Echogorzowa logo

wiadomości z Gorzowa i regionu, publicystyka, wywiady, sport, żużel, felietony

Jesteś tutaj » Home » Renata Ochwat: Moje irytacje i fascynacje »
Hugona, Piotra, Roberty , 29 kwietnia 2024

No i czas na muzykę oraz zdjęcia przyszedł

2016-02-20, Renata Ochwat: Moje irytacje i fascynacje

Choć w polityce się gotuje, to ja na razie o tym pisać nie zamierzam. Jednej egzegezy dość. Będzie natomiast o ładnych rzeczach. Bo uroda drobiazgu potrafi czasem na moment odtruć paskudną rzeczywistość.

Oglądałam przepiękne zdjęcia z regionu. Nagle popatrzyłam sobie na wiatrak, na Wartę, na mieścinki nasze mniejsze od naszej stołecznej mieścinki i pomyślałam sobie, że jednak w pięknym miejscu mieszkamy. Inna rzecz, że wiem to od zawsze, bo ślady w lesie, nieoczywiste ścieżki są mi od pewnego czasu dane. Co prawda, kusztykające kolano dokucza, ale co tam, jakoś daję radę.

W każdym razie, zdjęcia pokazują też i inną kwestię. Coraz więcej nas, tu mieszkających, z lubością i uczuciem patrzy na to, co ma pod nosem. I uwiecznia. A potem wysyła – na konkursy, do Internetu. Wszędzie. Ale focie są piękne. Warto sobie zadać trochę trudu i na nie popatrzeć, wygrzebane gdzieś w Necie, a potem jeszcze więcej trochę trudu sobie zadać i ruszyć do odkrywania tej rzeczywistości na własne osobiste głaza, jak mawiają wschodni sąsiedzi. Naprawdę warto.

A teraz z innego kulturalnego kąteczka będzie. Choć tak po prawdzie to wielkie wydarzenie jest. Otóż już wystartowały „Dni Muzyki nad Odrą”. Dzieją się w Słubicach, Zielonej Górze i Frankfurcie nad Odrą. Partnerzy – Filharmonia Zielonogórska z Czesławem Grabowskim u pulpitu oraz organizacja turystyczna we Frankfurcie nad Odrą. O imprezie usłyszałam w mieście koziołków na targach turystycznych. Nie żeby odkrywać coś nowego. Przemiła pani przypomniała mi, że coś takiego jest. Sama byłam kilka, zaledwie kilka razy i była to wizyta super. W tym roku bardzo wiele wydarzeń. Choć najwięcej w Winnym Grodzie, ale trochę na pograniczu. Ale, bo zawsze musi być jakieś ale. Nas tam znów nie ma. A przecież mamy świetną filharmonię, która mogłaby być partnerem. No szkoda. Może to się za jakiś czas zmieni? Ja bym bardzo mocno chciała. Naprawdę.

Bo jak nie możemy zasypać przepaści cywilizacyjnych między miastem na siedmiu wzgórzach a Winnym Grodem, bo szans na to nie ma z korzyścią dla Winnego Grodu, to od niedawnego czasu możemy te przepaści zasypywać na niwie kultura. Mam na myśli szczególnie muzykę. Nasza FG nagle urosła i okazuje się być na tyle dobra, aby z F z Winnego Grodu stawać w szranki. My mamy środowisko jazzowe, jakiego Winny Gród nie ma. I nie chodzi o antagonizowanie. Boże broń, nie. Chodzi o to, aby właśnie ta płaszczyzna stała się poligonem do twórczych  rozwiązań, czegoś, co nas naprawdę pojedna i pogodzi. Bo tylko kultura i jej język w dzisiejszych, dość mocno plugawych czasach, może osiągnąć tę jakość. Jakość dialogu. No bardzo bym chciała.

Miało być jeszcze o Wawrzynach, gdzie spora ekipa znad Warty jest nominowana, ale nie będzie, bo akurat w tę nagrodę nie wierzę. Trochę za długo się naoglądałam różnych gali, kiedy pomijano twórców z północy. Fakt, z północy znacznie uboższej, jeśli chodzi o liczbę, ale nie o jakość. I wielokroć owa jakość nie była brana pod uwagę. Więc o Wawrzynach może przy innej okazji. Może.

No i teraz z kątka przyrodniczego będzie. Chodzi o ogłowioną daglezję przy ul. Kardynała Wyszyńskiego. Mój przemiły znajomy zwrócił mi uwagę, zresztą słusznie, że skoro nie odróżniam pomidora od pietruszki, to pisać nie powinnam o zielsku, a chodzi o ową daglezję. Okazuje się bowiem, że to nie daglezja, tylko i tu wersje są dwie. Jedna, ta przemiłego mówi, że to złotokap, druga, mecenasa znanego, który sam mnie o tym powiedział, że się pomylił i to dereń jadalny jest. Ja za chińskie bogi i bogi mego Alladyna, który, przezornie w takich chwilach tak ma, schował się w moim czarnym imbryku do herbaty, nie umiem rozsądzić, kto ma rację. Jaki ważny i rzadki krzew tam został przez owo ogłowienie zniszczony i czy rzeczywiście został. Mam to szczęście, że mam Asa w rękawie, specjalistę, którego spytam o stan faktyczny, i tą wiedzą się podzielę. Kolejny bowiem raz wyszło, że jak nie znasz jakiegoś języka, to się w nim nie wysławiaj. Ja nie znam akurat języka botaniki. A pojechałam. Efekt mizerny. Naprawimy to na bank. Bo sama jestem ciekawa, jakiemu drzewku, krzewowi, jakkolwiek, krzywdę uczyniono. I dlaczego.

Ps. Bo o tym wszyscy bają. No i jaka nam się piękna publiczna miejska pralnia uczyniła. Mam na myśli sercowe problemy szeryfa. Parafraza z Greka Zorby zamierzona. Ja tam nie wiem, jak wy, ale ja się zwyczajnie nie lubię czuć zażenowana. Grek Zorba stwierdził, że uczyniła nam się taka piękna katastrofa. To klasyk cytatów filmowych. A owa pralnia to stosunki prywatne pana prezydenta miasta i jego wybranki. Stosunki o tyle ważne, że rzutują na to, co się w mieścince zadziewa. Myślę sobie, że dobrze by było przyjąć zasadę – nigdy publicznie o moich prywatnych sprawach nie mówię. Nigdy. Bo skutki mogą być inne od założonych. No i jeszcze jedna zasada. Jakim mieczem wojujesz, od takiego giniesz. No cóż. O absmaku nie piszę, bo i po co.

X

Napisz do nas!

wpisz kod z obrazka

W celu zapewnienia poprawnego działania, a także w celach statystycznych i na potrzeby wtyczek portali społecznościowych, serwis wykorzystuje pliki cookies. Korzystając z serwisu wyrażasz zgodę na przechowywanie cookies na Twoim komputerze. Zasady dotyczące obsługi cookies można w dowolnej chwili zmienić w ustawieniach przeglądarki.
Zrozumiałem, nie pokazuj ponownie tego okna.
x