Echogorzowa logo

wiadomości z Gorzowa i regionu, publicystyka, wywiady, sport, żużel, felietony

Jesteś tutaj » Home » Renata Ochwat: Moje irytacje i fascynacje »
Sergiusza, Teofila, Zyty , 27 kwietnia 2024

Krocie na miejskie igraszki

2016-03-04, Renata Ochwat: Moje irytacje i fascynacje

Ze zdumieniem czytam, że na tegoroczne Dni Gorzowa ma pójść aż milion złotych. Jeśli miejskie święto ma tak wyglądać, jak wyglądało w zeszłym roku, to ja się zwyczajnie nie zgadzam.

Wiem bardzo dobrze oraz rozumiem, że miejskie święta są potrzebne. Bo integrują ludzi, bo są fajną chwilką do spotkania się ze znajomymi. Fakt poza sporem. Ale nie można, zwyczajnie nie można wydawać aż takiej kasy, mam na myśli ten milion na igrzysko, które jest zbieraniną kramów wszelakich, jakich koncertów, a nie ma myśli przewodniej. Taką myśl przewodnią miały obchody 750-lecia mieścinki naszej.

Jak się weźmie do ręki album dokumentujący tamten jubileusz, aż łezka się kręci w oku. Bo było n wydarzeń. A wszystkie skoncentrowane na mieście, jego historii, ważnych ludziach, którzy tu mieszkali i mieszkają.

Dla mnie arcymistrzostwem świata i okolicznych galaktyk był korowód historyczny. Pamiętam, ile się naboksowali wówczas miejscy urzędnicy, aby co niektórych do korowodu przekonać. Zwłaszcza uczniów mechanika, bo trafili im się Żydzi landsberscy. Ale pamiętam, jak szli w szatach i z Torą, to nie tylko mnie się łzy wzruszenia w oczach kręciły. I wiem, że choć opór był duży, bo Żydzi, to efekt zaskoczył wszystkich. Podobnie nie zapomnę prezentacji elektryka, kiedy inscenizowali wejście Rosjan do miasta. Jechali samochodami z epoki, a dyrektor szkoły, Stanisław Jodko jechał jako dowódca w stosownej pałatce i przy broni. Po mieście mir wówczas poszedł – Ruskie jadą. Pojechali i to jak. Ale też nie zapomnę SP 15, która odegrała Polaków przyjeżdżających do miasta. Ta drobnica pod opieką nauczycielek szła z walizkami i workami. Oj działo się, działo wówczas w mieście. Zresztą wszyscy się do zadania przyłożyli, a ludzieńki tutejsze stały i się zachwycały oraz komentowały, że nie wiedziały, jak barwna historia tu była.

Nie bez kozery przypominam tamte wydarzenia, bo one miały sens. Pokazały uczestnikom, ale i wielu innym historię tego miasta, bo choć ja o nim ostatnio piszę per mieścinka, to jednak ma wielką historię wartą poznania.

Więc jak już bańkę, kolokwialnie mówiąc, wydawać, to z sensem i głową. Choć uważam, że bańka to za dużo jest. Niech święto miasta będzie jego świętem, a nie piknikiem na skraju drogi, znaczy na bulwarze, bez ładu, składu i myśli przewodniej, bez obecności miasta. Bo kramy i wata cukrowa jest wszędzie, a koncerty gwiazd i gwiazduś także.

Zwyczajnie nie godzi się wydawać takiej kasy, kiedy są inne potrzeby. Nie piszę o drogach i chodnikach, bo to banał. Takich banałów jest zresztą więcej.

Jak już robić miejskie święto, to może warto przemyśleć propozycję nadredaktora echogorzowa.pl i Święto Warty uczynić. Ale broń Boże, nie wolno topić miliona w jarmark. W jarmark, jakim minione Dni Gorzowa były. Wszak miasto ma, że powtórzę, ciekawą i nieprostą historię. Jak już miejskie święto, to nie kramy i koncerty za bańkę, bo bańki tej zwyczajnie szkoda.

Może jest jeszcze czas, aby tę fatalną decyzję zmienić? Nie? Nie ma? Jaka szkoda. Znów będzie szwarc, mydło i powidło, czyli jak w starych zapomnianych żydowskich sklepikach, w których ten szwarc, mydło i powidło można było kupić. Dla tych, co nie wiedzą, to synonim wszystkiego i niczego jednocześnie. Wszystkiego, bo wszystko jest. Niczego, bo nic oryginalnego tam nie ma. Zwyczajnie szwarc, mydło i powidło. Ów szwarc, to po porostu pasta do butów, czarna, bo wtedy wszyscy zwykle czarne buty mieli. Mydło, czyli coś do prania. Powidło, to podstawowe środki  spożywcze. Marmolada z bloku, jakieś pieczywo. Może gdzieś tam w kącie jakieś jajko też się znajdowało. Ot bieda sklepik ze wszystkim i jednym słowem niczym. Niczym więcej, niczym ponad te podstawy.

