Echogorzowa logo

wiadomości z Gorzowa i regionu, publicystyka, wywiady, sport, żużel, felietony

Jesteś tutaj » Home » Renata Ochwat: Moje irytacje i fascynacje »
Floriana, Michała, Moniki , 4 maja 2024

O przyjemności podróżowania i zmyłkach

2016-06-27, Renata Ochwat: Moje irytacje i fascynacje

Kolejny raz się przekonałam, ile radości może dostarczyć podróżowanie publicznymi środkami lokomocji. Tym razem znów na trasie z mieścinki do miasta.

Jechałam z miasteczka w widłach dwóch rzek do miasta nad trzema rzekami. Pociąg nie był przepełniony, jak to zwykle bywa w niedzielne wieczory. No i po chwili przyszła do mnie konstatacja, wszak wakacje, znaczy brać szkolna inne kierunki wybiera, aniżeli te szkolne. No i super, dlatego miałam wygodną miejscówkę.

Za mną siedziały matka i córka zajęte pisaniem tekstu do jakieś bardzo dla nich ważnej piosenki. I nagle, kiedy szynobus powiedział, tak, tak, mamy gadające szynobusy, że dojeżdżamy do stacji Gorzów Wielkopolski Karnin, starsza z duetu pisarek trochę się stropiła, bo obie miały bilet do Gorzowa Wielkopolskiego. Trochę się zmartwiła, więc ja ją objaśniłam (od jakiegoś czasu tak mam, że objaśniam), że… No właśnie, że wszystkie okoliczne wioski noszą wdzięczną nazwę Gorzów… Bo i Karnin, bo i Zieleniec, po prawdzie już miasto, ale jeszcze Zieleniec, no i jeszcze Zamoście, aż w końcu szynobus osiąga Gorzów Wielkopolski centralny, choć bez tego przymiotnika.

Nie po raz pierwszy widziałam konfuzję podróżnych, zwłaszcza tych nie stąd, kiedy szynobus anonsuje: Gorzów…. Karnin. Sama kiedyś zatrzymywałam przemiłą Angielkę, która, przeczytawszy na pasku Gorzów, była gotowa już wysiadać.

No i najszła mnie taka myśl, idąc narracją Kazimierza Pawlaka z wiadomego filmu, że to chyba jednak coś nie tak z tymi nazwami jest. Sprawdziłam więc we współczesnej encyklopedii wszystkich ludzi na świecie, czyli w google i okazało się, że nazwy są jak najbardziej zasadne, bo już Karnin jest częścią miasta wielkiego i pięknego, jak o Gorzowie mówi moja przemiła znajoma, a o którym ja z upartością maniaka piszę kurnik.

No i chyba przyjdzie mi odszczekać ów kurnik. Bo skoro miasto sięga aż tam, to znaczy, że rzeczywiście wielkie jest, co do piękności, to miłosiernie przemilczę.

Zaskok to mój, i to ze wstydem przyznaję, bo do wczoraj wieczór byłam święcie i głęboko przekonana, że to osobna wieś jest i w dodatku należąca do gminy Deszczno. Na tym więc też i przyjemności podróżowania kolejami polegają, że rewidują niekiedy własną wiedzę krasnoludka polskiego, który jakoś dość długo w tej oto geograficznej niewiedzy trwał. No szlag, bardzo długo.

Inna rzecz jest jednak taka, skoro gadający szynobus zatrzymuje się w kolejnych dzielnicach, choć po prawdzie ich w mieście na siedmiu wzgórzach nie ma, to jednak przystanek dojazdowy końcowy powinien się nazywać Gorzów Wlkp. Główny. I twierdzę to bez jakiejś megalomanii czy złośliwości. Ale naprawdę nazwy Gorzów, które jednak pojawiają się na dość daleko od głównego dworca, mogą wprowadzać i wprowadzają w zdenerwowanie tych, którzy o tym nie wiedzą. Bo i skąd niby mają wiedzieć.

I wracając do miejsko-kolejowych tematów, pod rozwagę zwyczajnie kładę rozważenie zmiany nazwy, dla wygody i spokojnych nerwów, którzy jednak podróżują do stolicy północnego subregionu tego województwa, bo o stołeczności dla całego należy jak najszybciej zapomnieć i się z tym pogodzić, że nigdy nie będziemy…

No i najszła mnie jeszcze jedna taka konstatacja, idąc dalej za cytowanym wyżej klasykiem, że chyba w tej sprawie jakiści liścik napiszę do Rynku Kolejowego, największego i najbardziej liczącego się medium związanego z polskimi kolejami. Internetowego, ale takie mamy czasy. Zobaczymy, co władze kolejowe na taki pomysł, aby Gorzów, ten docelowy, jednak opatrzyć przymiotnikiem Główny. A co, nie wolno? A kto powiedział, że nie można pisać…

A teraz z innego kątka. Żużlowego. Ale nie po meczu z Unią Tarnów, bo wygrany i co tu gadać. Będzie o Grand Prix na żużlu na praskiej Markecie w minioną sobotę. Byłam tam kiedyś, znaczy na GP na Markecie. Teraz, znaczy w sobotę, oglądałam rozgrywkę w telewizorze. I pogapiłam się przy okazji trochę na miasto, które z drona unoszącego się nad tym stadionem widać było, a które ja wielbię. Co nie jest żadną tajemnicą dla znajomych, bo jak mówię o cudach na Ziemi, to zawsze wyznaję, że cudem dla mnie jest Złota Praga, do której jadę, jak tylko mogę.

