Echogorzowa logo

wiadomości z Gorzowa i regionu, publicystyka, wywiady, sport, żużel, felietony

Jesteś tutaj » Home » Renata Ochwat: Moje irytacje i fascynacje »
Beniny, Filipa, Judyty , 6 maja 2024

Ożywianie Chrobrego, trochę się coś ruszyło

2016-01-18, Renata Ochwat: Moje irytacje i fascynacje

No proszę, jednak można. Romowie zaprosili do siebie na wieczór. Mnie nie było, bo nie mogłam, ale widziałam focie.

Ze zdjęć widać, że pierwszy romski wieczór animowany przez Roberta Dolińskiego, Anię Dębicką i kilku zaprzyjaźnionych osobników jednak się odbył. I jak zapowiedzi mówiły, była muzyka, był taniec, były bonusy, było słowo. Czyli było tak, jak miało być. Szkoda tylko, że publiczności zabrakło. Ale co tam. Pierwsze koty za płoty, choć kompletnie nie rozumiem, co poczciwe i kochane Mruczki mają do tego. No cóż. Przyzwyczajenia językowe.

Jak dla mnie ważniejszą rzeczą jest to, że magistrat jakiś czas temu dał eksponowane miejsce, może nie najbardziej obszerne, ale eksponowane Związkowi Romów. Sama napisałam kilka razy, że świetlica jakoś szczególnie ulicy ożywić nie może. A tu zonk. Myliłaś się Renatko. Bo Romowie najpierw miejsce posprzątali, potem zaczęli tu próby, aż w końcu zaprosili, po pół roku do siebie. I choć początek był taki sobie, to myślę jednak, że kontynuacja powinna być. I z czasem, z chwileczką niewielką ludeczki zaczną do świetlicy zachodzić. Bo romska, cygańska kultura to cały czas coś intrygującego.

W mieście nad trzema rzekami Romowie do tej pory kojarzyli się jedynie z Cyganami na Kwadracie. Zasiadającymi, dyskutującymi ze sobą w romani.

Przede wszystkim jednak z  Edwardem Dębickim i Terno – no to znaki wielkie i nie ma potrzeby deliberacji. O Papuszy nie piszę, bo zwyczajnie zwykłą niewiedzą w mieście jest nieznajomość tego znaku. Znać trzeba, to oblig. Nie można mieszkać w mieście i nie znać tych znaków. No nie można.

A tu proszę, wyrasta nam nowy cygański/romski znak. Celowo tak piszę, bo jako wierna czytelniczka Jerzego Ficowskiego znaczenie dobre ma dla mnie słowo Cygan. A jako znajoma Roberta Dolińskiego i Ani Dębickiej szanuję określenie Rom. Bo się nagle okazało, że Robert nie tylko świetlicę dla małych Romów stworzył, ale jeszcze ją otwiera. Dla nas… Nie Cyganów. Po to, aby ich kulturę poznawać.

Cyganie, Romowie, to ciągle tajemniczy lud. Bo są wierni swoim prawom, czasami trudno zrozumiałym nam, gadziom, no nie, nie gadom, choć fonetycznie blisko, ale innym, nie-Romom. Bo cały czas kultywują znaczenie własnego języka. Bo cały czas jednak mocno dbają o folklor, o tradycję, o prawo.

Zawsze przy takich okazjach wspominam, jak Babcia Andraszowa (tak ją wszyscy nazywali, dlatego ja też tak), mama pana Adama Andrasza, prominentnego cygańskiego działacza z Tarnowa, która tu w mieście nad trzema rzekami bywała wraz z synem i nie tylko, bo w dużej delegacji, pluła na koncertach Romane Dywesa, kiedy widziała na scenie dziwnie ubrane rosyjskie Cyganki. Zasady są jasne. Ale znają je ci, co przyłożyli szkiełko i oko do etnograficznych rozpraw, albo poczytali sobie książki pana Jerzego Ficowskiego.

Myślę, że Babcia Andraszowa nie plułaby, ale byłaby dumna. Dumna, że ktoś właśnie tak kultywuje tradycję jej narodu. Inna rzecz, że w mieście naszym nie widzi się Cyganek ubranych inaczej, aniżeli kanon nakazuje. Z jednym malusim wyjątkiem. Kiedy są siarczyste mrozy, to malusie dziewczynki są ubrane w spodnie narciarskie i takie kurtki, znaczy bardzo ciepłe i odporne na wilgoć ubranie. Bo jak mi kiedyś zaprzyjaźniona Romka tłumaczyła – Mała chorowita jest. Ale musi wyjść na spacer. Musi mieć ciepło, stąd spodeńki i kurteczka.

