Echogorzowa logo

wiadomości z Gorzowa i regionu, publicystyka, wywiady, sport, żużel, felietony

Jesteś tutaj » Home » Renata Ochwat: Moje irytacje i fascynacje »
Kornela, Lizy, Stanisława , 8 maja 2024

Filary to nie tylko jazz, bo może ktoś tak myśli

2016-02-02, Renata Ochwat: Moje irytacje i fascynacje

Ćwierknął telefon, że przyszła poczta. Otwieram, a tam dwa zaproszenia na dwa koncerty. Do mojej ulubionej piwnicy. Ale nie na jazz, a na klasykę, w tym tę taką nieoczywistą, od której można zacząć przygodę z klasyką tą oczywistą.

Już jakiś czas temu miałam o tym napisać. Ale ciągle coś innego stawało mnie na pierwszym miejscu. Teraz jest czas po temu.

Otóż od lat piwnica przy Jagiełły gości w swoich progach muzyków nie tylko jazzowych, bo i klasyków, bo i underground, bo i piosenkę autorską, bo małe recitale z elementami aktorskimi. Prezes Dziekański zawsze powtarza, że w piwnicy zawsze się znajdzie miejsce dla muzyki innej od jazzu pod jednym wszakże warunkiem, że będzie ona na poziomie. Dlatego w piwnicy od czasu do czasu trenują różne formacje i mają tam koncerty.

Od kilku lat na stałe w Jazz goszczą projekty animowane przez Marka Piechockiego związane z klasyką. A dokładnie z małymi, wielkimi formami klasyki, bo są to wieczory z jednym, albo z kilkoma wykonawcami, wieczory przyprawiające o drżenie serca, wieczory, które się długo pamięta. Marek ma tak bowiem, że lubi się dzielić swoimi pasjami. Ja też tak mam, więc Marka bardzo dokładnie rozumiem.

Bo tak po prawdzie, to trudna sprawa, dzielić się pasjami. Ktoś powie, no tak, szpanuje, popisuje się, wymaga oklasków i uwielbienia. A ktoś inny powie – no super, fajnie, że są tacy ludzie, trzeba się cieszyć, że są wśród nas. Ja należę do tych drugich. I bardzo mnie się podoba to, co Marek robi.

Już w sobotę wieczór chiński, w roli głównej kwartet Con Amabile, czyli z wdziękiem. Wdzięk tym razem się tłumaczy tym, że muzycy zagrają dźwięki z Chin… Będą ubrani na chińską modę, a nam melomanom i nie tylko, ręce opadną z tego oto zaskoczenia tak bardzo, że chyba Marek będzie musiał nam dawać znaki do oklasków. No bo co my wiemy o chińskiej muzyce, ano po prawdzie nic.

Co niektórzy wiedzą coś o kuchni, bo lubią, o Wielkim Murze oraz Zakazanym Mieście, bo tam byli. Ale muzyka? Ja tam pamiętam kilka filmów, które się dzieją w Chinach za czasów tych klasycznych, ale i tych teraz, jednak muzyki nie pamiętam. Więcej bowiem wiem o muzyce i teatrze Japonii, też z filmów, ale i własnych poszukiwań. Bliżej mi jest zwyczajnie do kraju Chryzantemowego Tronu i kwitnącej wiśni, aniżeli do Państwa Środka z jego kulturą. Teraz przyjdzie to zweryfikować. Zauroczę się, czy też nie, zobaczymy… Szczegóły wydarzenia będą w afiszu, który się pojawi za chwilkę i dłuższy momencik, ale będzie. Ale to jest taka klasyka, taka nieoczywista, która może zaprowadzić do tej wielkiej, której większość się boi, a nie ma czego. Bo potęga muzyki jest wielka.

A w następny wtorek Marek zaprasza na koncert fortepianowy, na afiszu największa miłość Markowa, czyli Chopin. Więcej też będzie o wydarzeniu, kiedy już się czas koncertu przybliży.

I konkludując, zobaczcie, mamy fantastyczną Filharmonię, mamy fantastyczny klub, mamy dwa miejsca, gdzie można słuchać dużych składów orkiestrowych, ale i bardziej kameralnej muzyki. To niebywałe, że w takiej mieścince, jak miasto na siedmiu wzgórzach jest właśnie tak, że kultura jednak ma się dobrze. Ta muzyczna. Co prawda, nie wiadomo, jak długo, bo fama różne wieści niesie, ale jak na razie mamy i trzeba się cieszyć, uczestniczyć i być zadowolonym, że mamy.

A propos mieścinki. Nie bez kozery użyłam tego określenia. Bo jako aż jeden cały dzień i dwie godziny nocne bawiłam w stolicy, zwyczajnie zachwyciłam się lokalnym polskim Hong Kongiem, który w centrum stolicy wyrasta. I w rozmowie ze stołecznymi przyjaciółmi użyłam określenia, że miasto Syrenki w końcu zyskuje rzeczywiście wielkomiejski szlif. Zapadła cisza, a po chwili usłyszałam, że to jest w rzeczywistości małe miasto… Bo wielki to jest Londyn. Skoro stolica nasza to małe miasto, idąc za warszawiakami z krwi i kości, to nasze jest mieścinką. I tak naprawdę jest. Mieścinką jest. No cóż, teraz czekam na słowa potępienia.

Coda.