Wracam do żużla. GP oglądałam w Canal Plus. I oczywiście kibicowałam naszym, znaczy Stalowcom i zawsze kontra Nicky Pedersen, który mnie oczywiście nie zawiódł i zachowywał się jak zawsze, czyli jak… No określnie nie mieści się do cytowania w szacownym portalu. Choć i takie określenia znam. Bo słów różnych, w tym obelżywych, w rodzimej, ale i nie tylko, mowie znam.

Chodzi mi o bieg w półfinale, w którym jechali razem Bartek Zmarzlik i Tai Woffinden, zresztą mistrz świata na żużlu, co nie jest bez znaczenia. Anglik ostro wchodził w tor Zmarzlikowi, Bartek się wywrócił, zrobiło się groźnie. Ale Bartek wstał i czekaliśmy na decyzję sędziego. Bo mogła na dwoje babka powróżyć. Powróżyła tak, że Taia wykluczyła z rozgrywki. Taki regulamin..

No i jest najazd kamery na wytatuowanego najbardziej jeźdźca GP, mistrza świata, że przypomnę, kilkukrotnego finalistę Markety, który miał chrapkę na kolejne najwyższe tam pudło. A tu białe światło – wykluczenie. Ten mieli przekleństwo angielskie – też wyrazy bardzo znane. I, wydaje się być mocno wkurzony, zdecydowanym krokiem, rusza przed siebie. Widać korytarz ustawiony z bannerów. Robi się dziwnie. Ja zaczynam mielić przekleństwa…

Komentarz jest taki – Tai chyba idzie jednak dzwonić do sędziego, bo sytuacja nie jest taka oczywista… i słowa komentarza o trajektorii jazdy padają i takie tam inne trudne terminy… Ja mielę dalej przekleństwo w zębach… Gromy padają.

Komentatorzy nie zdążyli ostatniego słowa powiedzieć, a … kamera pokazuje, jak Tai podchodzi do… Bartka. Przeprasza, coś mu mówi, gadają, panowie obaj robią miśka, potem drugiego, znaczy, dobrze jest. Polscy kibice, których niemało było, jak to zwykle na Markecie jest, widzą te gesty na telebimach, klaszczą i wstają. Klaszczą i wstają. To podziękowanie Taiowi Woffindenowi za fair, bardzo cenioną także i w tym sporcie postawę. Ja przed telewizorem wstydzę się tych przekleństw… Trzeba odszczekać.

A potem Tai tłumaczy angielskiemu dziennikarzowi, że to chyba normalne. Takie zachowanie. Klaruje dalej, że to była walka na torze. Różne rzeczy się zdarzają, także i takie. Ale szanuje przeciwnika, jeździ z nim razem w Szwecji, ale i nie tylko, więc dla niego to był gest normalny. Podejść i przeprosić. I dodaje, że jest święcie przekonany, że gdyby to się zdarzyło Bartkowi, ten też by się tak zachował. No ja nie mam wątpliwości, że tak.

Przypominam tylko, to najwyższa z możliwych stawek w tym sporcie, to Grand Prix, to Indywidualne Mistrzostwa Świata na Żużlu. Crème de la crème tego sportu. Tam się jedzie po swoje i tylko swoje. Zwykłą raczej rzeczą są awantury w wykonaniu głównie Nickiego Pedersena. A tu takie coś. Taki gest, takie niezwykłe koleżeństwo.

Mówi się o tym, że współczesny żużel to przemysł zarabiania pieniędzy i jazda jak w beczce ku uciesze gawiedzi. I jest w tym dużo racji. Ale kiedy się widzi takie zachowania, takie gesty, a potem słyszy takie słowa, i to nie byle kogo, to jednak nie do końca chyba tak jest, że to widowisko i to z gatunku tych gorszych. To jednak jest cały czas sport, tylko co niektórzy o tym zapominają. Zarówno zawodnicy, niektórzy, jak i kibice, niektórzy. Oraz komentatorzy, niektórzy, bo bywa, że to oni podkręcają atmosferę.

W każdym razie – szacun wielki Tai za ten gest. Szacun od kibica. I masz we mnie fana. Za ten gest.

No zwyczajnie musiałam o tym napisać, żeby jednak co niektórzy uwierzyli, że żużel, ten na torze, to nie wyścigi w beczce, ale jednak sport. Trudny, drogi, inwazyjny, wymagający, straceńczy nierzadko. Ale jednak sport. Ja złudzeń nie mam.

Ps. Już jutro w Wojewódzkiej i Miejskiej Bibliotece Publicznej im. Zbigniewa Herberta zagości Klaudia Jachira. To zjawisko na polskiej scenie satyrycznej. Wrocławska aktorka o dość jasno sprecyzowanych poglądach, autorka filmików, które umieszcza w Internecie, a które dość ostro i bezkompromisowo obnażają słabości i różne inne dolegliwości obecnej władzy. Na spotkanie zaprosił aktorkę KOD Gorzów Wielkopolski. Spotkanie, coś na kształt one man’s standing rozpocznie się o 18.00. Wstęp – cegiełka w wysokości 10 zł, może być więcej, bo tak te cegiełki mają. Warto przyjść, bo to kabaret polityczny i to w stanie czystym. Nowa jakość w sferze publicznej.

X

Napisz do nas!

wpisz kod z obrazka

W celu zapewnienia poprawnego działania, a także w celach statystycznych i na potrzeby wtyczek portali społecznościowych, serwis wykorzystuje pliki cookies. Korzystając z serwisu wyrażasz zgodę na przechowywanie cookies na Twoim komputerze. Zasady dotyczące obsługi cookies można w dowolnej chwili zmienić w ustawieniach przeglądarki.
Zrozumiałem, nie pokazuj ponownie tego okna.
x