale jak już zaczęłam oglądać żużel, to zdałam sobie sprawę, że jest nad wyraz cicho. Bo Stal przegrywała. Potem był ten bieg, kiedy Bartek przyjechał przed Piotrem Pawlicki, to się wrzaskliwie zrobiło. Na moment, bo się wszyscy z wyniku cieszyliśmy. Potem znów się zrobiło cicho. Po meczu też było cicho. No cóż.

Pierwszy raz w swoim życiu przyszło mi mecz otwarcia ligi tak oglądać. Bez pamięci o początku, bez lecenia na stadion, bez wrzasków na stadionie właśnie. Korona sprawił, że wszystko wyglądało jak w jakimś katastroficznym filmie na chwilkę przed katastrofą. Bo nawet panny z numerami nosiły maseczki. Czort wie, po co. Ale jednak. Zawodnicy w tym kątku do rozmów też jakoś dziwacznie wyglądali. Miejmy nadzieję, że to przejściowe i w końcu można będzie na stadion iść.

Parę razy w życiu na żużlu właśnie byłam świadkiem rzeczy niemożliwych. Kilka razy w życiu, tu na Jancarzu, ale i w Bydgoszczy, tak , tak, w Bydgoszczy, na stadionie Polonii dane mi było oglądać to coś, co się rzadko zdarza, ale zdarza. Kiedy już wszystko wydaje się być przegrane, kiedy nawet zawodnicy zdają się pogodzić z klęską, to nagle doping kibiców, tej masy ludzi na stadionie, ich nadzieja i doping, ich energia zaczyna nieść. Rzadko się to zdarza, ale się zdarza. I nagle ta energia udziela się zawodnikom. I nagle zaczynają jechać tak (w przypadku żużla oczywiście), że zaskakują wszystkich. I wbrew wszystkiemu wygrywają to, co się wydało przegrane. Może właśnie tego zabrakło. Nas na Jancarzu zabrakło. Naszego wrzasku, naszej energii, naszej nadziei i naszej siły empatycznie przekazywanej zawodnikom. Pamiętam taki jeden mecz, kiedy wszyscy się darliśmy – Bartek. I wyszło.

Wierzę w Stal. Wierzę i już. Oglądam żużel od lat, od wielu lat. Jako kibic przeżyłam wzloty i upadki. Chodziłam na stadion, kiedy był kurnikiem. Chodziłam na mecze, kiedy Stal spadła nisko. Wtedy nas na stadionie było mało, bo przecież wszyscy kochają oglądać żużel na najwyższym poziomie. Chodziłam wówczas, bo kibice tak mają. Nie darłam się nigdy przeciw przeciwnikom, bo i po co, toć to sport. Bywa różnie.

Nie chodziłam na żużel, na stadion, kiedy nagle zaczął u nas jeździć Tomasz Gollob. Uznałam, że skoro przez lata blisko byłam skandowania, że Gollob to ch…., nie godzi się tam chodzić. Po sezonie zrozumiałam, że to durnota. Znów wróciłam na stadion.

Wierzę w Stal. Będzie dobrze. Może nie będzie mistrzostwa kraju w tym dziwnym sezonie. Bo dziwny on jest. Ale i tak będę śledzić, jak sobie radzi moja drużyna. I jak na pudle skończy, czort bierz, na którym, będę szczęśliwa.

Jak była kwarantanna, toć na początek sezonu trafiło, na początek, który dopiero teraz się zaczął, to w domu, w zamknięciu oglądałam na przemian powtórki żużla i koncerty klasyczne. Telepatrzydło i komputer dawały możliwości. Oglądałam sobie cyrk GP z ulubionymi meczami, jak choćby GP Goeteborg, gdzie jakieś kilka lat temu, dobre kilka lat temu wszyscy się widowiskowo wywracali, a brylował Rudy czyli Jason Crump. Tak samo oglądałam przepiękny koncert z muzyką Jana Sebastiana Bacha z Lipska. Rozdwojenie jaźni? Podział? Nie. Tak oto bowiem jest. Można lubić żużel i tak samo można kochać klasykę i jazz. Ja tak mam. I niech mi nikt nie mówi, że albo to, albo tamto. I to, i tamto i jeszcze inne jest potrzebne. Bez tego, tego, tamtego i jeszcze jednego nie ma pełni.

Wierzę w Stal. Wierzę. Będzie dobrze. Pierwsze śliwki robaczywki. Będzie dobrze. Będzie pudło. Choć moja miła znajoma z Leszna ma inne zdanie. Ja tam wierzę w Stal.

X

Napisz do nas!

wpisz kod z obrazka

W celu zapewnienia poprawnego działania, a także w celach statystycznych i na potrzeby wtyczek portali społecznościowych, serwis wykorzystuje pliki cookies. Korzystając z serwisu wyrażasz zgodę na przechowywanie cookies na Twoim komputerze. Zasady dotyczące obsługi cookies można w dowolnej chwili zmienić w ustawieniach przeglądarki.
Zrozumiałem, nie pokazuj ponownie tego okna.
x