Echogorzowa logo

wiadomości z Gorzowa i regionu, publicystyka, wywiady, sport, żużel, felietony

Jesteś tutaj » Home » Renata Ochwat: Moje irytacje i fascynacje »
Irydy, Tamary, Waldemara , 5 maja 2024

Takie społeczne zamyślenia nad miastem

2016-06-09, Renata Ochwat: Moje irytacje i fascynacje

Od jakiegoś czasu piszę o tym, że miasto to jest prawie wymarłe, puste i szare. Na pewno smutne. Jakieś tam swoje pomysły przedstawiam. I, jak się okazuje, ktoś podziela moje myślenie.

Pojeździłam sobie ostatnio po różnych miastach małych, średnich i trochę większych. No i z tych wyjazdów były różne przemyślenia, o których w swoich złośliwcach, jak pieszczotliwie swoje pisanie określam, było. Okazuje się, że nie tylko ja tak myślę. Dostałam maila od przemiłego znajomego, którego de facto nie znam, ale z którym mnie się fantastycznie koresponduje. I przemiły pisze tak: „Zauważyłem fajną tendencję w Twoich felietonach dla EG polegającą na tym, że piszesz coraz częściej o kulturze w kontekście rozruszania centrum. Myślę, że jest to dobra droga i jakbyś rozwijała ten kierunek, to jest to chyba panaceum na bezludzie na deptakach (ten nowo planowany też będzie pusty) i w samym środku miasta. (…). Moje zdanie, to zacząć od „odparkingowania” płatnego okolic Traktu Królewskiego, gdyż nikt nie pójdzie nigdzie, gdzie limitowany będzie kolejnymi przejściami pracowników Strefy Parkingowej i wkurzany karteczkami za wycieraczkami. Sam tak miałem wielokrotnie i traciłem czas na rozliczenie się z OSiR-em. Wyobraź sobie, że siedzisz u fryzjera lub w restauracji, sprawa się przeciąga i już myślisz cały czas o czymś innym, bez komfortu w robieniu tego, co zaplanowałaś i potem jeszcze zmuszana jesteś do dziwnych opłat - za to, że do pełnej godziny, za godziny rozpoczęte itd. Wyborem są szeroko otwarte, komfortowe garaże galerii, bez deszczu i nadmiernego słońca, a po dwóch z połową darmowych - Askana, godzinach i tak masz dosyć. Kiedyś ulica Chrobrego, dziwne, ale Mieszka I już nie, była centralnym komunikatorem, spacerowało się tam wkoło jedną i drugą stroną ulicy, aż natrafiło się na kogoś potrzebnego - nie było komórek. Fajnie było: sklepy, usługi, kino, kawiarnie zatłoczone do niemożliwości i ogromna ilość znajomków, coś się działo zawsze. Ech, gdyby tak teraz...Teraz jest tak: jak już coś człowieka zmusi do bycia w mieście, to najpierw jedziesz wolniutko, rozglądając się i wkurzając innych, i szukasz miejsca do wjechania, potem pędzisz do parkomatu - jak idziesz za wolno, to możesz, wróciwszy, zastać na szybie karteczkę (miałem tak!), potem patrzysz na zegarek, o której trzeba wrócić, lub odjechać lub dopłacić... gdzie tu przyjemność obcowania z miastem? nie durne to?”

No i ja się w całości pod tym głosem podpisuję. Dokładnie tak uważam. I skoro mieszkańcy tak myślą, to uważam, że szeryf powinien posłuchać tego głosu, jako właśnie woli ludu tu mieszkającego. Ja nie jestem kierowcą, nie mam prawa jazdy i nigdy bym nie wpadła na tę ideę z parkingami płatnymi. Ale rzeczywiście jest coś na rzeczy. Bo jak się zastanowić, to fakt. Zjeżdża ktoś do centrum, a tu zonk, musi sobie zaplanować czas. A kto wie, co się w tak zwanym międzyczasie wydarzy? Przecież wiadomo, że międzyczas jest najważniejszy. Bo w tym międzyczasie, tym rozciągliwym momencie bez granic może się zdarzyć bardzo dużo. I parking ma być tym momentem granicznym? No nie. Może warto to przemyśleć. Warto.