To nie był dobry dzień. Otworzyłam komputer i pierwsze, co zobaczyłam, to informacja, że nie żyje Michał Jagiełło. Zmroziło mnie. No jak to, nie żyje. Przecież nie był chory, nic takiego złego się nie działo. Siedział w Zakopanem i zbierał materiał do kolejnej książki. A tu nagle taka wieść. Znałam pana Michała Jagiełłę, jeszcze z czasów, kiedy był naczelnikiem Tatrzańskiej Grupy GOPR, dziś TOPR. Z czasów, kiedy był wieloletnim wiceministrem kultury, potem dyrektorem Biblioteki Narodowej. Wiele razy z nim rozmawiałam, parę razy spotkaliśmy się tak mimo by na tatrzańskich szlakach. Czytałam jego książki, mam zresztą w domu jego rewelacyjny esej na temat motywu Janosika. Wnikliwa rzecz rozpatrująca tropy literackie, ale i kulturowe Janosika tu u nas w Polszcze, ale i tam u nich na Słowacji, bo w istocie, słowackim bohaterem był.

Pamiętam, jak pan Michał Jagiełło towarzyszył premierowi Włodzimierzowi Cimoszewiczowi na koncercie Romane Dyvesa. To był jeden z bardzo nielicznych koncertów festiwalu, który się zaczął punktualnie co do minuty. Wszak premier był. I minister Jagiełło, bo wówczas był wice, ale obowiązuje nomenklatura pełnego tytułu, miał czas, żeby się przywitać, rzucił naprędce, że mało czasu mają, bo premier musi… Miało być tylko 20 minut. Była cała pierwsza część i premier Cimoszewicz z dość dużym ociąganiem wyszedł w antrakcie. Fama mówi, że chciał zostać, ale. No cóż, zawsze jest jakieś ale.

Pamiętam też fantastyczną rozmowę z panem Michałem, kiedy był już dyrektorem Biblioteki Narodowej. Książnica narodowa bowiem wydała książkę Edwarda Dębickiego „Ptak umarłych”.

Gadulaliśmy sobie z panem dyrektorem wówczas i o książce, i o wielobarwnym mieście na siedmiu wzgórzach, o znajomych z wysokich gór, ale i o córkach pana Michała, które jako mocno smarkate dziewczyneczki zaprzęgły do ratowania biedronek topiących się w Morskim Oku całą czołówkę kobiecą polskiego himalaizmu (wówczas absolutny top wspinaczkowy, długo było czekać, aby kto Polki pobił w tej dziedzinie, i do dziś się nie udało). Małe płakały, że biedronki się topią, więc na ratunek ruszyły wielkie panie z wielkich gór. Nikt im nie kazał. Prosiłam pana Michała, aby to opisał. Nie zdążył. Ale do dziś w schronisku w Moku – Morskim Oku, wieczorkami się o tym opowiada, jak Krystyna Palmowska, Anna Czerwińska, Dobrosława Miodowicz-Wolf i kilka innych ruszyły ratować biedronki. I opowiada się to z dumą, nie z ironią.

Michał Jagiełło napisał ważną książkę, napisał ich wiele, ale ta dla mnie jest podstawowa. To „Wołanie w górach”. Tomiszcze dość opasłe. Tomiszcze, które powinno być biblią dla wszystkich, którzy w góry idą, ale nie wiedzą tak naprawdę, gdzie idą. O tym też sobie zdążyłam z panem Michałem porozmawiać.

Mówi się, że jak Bóg, obojętnie jakiej religii, kogoś kocha, lubi lub poważa, to go zabiera do siebie nagle, bez znaków, że już, że za chwilkę. Tak się stało z Michałem Jagiełłą. Zmarł nagle, tam w Zakopanem, jego mentalnej kolebce. Mojej mentalnej kolebce także.

Panie Michale, tam na tej Niebieskiej Polanie, to niech panu Bartuś Obrochta zagra, Sabała niech panu swoje baje opowie, ale i na gęślach prymową nutkę zaciągnie, a ksiądz Józef Stolarczyk wyciągnie pana na pogaduchy o tym, jak te drogi na Baranie, na Łomnicę, na Lodowy, albo tylko na Gubałówkę przejść. A państwo Paryscy tylko wytłumaczą, że można inaczej. Józek Oppenheim ze swoim Bacą u nóg (bez Bacy się nie liczy) tylko posłucha i pomyśli – a ja i tak wiem lepiej.

Będę pana pamiętać jako mocno życzliwego mniejszościom i nie tylko wysokiego urzędnika, jako bardzo ciekawego pisarza i jako fantastycznego człowieka, na którego w mieście nad trzema rzekami czekało się zawsze. A jak pan przyjeżdżał, to wszyscy byli szczęśliwi. Bo bez pana parę imprez się nie liczyło. I będę czekać… Będę.

X

Napisz do nas!

wpisz kod z obrazka

W celu zapewnienia poprawnego działania, a także w celach statystycznych i na potrzeby wtyczek portali społecznościowych, serwis wykorzystuje pliki cookies. Korzystając z serwisu wyrażasz zgodę na przechowywanie cookies na Twoim komputerze. Zasady dotyczące obsługi cookies można w dowolnej chwili zmienić w ustawieniach przeglądarki.
Zrozumiałem, nie pokazuj ponownie tego okna.
x