Zastanówcie się państwo radni, zanim się na tak bogate wydatkowanie pieniędzy z miejskiej kasy na igrzysko zgodzicie. Na igrzysko, po którym nawet album nie powstanie, taki jaki ja mam za 750-lecie miasta. Zastanówcie się proszę.

A teraz z innego kątka. No i cóż. No i nie wiadomo, kiedy jednak ten mityczny pociąg do miasta z niedźwiadkiem w herbie wystartuje. Mam na myśli mieścinkę naszą, bo z Winnego Grodu lada moment, lada już. Ktoś zaskoczony? Naprawdę? Bo ja nie. Po raz milionowy powtórzę, takie połączenie nie ma sensu. Nie zbilansuje się, nie będzie uzasadnione w ekonomicznego punktu. Lepiej zgrać połączenia z mieścinki naszej z miastem margrabiego Jana tak, by na Bombardiery berlińskie nie czekać i będzie OK. To na chwilkę. A potem mocno lobbować trzeba za rzetelnym remontem naszego kawałka linii kolejowej od granicy do miasta fatalnego, czyli Krzyża, aby w końcu elektryfikacja nastąpiła. A nie od czasu do czasu bredzić o połączeniu międzynarodowym bezpośrednim. Naprawdę lepiej będzie.

I jeszcze słówko o filmie „Ida”. Bo się zrobił hałas przeciwko ordynarnej cenzurze, jakiej dokonano przed pokazem w TVPPiS tego filmu. Wiem o hałasie z neta, bo TVPPiS programowo nie oglądam. Z netu też wiem, że przeciwko takim zabiegom zaprotestowało również międzynarodowe środowisko filmowe, które uznaje opatrywanie autonomicznego dzieła filmowego jednoznacznym komentarzem za cenzurę i narzucanie jednego słusznego poglądu. I takie kwity przyszły do naszego kraju. Mnie jest zwyczajnie wstyd. Wstyd za ludzi, którzy na sztuce filmowej się nie znają, a cenzurują wybitny film, nagrodzony pierwszym Oscarem dla Polski, jak i coś już chyba będzie z 60 różnymi innymi ważnymi nagrodami –BAFTA, niech będzie też dobrym przykładem. Ci ludzie, ci pseudoznawcy, pseudopatrioci, pseudohistorycy gębę nam przyprawiają.

Chichra sobie w niebie Witold Gombrowicz, który tę polską okropną gębę dawno temu opisał. Chichra sobie z nim razem Witkacy, a ksiądz biskup Ignacy Krasicki nie chichra, tylko się nadziwić nie może, że jego dwa wybitne poematy „Monachomachia” i „Anymonachomachia” oraz kilka bajek, w tym taka, tak to idzie

Dewotce służebnica w czymsiś przewiniła

Właśnie natenczas, kiedy pacierze kończyła.

Obróciwszy się przeto z gniewem do dziewczyny,

Mówiąc właśnie te słowa: "... i odpuść nam winy,

Jako my odpuszczamy" - biła bez litości.

Uchowaj, Panie Boże, takiej pobożności.

Poszły na nice. A jak dołożyć Jana z Czarnolasu, to wybitny biskup i wybitny twórca polszczyzny literackiej się nie chichrają, ale w zadumie patrzą na nas z nieba i zwyczajnie nie wierzą, że tu kiedyś mieszkali i w tej mowie najpiękniejsze strofy składali. No nie wierzą.

Ps. Już za chwilkę, już za momencik nawiedzą nas tu w mieścince klezmerzy z miasta Kraka. Na kirkucie zagrają „Jerozolimę”. A ja w cichości ducha i z kartki, bo na pamięć się jakoś nauczyć nie umiem, jak i innych rzeczy też, odmówię – przeczytam Kadisz. Na tym kirkucie właśnie.

X

Napisz do nas!

wpisz kod z obrazka

W celu zapewnienia poprawnego działania, a także w celach statystycznych i na potrzeby wtyczek portali społecznościowych, serwis wykorzystuje pliki cookies. Korzystając z serwisu wyrażasz zgodę na przechowywanie cookies na Twoim komputerze. Zasady dotyczące obsługi cookies można w dowolnej chwili zmienić w ustawieniach przeglądarki.
Zrozumiałem, nie pokazuj ponownie tego okna.
x