Echogorzowa logo

wiadomości z Gorzowa i regionu, publicystyka, wywiady, sport, żużel, felietony

Jesteś tutaj » Home » Renata Ochwat: Moje irytacje i fascynacje »
Bogny, Walerii, Witalisa , 28 kwietnia 2024

O życiu bez telefonu będzie…

2015-08-20, Renata Ochwat: Moje irytacje i fascynacje

Mam ci ja tak ostatnio, że mam problemy z siecią, znaczy z Netem. Bo raz nie ma, a raz jest. Ostatnio do tych problemów przyłączyła się jakość pod tytułem, nie mam telefonu.

W dzisiejszych czasach brak telefonu komórkowego to dziwna rzecz jest. Bo przecież mamy telefony wszyscy. Stacjonarny, bo nie opłaca się z niego rezygnować z różnych przyczyn. No i oczywiście komórkowy, bo to norma. No i jak ma żyć osobnik myślący o sobie, że w nowej, XXI-wiecznej rzeczywistości funkcjonuje, kiedy odkrywa, że komórkowca niet? No w popłoch i prawdziwą panikę wpada. Wówczas na bank sprawdza się prawo Murphy’ego, które stanowi, że jeśli coś się ma źle wydarzyć, to właśnie tak się wydarzy. W praktyce tłumaczy się to tak: choć komórkowiec przez ostatnie dni milczał jak zaklęty, to właśnie wówczas, kiedy go nie ma, dzwoni, bo wszyscy mają jakieś sprawy i natychmiast trzeba się do nich ustosunkowywać.

No i ja właśnie padłam ofiarą prawa Murphy’ego. Mój telefon został w pewnym miejscu, bezpiecznym, ale jednak. I wszyscy do mnie zadzwonili, nawet ci, którzy od dawna jakichkolwiek spraw nie mieli. Późno się zorientowałam, że telefonu niet. I nie mogłam go odzyskać, bo nie mogłam. Potem z prędkością parsekową odrabiałam straty i ważne rzeczy, ale to diabelskie ustrojstwo ma tak, że musi być zasilane. Udało mnie się trochę strat odrobić i ustrojstwo ostatecznie umarło, bo nie było zasilane.

I teraz taka oto konstatacja jest. Chyba jestem ostatnim rocznikiem, który potrafi się jakoś bez telefonu obejść. Ale rzeczywistość nie. I ułożyła mnie się prosta prawda, straszna ale jednak. Bez komórki nie istniejesz. Bo coś, bo ktoś… Bo jakieś sprawy, bo coś tam po kolejne. No w każdym razie ustrojstwo dołączone do zasilania jest, zdrowieje, znaczy pełną gotowość odzyskuje i będzie dobrze.

A tak swoją stroną, gdzie te czasy, kiedy się ludzie przy trzepaku spotykali, albo w moim akademiku w mieście koziołków na piętrze? Nie jestem urodzoną gorzowianką, ale z opowieści rozlicznych wiem, że ludzie plątali się między Okrąglakiem, barem, kawiarenką oraz po Chrobrego. Gdzie te czasy? Nie ma i nie będzie. Trzeba komórkowego ustrojstwa pilnować i już. Bo coś nas może ominąć. No ja sobie to dziwne ustrojstwo do ręki jedna przywiążę, aby było. Trudno.

Ale jakby jeszcze 20 lat temu ktoś, jakaś wieszczka Pytia nam to wieszczyła, że bez telefonu niet, to byśmy się popukali po czołach i powiedzieli, nie, zwyczajnie niemożliwe. A jednak. Stało się możliwe. No cóż.

Tych, którzy w wyniku zostawienia mego komórkowca w pracy, nie mogli się do mnie dodzwonić przepraszam. Takie czasy….

A teraz z kolejnego kątka. Były zawodnik i były trener Stali Piotr Paluch znów zagościł w powadze kewlaru klubowego na torze jednego z najbardziej wymagających stadionów żużlowych w kraju między dwiema rzekami z cezurą tej trzeciej pośrodku. Zazdraszczam kolegom od sportu. Że widzieli. Ja nie miałam takiej okazji. Jak dla mnie to fajna informacja. Bo selekcjoner, który poprowadził Stal do medalu i tytułu jednak coś robi. Jako dobry zawodnik, a potem trener wie, że tylko autopsja podparta doświadczeniem potrafi doprowadzić do sukcesu. I tego panu Piotrowi, o którym w mieście nad trzema rzekami nie mówi się inaczej niż Bolo, życzę. Oczywiście i w tym przypadku zadziała prawo Murphy’ego. Bo niestety tak to działa.

