Echogorzowa logo

wiadomości z Gorzowa i regionu, publicystyka, wywiady, sport, żużel, felietony

Jesteś tutaj » Home » Renata Ochwat: Moje irytacje i fascynacje »
Hugona, Piotra, Roberty , 29 kwietnia 2024

Zaczyna się niezwykły czas

2015-10-31, Renata Ochwat: Moje irytacje i fascynacje

Raz do roku i tylko w Polsce przychodzi taki czas, że wszyscy odkładamy ważne lub mniej ważne sprawy. I jedziemy na groby przodków. Bo jakoś tak tradycja nakazuje oraz wzorzec kulturowy, od którego jakoś nikt nie ma ochoty się uwalniać.

To jedyne takie dni, kiedy w kraju nad Wisłą odbywa się wielkie podróżowanie, wielka peregrynacja. Wszyscy jadą w jakieś dziwne miejsca, do małych wsi i miasteczek tylko po to, aby tam znicze zapalić i ewentualnie kwiatka jakiego postawić. Na grobach przodków.

To dwa dni, 1 i 2 listopada. To dzień Wszystkich Świętych oraz Zaduszki. I ta peregrynacja narodowa polska jest tylko zrozumiała dla ludzi stąd. Bo nigdzie indziej, albo rzadko gdziekolwiek coś podobnego się odbywa. Może w Meksyku, ale nie sądzę.

To piękne święto. Święto pamięci o bliskich, o rodzinie, z którą się człowiek wadził, jak był smarkaty, ale myśli o niej, i do niej wraca. I kiedy tak się stoi nad grobami bliskich, to wracają wspomnienia – o babcinej zupie grzybowej, o pierwszym kieliszku wódki wypitym z własnym dziadkiem, o białej chusteczce babci, o ławeczce, na której lubiło się siadać z dziadkami, o butelkach – jeszcze nie butelkach, tylko gorącym szkle, jakie się z pociągu oglądało…. jak się miało pięć lat i te szklane cuda były cudami, a dziadek w powadze wieku klarował, że toż to butelki będą. Działo się to w takiej małej hucie szkła, gdzieś całkiem niedaleko miasta, w którym się mieszka. To prywatne. Ale i jest czas na pomyślenie o nieprywatnym.

Za ostatni czas odeszło na Niebieskie Łąki sporo znajomych, kolorowych lub też mniej, ale jednak. Ludzi, których się lubiło i ceniło. Ja się do końca nie pogodziłam z tym, że mnie zostawił Kazimierz Furman. Szóstą rocznicę jego śmierci obchodziliśmy niedawno. Pisałam o tym kilka razy. Za każdym razem, kiedy jestem w Jazz, to zawsze czekam na to, że on za chwilkę wejdzie. No nie, się nie zdarzy. Nie pogodziłam się też ze śmiercią Piotra Milera, mego przyjaciela. I też za każdym razem czekam, że Piotruś, jak do niego mówiłam, znów się pojawi…

Nie ma jeszcze roku, kiedy na Niebieskie Łąki przeniósł się ksiądz Witold Andrzejewski. To najgorsza z możliwych strat, nie licząc rodzinnych. Umarł ksiądz, który rozumiał i wiedział. W moim domu do dziś żal i smutek. Bo jak coś nie trybiło, to zawsze do księdza można było zadzwonić, poprosić o radę, albo i połajankę, bo ta też czasem potrzebna była. Oj bardzo była. A od stycznia nie ma.

Przechodzę czasem koło kościoła przy Mieszka I. I tak mi szalenie brak światłego księdza, który rozumiał innych, rozumiał i potrafił rozgrzeszyć za ich niekoniecznie kanoniczne życie. Nie zdążyłam z księdzem pogadać o moim żydostwie, ale jestem więcej niż pewna, że akurat dla księdza Witolda Andrzejewskiego nie byłoby to problemem. Mnie też zwyczajnie brakuje gaduch teatralnych, kiedy ksiądz, było nie było aktor, zawsze po premierze u Osterwy puentował – Ale po co? A jak ja coś tam usiłowałam bronić albo zwyczajnie tylko akcentować, zawsze słyszałam – Renata… Teatralnym głosem mówione. Dalej już nie było, bo kto z kim i o czym dyskutować miał? Koza z księdzem? Koza z księdzem i aktorem oraz wybitnym i dobrym człowiekiem? No nie. No i jak mi tego brak…

Podobnie jak i napomnień Alika Maciejewskiego, który zawsze w ferworze dyskusji miał jeden argument – Ren, ale daj sobie czas, zobacz… I szlag, zawsze mu potem przyznawałam rację. A przecież i Alik mnie zostawił. Przyjaciele…

No i właśnie, to takie chwile są, te dwa, trzy, bywa dni, kiedy tak naprawdę skupiamy się na przeszłości, przeszłości rodzinnej, przyjacielskiej, przeszłości kulturowej, myślimy o tych, którzy od nas odeszli, a którzy cały czas są dla nas ważni.

Dlatego jedziemy na cmentarze, dlatego wystajemy przy grobach, dlatego wspominamy…

Pamięć, ta kość pomocnicza historii, powoduje, że to robimy. To ta kość powoduje, że porzucamy wszystkie doczesne sprawy i na chwil kilka, na zaledwie dwa dni, skupiamy się na czymś innym. W Polsce, że powtórzę, w sposób szczególny. Ale chyba dobrze. Bo i tak trzeba.

Dlatego dziś nie ma w złośliwcu innych myśli, na nie przyjdzie czas inny. W te dni wspominać trzeba rodzinę, przyjaciół, niekoniecznie lubianych znajomych, którzy przenieśli się na Niebieskie Łąki. Tych wszystkich, których obecność tu i teraz gwarantowała, że życie było kolorowe, a jak ich zabrakło, to i kolorów trochę też zabrakło.

Ja jadę do miasteczka w widłach Obry i Warty. Będę stała obok grobu moich ukochanych dziadków. Ale i na chwilę zajdę na kirkut, bo blisko. Choć nie wolno, zaniosę tam kamyczek. A potem w cichości własnego domu, tu w mieście nad Wartą, Kłodawką i Srebrną, będę wspominać tych, którzy mnie przez te lata zostawili. A jest ich całkiem spora czereda.

Po to jest ten czas, po to to spowolnienie, aby właśnie o nich myśleć. O tych, którzy od nas odeszli, ale za którymi tęsknimy i wiemy, że z nimi świat był lepszy.

Ja tak w każdym razie mam.

To taki czas, prawie jedyny w całym roku, kiedy karnawał ustępuje miejsca zadumie. To taki czas, kiedy rzeczywiście myślimy o tym, że nas czeka ta sama noc – to Horacy, wybitny rzymski poeta napisał.

X

Napisz do nas!

wpisz kod z obrazka

W celu zapewnienia poprawnego działania, a także w celach statystycznych i na potrzeby wtyczek portali społecznościowych, serwis wykorzystuje pliki cookies. Korzystając z serwisu wyrażasz zgodę na przechowywanie cookies na Twoim komputerze. Zasady dotyczące obsługi cookies można w dowolnej chwili zmienić w ustawieniach przeglądarki.
Zrozumiałem, nie pokazuj ponownie tego okna.
x