Echogorzowa logo

wiadomości z Gorzowa i regionu, publicystyka, wywiady, sport, żużel, felietony

Jesteś tutaj » Home » Renata Ochwat: Moje irytacje i fascynacje »
Sergiusza, Teofila, Zyty , 27 kwietnia 2024

Po czasie siedzenia zajrzałam do księgarni

2020-06-16, Renata Ochwat: Moje irytacje i fascynacje

Blisko dwa miesiące z kawałeczkiem siedzenia kamieniem w domu i tylko wychodzenia po chleb i kartofle właśnie ostatecznie się zakończyło. Weszłam do księgarni.

Oczywiście jakiś czas temu zajrzałam do Taniej Księgarni przy Sikorskiego. Ale to było szybko, bez czasu na szwendanie się i zaglądanie w różne półkowe zakamary. Wówczas na szybko kupiłam sobie książkę o denazyfikacji w Niemczech (jakże zresztą na czasie obecnie) oraz kryminały Philipa Kerra o moim ulubionym detektywie. Jednak to nie była tak naprawdę wizyta w księgarni. Bo nie było czasu na to co, Tygryski, zwłaszcza jeden, ten od Janoscha i tygrysiej kaczki oraz lamparciej kołderki lubią najbardziej. Nie było czasu, żeby połazić, pogapić się, pogadać z księgarzami, wziąć do ręki tysiąc innych książek, map i podobnych, żeby powydziwiać, pożartować i zwyczajnie poczuć się super. Bo nie taki to był czas, choć tę księgarnię zaliczam też do ulubionych.

No i wczoraj przyszedł taki czas. Wlokłam się po Chrobrego w upale, choć ludzie mówią, że upału nie było, tylko ciepły dzień. No cóż, dla mnie upał jednak. Zajrzałam do Atelier Violet, a potem zobaczyłam, że Daniel ma otwarte. Pogapiłam się więc na tanie książki, odkryłam na półce kilka tytułów, które lubię i nawet mam, ale skoro otwarte, to dawaj. I tu już było to, co Tygryski – od Janoscha, ale i od Alana Alexandra Milne lubią najbardziej. Połaziłam po księgarni, pogadałam z miłą panią, ponarzekałam na kondycję współczesnej literatury polskiej – to na bazie oferty mnogiej polskich pisarek współczesnych, którą mam za bezsens. Popatrzyłam na interesujące mnie półki, ale nic ciekawego w działach – Berlin, Niemcy, Hohenzollernowie, Fryderyk II nie znalazłam. No bo przecież nie będę czytać o żonach nazistów pierwszoflagowych, w tym o Magdzie Goebbels. Nie takiej literatury szukam i nie taka mnie interesuje.

Potem poszłam do taniej półki i tu masz. Oczywiście natychmiast zobaczyłam w promocji książkę Leszka Adamczewskiego „Berlińskie wrota. Nowa Marchia w ogniu”. Znam pisarstwo autora, znam jego podejście do materii, ale skoro Nowa Marchia, a na tylnej okładce Brama Berlińska kostrzyńskiej Twierdzy, to nawet sekundy się nie zastanawiałam – biorę. No i cena całkiem, całkiem strawialna, tyle co kilogram truskawek. Tego owocu nie jem, bo nie lubię, ale książki jak najbardziej. I w domu odkryłam, że na skrzydełku jest biogram autora ze zdjęciem ze Schodów Donikąd, jest całkiem obszerny tekst o samym mieście, ale jest też dużo innych o okolicach. Do tego sporo zdjęć, w tym Heleny Rżewskiej, Wasilija Grossmana w płonącej Skwierzynie, ale i innych, także z Miasta naszego.

Jeszcze nie wiem, bo dopiero czytać zaczynam, czy coś nowego się dowiem, ale już choćby za to, że w jednym miejscu mam ileś zwyczajnie mi potrzebnych zdjęć, powoduje, że wydatek warty tego był. Jak już mówiłam – kilogram truskawek tyle obecnie kosztuje. Półka regionalna trochę się obruszyła, że pojawia się książka z lekka dyskusyjnego autora, ale damy radę. Uważam zresztą, że zwyczajnie trzeba znać i takie rzeczy, jeśli się regionem zajmuje. Książka ma cztery lata, więc jakoś mocno się nie zestarzała, zresztą jak się miała zestarzeć, skoro nic nowego, rewelacyjnie rewolucyjnego w tej materii się nie wydarzyło. Słabością są nieaktualne już zdjęcia współczesne, ale i z tym damy radę.

No tak. Znów można chodzić do księgarni, znów można grzebać na półkach, znów można gadać z księgarzami. Oj jak dobrze. Oj, jak bardzo dobrze….

Ps. Dziś mija 20 lat od chwili, kiedy na uporządkowanym cmentarzu żydowskim w Gorzowie, w obecności przedstawicieli Niemców landsberskich i okolicznych gmin żydowskich, odmówiono po raz pierwszy po wojnie modlitwę kadisz. To było niebywałe wydarzenie. Aby można odmówić kadisz, potrzeba minjanu, czyli zgromadzenia dziesięciu dorosłych Żydów, mężczyzn, którzy to uczynią. Pamiętam, stałam w koniecznym oddaleniu. Słuchałam słów dla mnie niezrozumiałych, ale jednak zrozumiałych. Potem w domu myślałam o zawiłościach dziwnych losów historii, które sprawiły, że landsberskich Żydów niemal wszystkich wymordowano a kirkut się ostał. Ostał się i do dziś zaświadcza, że ważna to była mniejszość. Po czasie siedzenia kamieniem w domu znów tam muszę pojechać, choć wiem, że na kirkuty się nie wchodzi.

X

Napisz do nas!

wpisz kod z obrazka

W celu zapewnienia poprawnego działania, a także w celach statystycznych i na potrzeby wtyczek portali społecznościowych, serwis wykorzystuje pliki cookies. Korzystając z serwisu wyrażasz zgodę na przechowywanie cookies na Twoim komputerze. Zasady dotyczące obsługi cookies można w dowolnej chwili zmienić w ustawieniach przeglądarki.
Zrozumiałem, nie pokazuj ponownie tego okna.
x