Echogorzowa logo

wiadomości z Gorzowa i regionu, publicystyka, wywiady, sport, żużel, felietony

Jesteś tutaj » Home » Renata Ochwat: Moje irytacje i fascynacje »
Hugona, Piotra, Roberty , 29 kwietnia 2024

No i wyszło jak zawsze, czyli byle jak…

2015-11-02, Renata Ochwat: Moje irytacje i fascynacje

A miał to być poważny dzień. Dzień zadumy, dzień wspomnień. Ale dzięki polskim kolejom się nie udało. No cóż, taka widać karma tej firmy, że nieodmiennie dostarcza rozrywki.

Celowo napisałam, polskim kolejom, bo nie wiem, która spółka odpowiada za akurat ten kawałek kolejowej rzeczywistości. Powtórzę po raz enty, podział PKP, wielkiej firmy, jednego z narodowych znaków, sprawił, że mamy cyrk na kółkach, to jest na szynach i nieustający kabaret…

A było tak. Nauczona kilkuletnim doświadczeniem, poszłam na dworzec PKP w miarę wcześnie, żeby sobie bilet do miasteczka w widłach Obry i Warty kupić na tyle, aby się nie pocić ze strachu, że nie zdążę na szynobus, i nie latać na czwarty peron, choć w istocie, teraz na kilka dni, to przed dworzec, na komunikację zastępczą. Zawsze bowiem 1 listopada na dworcu stały wielgaśne kolejki pokręcone niczym węże na głowie Gorgony. A tu miłe zaskoczenie. Gorgonowych węży nie było. Za to przy jednej z dwu czynnych kas trwała awantura na całego. Pewien młody człowiek usiłował wyjechać z miasta nad trzema rzekami i bardzo, ale to bardzo chciał jechać pociągiem do Krzyża, którego de facto nie ma i nigdy nie było, ale on wirtualnie świecie jest. Bo z tego medium korzystał ów podróżny. Wszak bowiem powszechnie wiadomo, ze młodzi i Internet, to jedno.

I ów młody człowiek się domagał biletu. No i od słowa do słowa, najpierw szlag trafił nerwy pani kasjerki, a potem tego podróżnego. Zaczęła się spinka słowna, potem spinka przerodziła się w żenującą kłótnię. Fucky latały w powietrzu (bo słówka na k… w szacownym portalu jednak nie chcę używać). Było coraz głośniej i coraz bardziej żenująco.

Koniec końców był taki, że podróżny pojechał tam, gdzie chciał, nie przez Krzyż, a Zbąszynek. Ale długo się gorączkował – przez telefon mówił o sytuacji swoim znajomym na tyle głośno, że słyszałam.

Okropną sytuację komentowali wszyscy. Nasłuchałam się różnych opinii.

Punkt jest taki. Te wszystkie zmiany, jakie w PKP się zadziały po przełomie demokratycznym, pokazują jedno. Tylko szkoda i tylko utrapienie dla podróżnych, bo nikt nad tym bałaganem, nad tym bezhołowiem nie panuje.

Żal mi było pani kasjerki, bo nic ona niewinna jest za bałagan. Żal mi było podróżnego, który chciał gdzieś dojechać i nie mógł się z panią kasjerką dogadać. Żal mi było siebie, bo awantura sprawiła, że szlag jaśnisty i kilka innych szlagów sprawiło, że nastrój święta, nastrój zadumy prysł.

Szkoda dodatkowa, że państwo po obu stronach okienka kasowego jednak dali się ponieść emocjom oraz nie dali sobie szansy, żeby się dogadać.

Ale tak jest, kiedy jest milion i jeden spółek i spółeczek, zamiast jednej dużej, dobrej i silnej oraz świetnie działającej jednej, PKP. Tylko z sentymentem przypomnę, że w dwudziestoleciu międzywojennym według pociągów właśnie PKP można było zegarki regulować. Cokolwiek to znaczy, bo zegarki mieli tylko zamożni. No cóż.

Dziś mamy spółki od torów, spółki od szyn, spółki od dworców, spółki od wind, spółki od tuneli, spółki od rozkładów jazdy, spółki od Cargo, spółki… od wszystkiego. Jednym słowem cyrk i głowa Gorgony… Znaczy szlag i wiele innych.

Na szczęście potem już wszystko było dobrze. Spotkałam przemiłego młodego człowieka, podzieliliśmy się informacjami o podróży, tej bliskiej. Potem znów się spotkaliśmy w podróży powrotnej. Znaczy nie jest tak okropecznie źle. Jakoś się orientujemy. Ale mimo wszystko niesmak został.

A teraz z innego kątka. Też tego świątecznego. Późno wróciłam z miasteczka w widłach Obry i Warty. Na tyle późno, że nie dałam rady na Żwirową. Ale dzięki FB wiem, że wszyscy, co tu na stałe i od zawsze mieszkają, byli. Zniczki przy grobie Edwarda Jancarza się jarzyły. Zniczki przy innych grobach znanych i lubianych gorzowian także. Na Żwirową pojadę dziś. Mam tam trochę znajomych, z jednymi muszę się zwyczajnie spotkać – to wielu, z innymi zwyczajnie pokłócić – to Furman, Hieronim i Autobus, z innymi zadumać – to Jola, z innymi pogadać – to Dziunia. A do kilku podejść i zwyczajnie dać znak, że pamiętam. Dużo.

Na szczęście w polskiej tradycji, właśnie dziś to Dzień Zaduszny. Chyba w tej tradycji ważniejszy aniżeli Wszystkich Świętych. Pamiętam i będę. Nie będę w Poznaniu u Piotrusia. Nie będę w Malborku u Alika. Ale zawsze jestem, mentalnie jestem. Z nimi jestem. Zawsze.

P.S. Nie będzie.

X

Napisz do nas!

wpisz kod z obrazka

W celu zapewnienia poprawnego działania, a także w celach statystycznych i na potrzeby wtyczek portali społecznościowych, serwis wykorzystuje pliki cookies. Korzystając z serwisu wyrażasz zgodę na przechowywanie cookies na Twoim komputerze. Zasady dotyczące obsługi cookies można w dowolnej chwili zmienić w ustawieniach przeglądarki.
Zrozumiałem, nie pokazuj ponownie tego okna.
x