2020-10-12, Renata Ochwat: Moje irytacje i fascynacje
Nie rozumiem, nigdy nie zrozumiem i koniec. Otóż nie rozumiem, że maksymalnie zamyka się kulturę, a badziewiarskie giełdy mają się dobrze albo wręcz znakomicie.
No i bum. Jesteśmy w tak zwanej żółtej strefie, jak i cały kraj zresztą. Co to oznacza, wszyscy wiedzą. Dla mnie dotkliwa sprawą jest pozamykanie kultury, bo do tego się sprowadza ograniczenie miejsc w instytucjach kultury. Teatry, kina, filharmonia mogą działać przy obłożeniu 25 procent. Żadne wskaźniki, żadne nie pokazały ani razu i nigdzie, że ludzie zakażali się właśnie w instytucjach kultury. Nawet w słynnym Bergamo, gdzie manipulowano informacjami dotyczącymi zachorowań. Ale decydenci uznali, że to konieczne. Nie będę komentować, choć w głowie mam język, który jednak nie przystoi dobremu portalowi.
Tymczasem giełda, czyli miejsce badziewia wszelakiego, miejsce absolutnie paskudne, gdzie można kupić Szwarc, mydło i powidło a także żywe zwierzęta, ma się dobrze. Każdy może sobie tam pojechać, każdy może się posnuć w tłumie, każdy. Nie ma ani pół słowa o tym, że zamyka się dostęp, albo że chociaż kramy rozstawia się co 5 metrów, nie ma żadnych obostrzeń. I to mnie drażni. Raz, bo zwyczajnie nie trawię tego miejsca, tego ba dziewiarskiego charakteru, tej bylejakości. Drażni mnie taki bazarowy sznyt, który ma się nijak do flomarków choćby u naszych zachodnich sąsiadów.
Patrzyłam na zdjęcia znajomych i nieznajomych z niedzielnej giełdy i uwierzyć nie mogłam, że przy zamykaniu kraju jakoś nikt nie zamyka takich miejsc. Ludzi moc, bez żadnych reguł. No i oczywiście, przecież na badziewiarskiej giełdzie nikt, absolutnie nikt się nie zarazi, w przeciwieństwie do teatru czy filharmonii. Absurd absurdalny. Zresztą jak bardzo dużo innych absurdów. No cóż.
A teraz z nieco innego kątka. Nie da się pogodzić dwóch rzeczy – nadreprezentacji dzikich zwierząt w mieście i nienawiści do myśliwych. A dokładnie z czymś takim mamy do czynienia. Od razu zastrzeżenie – nie jem dziczyzny, nie rozumiem kultury łowieckiej, nie potrafiłabym strzelić do zwierzęcia (zresztą z czego, bo ja nigdy nie trzymałam w ręce żadnej broni, a tym bardziej ustrojstwa do strzelania). Dlatego też akceptuję to, że dzikie zwierzęta wchodzą do miast i miasteczek. Boję się dzików, bo zresztą wszyscy się boją, ale akceptuję ich obecność. Skoro się stoi bokiem do myśliwych i nie zgadza się na polowania, to trzeba się przyzwyczaić do tego, że dziki będę ryć w trawnikach, lisy grzebać w śmietnikach. Tak się to bowiem układa, że jak jaki gatunek nie ma wroga w naturze, to zaczyna dominować.
Ja się rozumowo nie zgadzam na strzelanie do zwierząt, zatem muszę się zgodzić na ich obecność w mieście, a jest ich coraz więcej.
W tak kwestii panuje obecnie jakieś dziwne przemieszanie. Bo z jednej strony nie chcemy zwierząt w mieście, a z drugiej boimy się dzików i innych czworonogów, które coraz śmielej spacerują po naszych ulicach. No cóż. Trzeba się na coś zdecydować.
Ps. Dziś mijają 163 lata od chwili uruchomienia linii kolejowej Kostrzyn - Gorzów - Krzyż, stanowiącej fragment tzw. Kolei Wschodniej, wielkiej magistrali kolejowej między Berlinem a Królewcem; otwarcia dworca w Gorzowie dokonał król Prus Fryderyk Wilhelm IV, który przybył z małżonką specjalnym pociągiem; jest to początek gorzowskiego węzła kolejowego. Ciekawostką historyczną jest to, że była to niemal ostatnia aktywność króla, który zapadał na ciężką chorobę psychiczną. Krótko po tym fakcie został ubezwłasnowolniony, a regentem w jego imieniu został jego brat Wilhelm, ten który w 1871 roku został pierwszym cesarzem II Rzeszy Niemieckiej. Ot takie tam rzeczy się wówczas wyprawiały.
Choć generalnie na to miasto należy jedynie narzekać, to są jednak jasne punkty. Do takich zaliczam komunikację miejską.