Ale chciałabym, aby tym razem zadziałało prawo wzajemności, odwrócone prawo Murphy’ego, czego ja, wszystkie znajome mi bogi oraz zaprzyjaźniony dżin z lampy Alladyna (po prawdzie z mego większego czarnego imbryka do herbaty) życzymy, czyli aby prawo tym razem odwróciło się na dobrą stronę i trener Bolo znów miał szansę i okoliczność, aby udowodnić, że Stal jednak jest godna oraz zdolna tytułów sięgać. No dajcie…

No i z kolejnego kątka. Hakowego będzie. Przypomnę tylko, że hakowa = spiskowa teoria dziejów to wynalazek pewnej RP, w rozszerzeniu Rzeczypospolitej Polskiej, numeru nie podam, bo sama się w tej numeracji gubię. Otóż owa hakowa teoria polegała i chyba po wyborach najbliższych polegać będzie na tym, że szukamy haków… Haki, no cóż, w słownikach poprawnościowych definicje są jasne. W politycznym myśleniu jednak znaczą co innego. Owe hakowe sprawiły, że wielu ludzi trafiło do sądu, w tym także w mieście na siedmiu wzgórzach. Za różne przewiny. Przytaczać nazwisk nie będę, bo i po co. W każdym razie, kilka osób w ostatnim czasie przez sądy zostało ułaskawionych, sąd nie dopatrzył się win im zarzucanych. Myślę o kilku gorzowianach. Haki okazały się chybione.

Jaka szkoda, że nie może zadziałać zasada wzajemności. Stanowi ona tak. Skoro ja jestem niewinna/niewinny, to może ktoś powinien odpowiedzieć za moje krzywdy, za mój i mojej rodziny stres, za rozpacz, za złe myśli. Za straty, jakie ja poniosłem/poniosłam w takim procesie. No nie ma. Ale te wyroki są światełkiem w coraz straszniejszej rzeczywistości, jaka nas powoli otacza, takiej z czasów Liberum Veto, że może jednak na sąd można liczyć. Bo chyba takie czasy idą i nie daj nam nikomu, aby one doszły do władzy, że hakowa rzeczywistość kolejny raz zawładnie nami, naszą rzeczywistością, a tego nikomu, nawet najgorszemu wrogowi nie życzę. Nawet tym z przeciwnej strony.

P.S. A jak macie chandrę, bo ja mam znów mega wielką, to obejrzycie sobie film „Lato w Prowansji” z Jeanem Reno i Anną Galieną – to taka aktorka, która szlachetnie się starzeje i jest zwyczajnie coraz piękniejsza. Było w Heliosie, można znaleźć w necie, podobnie jak i „Dobry rok” do prozy Petera Mayle’a. Warto.

P.S. 2. O wrzasku w domu nie piszę, bo … znów poszłaś do kina, a nas zostawiłaś, no i chyba cię jednak bardzo, bardzo nie lubimy – usłyszałam od skrzydlatych. Nawet płytek nam się nie chciało przeglądać – co jest nowością, bo zawsze alternatywa była – moje płyty z muzyką Ale tym razem mam oliwę. – Skrzydlate, a może do Berlina ruszymy znów? –zapytałam. Hałas się uciszył i tylko moje berlińskie przewodniki poszły w ruch… (może im, znaczy przewodnikom, nic się nie stanie podczas takiego intensywnego projektowania wycieczki). No cóż, coś za coś.

X

Napisz do nas!

wpisz kod z obrazka

W celu zapewnienia poprawnego działania, a także w celach statystycznych i na potrzeby wtyczek portali społecznościowych, serwis wykorzystuje pliki cookies. Korzystając z serwisu wyrażasz zgodę na przechowywanie cookies na Twoim komputerze. Zasady dotyczące obsługi cookies można w dowolnej chwili zmienić w ustawieniach przeglądarki.
Zrozumiałem, nie pokazuj ponownie tego okna.
x