Dlatego bardzo, ale to bardzo Robertowi Dolińskiemu tego pierwszego wieczoru gratuluję i czekam na następne, bo a priori zakładam, że będą. A posteriori wiem, że się uda. No po prawdzie muszą być.

A teraz z innego kątka. No proszę… Doczekało się miasteczko w widłach Obry i Warty. Przyjechali Amerykanie. Przyjechali. Na rakietowym poligonie popróbowali. Razem z polską armią. A gościem specjalnym był Antoni Macierewicz, minister obrony narodowej. Ministra pomijam, ale armia…, polskie wojsko w miasteczku doczekało się tego, o czym tak marzyło. Amerykanie przybyli. No cóż. Mam tylko nadzieję, że na czas przejazdu wojska na poligon nikt w miasteczku prądu nie wyłącza. Bo jak ja byłam dzieckiem, a potem wredną Renatką z piekła rodem, to jak w mieście prąd nagle i nie wiadomo dlaczego wyłączano, a potem wojsko jechało przez miasto, to wszyscy wiedzieli, że na poligon rakietowy się mundurowi przemieszczają. No cóż, taka uroda małych dziurek. Wszyscy o wszystkich i wszystko wiedzą. Ciekawe tylko, czy Amerykanie uznają, że dziurka nad Wartą i Obrą warta jest tego, aby tam na dłużej zastacjonować. Poczekamy. Zobaczymy.

Ps. A teraz o rocznicach. W tym roku 30 lat mija od premiery „C.K. Dezerterzy” Janusza Majewskiego z bajeczną obsadą polskich aktorów. To opowieść oparta na zapomnianej książce Kazimierza Sejdy. Ja ten film bardzo, ale to bardzo lubię. I już się cieszę na liczne powtórki. Bo freitra Kanię, Jana Kaniowskiego – Marka Kondrata…., zresztą wszystkich tam się pokazujących aktorów, to ja bardzo lubię. Genialny film.

Poza tym mamy 1050 rocznicę chrztu Polski. Ale myślę sobie, że Mieszko I nie byłby chyba  zadowolony z tego, co tu się wyczynia, także jego syn, Bolesław Chrobry, pierwszy koronowany władca. Też nie byłby szczęśliwy. Bo wszak to on był twórcą pierwszego historycznego porozumienia z Niemcami. To jemu cesarz rzymski narodu niemieckiego Otton III dał włócznię św. Maurycego oraz go w tym tysięcznym roku symbolicznie koronował. Nie byłby Chrobry, wielki władca, zadowolony. A tak przy okazji, to może słówko więcej napiszę o relacjach tych dwóch. Bo to ciekawe jest

Poza tym w tym roku przypada 350. rocznica ślubowań lwowskich Jana Kazimierza we Lwowie, wówczas polskim mieście. Potop szwedzki szedł. Król wtedy Matce Bożej w pięknej lwowskiej katedrze przysiągł, że zrobi wszystko, aby Potop powstrzymać.  Miał ulżyć chłopom i mieszczaństwu. Nie dotrzymał słowa… Jakoś się nie dziwię, nikt u władzy nie dotrzymuje obietnic, nawet tych składanych przy świętych dla niektórych obrazach…. No cóż.

Jest jeszcze jedna rocznica, 350. rocznica bitwy pod Wiedniem, mylnie przypisana do tego roku. Trzy lata wcześniej się odbyła. Ale jeśli nam pasuje do rocznictw, niech będzie. Władca po wiedeńskiej kampanii odpoczywał w Żółkwi. I tam wyprawiał się na Haraj, wzgórze w parku, któremu sam nadał nazwę – Ha, raj tu jest. Dziś zostało Haraj.

Ps. 2. Pożegnał się z nami, znaczy portalem echogorzowa.pl Piotr Steblin-Kamiński. Przyłączam się do głosu Jurka Kułaczkowskiego. Powodzenia w innych blogosferach, ale szkoda. Bywa.

X

Napisz do nas!

wpisz kod z obrazka

W celu zapewnienia poprawnego działania, a także w celach statystycznych i na potrzeby wtyczek portali społecznościowych, serwis wykorzystuje pliki cookies. Korzystając z serwisu wyrażasz zgodę na przechowywanie cookies na Twoim komputerze. Zasady dotyczące obsługi cookies można w dowolnej chwili zmienić w ustawieniach przeglądarki.
Zrozumiałem, nie pokazuj ponownie tego okna.
x