Echogorzowa logo

wiadomości z Gorzowa i regionu, publicystyka, wywiady, sport, żużel, felietony

Jesteś tutaj » Home » Renata Ochwat: Moje irytacje i fascynacje »
Beniny, Filipa, Judyty , 6 maja 2024

KOD przeciwko inwigilacji, zwłaszcza w Internecie

2016-01-23, Renata Ochwat: Moje irytacje i fascynacje

W sobotę znów kolejna manifestacja KOD w obronie prawa do swobody wypowiedzi w Internecie. I znów będę tylko mentalnie, ale będę.

Okoliczności życiowe, a mam je ostatnio mocno zawikłane, sprawiają, że muszę znów gdzieś jechać i nie mogę być osobiście na manifestacji Komitetu Obrony Demokracji. Bo KOD dziś w samo południe na Starym Rynku będzie manifestował przeciwko inwigilacji nas wszystkich w Internecie. Już słyszałam w mediach i widziałam na różnych forach hejterskie teksty, że to znów ruszają na ulice dzieci luminarzy poprzedniej władzy w obronie tego oto utraconego koryta. No cóż. Znam paru ludzi z KOD w mieście nad trzema rzekami i jakoś nigdy ci ludzie nie byli przy żadnym korycie. Nigdy. Nie są też dziećmi żadnych luminarzy. Ot zwykli ludzie, których boli i martwi to, co się dzieje w kraju. Także wśród uczestników manifestacji nie widziałam luminarzy. A jak sobie zadałam trochę pracy, to się dowiedziałam, że KOD powstał między innymi w Rzeszowie. Mieście uznanym za kolebkę i matecznik wiodącej obecnie partii. I nie było to osób pięć czy 15, ale coś leciutko ponad 500. Więc coś chyba na rzeczy jest.

Rzecz owa polega na prostej, moim zdaniem oczywiście, prawdzie, że my, narodek między dwiema rzekami z cezurą tej trzeciej po środku, jednak nie lubimy kagańców. Jesteśmy leniwi, i jak coś dobrze trybi, dla przykładu możemy sobie po Europie podróżować bez jakichś specjalnych kwitów i do tego mamy trochę euro, to jest super. Uważamy, że tak ma być i szlus. A jak się okazuje, że te proste wolności są zagrożone, to protestujemy. To naturalnie skrót myślowy. Ale chyba dobrze pokazuje, o co chodzi.

Tak jest i teraz. Ci wszyscy, którzy nie poszli do wyborów, bo coś tam, nagle się dowiadują, że tego niet, tamtego niet, ktoś nas będzie coraz mocniej kontrolował, ktoś będzie czytał nasze maile, ktoś będzie śledził, co piszemy w necie i nagle z całą mocą dotarło do nich, że nie. Na to się nie zgadzamy. Bo jest tajemnica korespondencji, bo jest prawo do prywatności, do swobody wyznania lub też braku tego. Na razie jest. Ale za chwilkę niewielką już może nie być.

I dlatego KOD wychodzi na ulice. A jakby kto sobie zadał trud i prześledził, jak KOD się rozrasta, to by zobaczył, że do ruchu przystępują i ci, co od zawsze byli twardym elektoratem rządzącej partii.

Tak więc dziś KOD o 12.00 na Starym Rynku, a ja w miasteczku tuż niedaleko, będzie protestował. Trzeba mieć tylko nadzieję, że w końcu skutecznie. Choć nie, trzeba będzie dalej protestować, bo władza ma pomysły coraz egzotyczniejsze…

A teraz z innego kątka. Otóż jest spotkanie archeologów w muzealnej willi, ślicznym domu Gustawa Schroedera, perełce architektonicznej, która miała więcej szczęścia aniżeli Zawarciański Zameczek Hermanna Pauckscha, który dogorywa, bo nikt nie ma na niego pomysłu. Pyszna budowla, która powinna być sztandarem lokalnej kultury. No cóż.

Ale wracam do willi Gustawa Schroedera. Najeździłam się ostatnio do miasta koziołków i co tam widziałam? Ano przepięknie iluminowane zabytki. Te wielkie i znane, jak choćby zamek cesarski w samym centrum, ale i inne. I myślę sobie, że dobrze by było, aby pomyśleć o iluminacji i willi Schroedera, bo zwyczajnie tego wymaga. Wiem i rozumiem, że to kosztowna rzecz. Ale myślę sobie, że w dzisiejszych czasach jest to możliwe. Trzeba zwyczajnie poszukać sposobu. Bo naprawdę willa to perełeczka, po renowacji jej elewacja zachwyca. Jest tam n szczegółów, które godne są uwypuklenia, podkreślenia przez światło. Trzymam kciuki za to, aby się udało. Bo zwyczajnie udać się musi.

Pamiętam, jak światło się pokazało na katedrze, znaczy iluminacja. Fakt, było moc gadania, że źle, że nieprofesjonalnie, że coś tam, że coś jeszcze innego. Ale jest. I dziś już nikt nie jojczy, nie marudzi, tylko jest zachwycony. Podobnie zresztą jak w przypadku wieży kościoła Chrystusa Króla na Zawarciu. Błękitne światło zamontowane tam przez dzisiejszego biskupa Tadeusza Lityńskiego, wówczas proboszcza, w porozumieniu z ówczesnym plastykiem miejskim Andrzejem Wieczorkiem spowodowało, że efekt jest zwyczajnie śliczny. Przynajmniej dla mnie. Szczególnie lubię, kiedy jest lekka mgła, wracam z mieścinki pod miastem, zbliżam się do miasta, i nagle zadziewa się magia, jakieś błękitne płomyki widać, coś mocno nieoczywistego się dzieje. Bo światło tak ma, że tworzy miraże i cuda właśnie.

No i z ostatniego kątka. No szlag jasny i wszystkie kamienie Tartaru. A pilnowałam, aby się pochwalić, że 1050 felietonów, pieszczotliwie przeze mnie zwanych złośliwcami się ukazało. No i nie upilnowałam, bo aktualnie jest 1056. Zwyczajnie o te sześć za dużo. A dlaczego? Ano dlatego, że zamierzałam świętować 1050, bo w tym roku mamy 1050-lecie chrztu Polski. Mieszko I z czeskich rąk przyjął chrzest, choć jakby wiedział, co tu się wyczynia na okoliczność, to może jakiś specjalny zapis by uczynił, żeby się w osobistych oczach nacji naszej nie błaźnić, a tak się dzieje. No i mamy też 360. rocznicę ślubów króla Jana Kazimierza we Lwowie, w tej pięknej katedrze oraz 60. rocznicę Poznańskiego Czerwca, pierwszego zrywu robotników przeciwko władzy, jak i tym roku upływa 35. rocznica wprowadzenia stanu wojennego. No trochę się wydarzy, bo obecna władza lubi rocznice. A rocznica wprowadzenia stanu wojennego powinna dać kilku ludziom do myślenia. Powinna. Bo naprawdę różne rzeczy mogą się wydarzyć. Mogą. Narodek jednak trochę nieobliczalny jest.  

X

Napisz do nas!

wpisz kod z obrazka

W celu zapewnienia poprawnego działania, a także w celach statystycznych i na potrzeby wtyczek portali społecznościowych, serwis wykorzystuje pliki cookies. Korzystając z serwisu wyrażasz zgodę na przechowywanie cookies na Twoim komputerze. Zasady dotyczące obsługi cookies można w dowolnej chwili zmienić w ustawieniach przeglądarki.
Zrozumiałem, nie pokazuj ponownie tego okna.
x