Dlatego pod rozwagę poddaję. O pomyśle na nowy deptak nie piszę, bo jestem z gruntu przeciwna…

I z kolejnego kątka. Jakoś tak przysiadła dyskusja o uwolnieniu nazwy miasta od przymiotnika Wielkopolski. Wiadomo, akcja jest, to się pisze. Akcja, czyli na już i na teraz, bo o czymś trzeba gadać. Akcja się skończyła, bo inne tematy są ważne. No dobrze.

Ja mam tak, że się urodziłam, wychowywałam i uczyłam oraz magistrowałam w miastach bez przymiotników, ale nad Wartą. To w kolejności Sieraków, Skwierzyna i Poznań. Potem przyszło mi zamieszkać w mieście nad trzema rzekami z przymiotnikiem. Powiem tak, nigdy tego przymiotnika z estymą nie traktowałam. Jak kto mnie pytał, gdzie mieszkam, zawsze podawałam G., jak trzeba było doprecyzować, dodawałam – nad Wartą, blisko Berlina. I jakoś wszyscy wiedzieli, o jakie miasto chodzi. Jak jechałam do Gruzji, to ludzie się tylko dopytywali, czy o ten G. chodzi znany z żużla i kaset magnetofonowych. Potwierdzałam. Nie był potrzebny przymiotnik.

Dlatego znów wracam do trochę odłożonej sprawy. Do nazwy miasta tego. Ma ono dwie sylaby. Trochę goło to bez przymiotnika brzmi. Dlatego wzorem stolicy margrabiego Jana z Kostrzyna, dziś całkiem ciekawego, bardzo innowacyjnego miasta, odrzućmy przymiotnik. Stwórzmy nową nazwę – Gorzów nad Wartą, prawie będzie jak Landsberg am Lech, bo Landsbergów to jednak dostatek jest. Nazwa taka goła, dwusylabowa zostanie uzupełniona o lokalizację geograficzną i to z podkreśleniem rzeki… Tej rzeki. To moja ulubiona opcja. Przecież powróciliśmy do rzeki. Niech ona określa położenie… No ja bym bardzo chciała. Nie upieram się przy nazwie Gorzów nad trzema rzekami, czy Gorzów na siedmiu wzgórzach, bo to groteskowo brzmi. Ale Gorzów nad Wartą – moim zdaniem pięknie i godnie. Na tyle godnie, aby odczepić się od Wielkopolski, choć to moim zdaniem zaszczytna konotacja, tyle tylko, że budząca niepotrzebne emocje, więc niech zostanie nad Wartą. Bo to zwyczajnie piękny adres, trzecia co do wielkości rzeka określa miasto. Oj, jak pięknie by było…

No i z jeszcze innego kątka. Nie będzie Reggae nad Wartą. Nie chce mnie się pisać, co tym sądzę… Może jutro. Może..

Ps. No i się zaczęło. Wspólnota mieszkaniowa bloku, w którym był kiedyś Empik, zaprotestowała przeciwko tablicy informującej, że kiedyś tu mieszkał Zdzisław Morawski. Argumenty – wspólnota zgodziła się wcześniej na reklamę firmy i nie pasuje jej tablica, poza tym brzydka ta tablica jest. Fakt, trochę samowolna, ale jakżesz potrzebna i konieczna. Brzydka nie, bo elegancka. Samowolna, fakt. Ale skoro przez lata nikt w mieście nie podjął decyzji o upamiętnianiu wybitnych mieszkańców, bo ani ta, ani poprzednia władza tego nie zrobiła, więc może czas przyszedł… Moim zdaniem tak. Czas przyszedł.

Ps. 2. Kamień na pamięć synagogi stoi. Nawet kolejnego zniczka widziałam onegdaj. Za niego dzięki. I powtórzę, czas przyszedł, aby o pamięci i tożsamości kulturowej tego miasta oraz o jego upamiętnianiu dyskutować i to z sensem oraz z sukcesami, których ja sobie życzę, jaki i ci, którzy wzięli rzeczywistość w swoje ręce. O tablicach mówię. 

X

Napisz do nas!

wpisz kod z obrazka

W celu zapewnienia poprawnego działania, a także w celach statystycznych i na potrzeby wtyczek portali społecznościowych, serwis wykorzystuje pliki cookies. Korzystając z serwisu wyrażasz zgodę na przechowywanie cookies na Twoim komputerze. Zasady dotyczące obsługi cookies można w dowolnej chwili zmienić w ustawieniach przeglądarki.
Zrozumiałem, nie pokazuj ponownie tego okna.
x