Echogorzowa logo

wiadomości z Gorzowa i regionu, publicystyka, wywiady, sport, żużel, felietony

Jesteś tutaj » Home » Renata Ochwat: Moje irytacje i fascynacje »
Beniny, Filipa, Judyty , 6 maja 2024

Odpuszczam sobie…

2015-08-29, Renata Ochwat: Moje irytacje i fascynacje

Odpuszczam sobie pisanie o dobrych stronach miasta na siedmiu wzgórzach, bo nikt się tym kompletnie nie przejmuje. Odpuszczam sobie także punktowanie, co jest źle, bo źle jest generalnie wszędzie. Choć trochę tu już mieszkam, to jednak nadal nie jest to moje miasto.

Moje miasto w kategorii takiej, że utożsamiam się z nim z całym dorobkiem inwentarza. Tym dobrym i tym złym. Chwalę to dobre, przyczepiam się do tego złego. Ale nie przyczepiam się na zasadzie dokopać, tylko w zamyśle takim – do poprawy. Niestety, poprawy niet, a cały czas dochodzą mnie wieści, że coś złego się dzieje, bo za poprawę miasta wzięli się ludzie, którzy tak naprawdę o tym mieście niewiele wiedzą i co więcej, nie mają ochoty, ani potrzeby poznawania tego miasta. Ja tu przyjechałam jakiś czas temu, zamieszkałam i wykonałam dużą pracę, aby to miasto poznać i zrozumieć. I z tego zrozumienia wyszło mi jedno. Landsberg przez całe swoje życie to było senne, pozornie senne miasteczko na zachodzie Prus, Brandenburgii, Niemiec. A jednak dużo się tu działo, wystarczy teksty Roberta Piotrowskiego poczytać i innych regionalistów też. Potem wojna, potem coś tam. I dziś. No dziś jest okropnie. Bo tylko festyny się liczą. A nie liczy się to dobre, kultura znaczy i sport na wysokim poziomie. A jest. I dlatego ja sobie już zwyczajnie odpuszczam pisanie o ważnych rzeczach, bo mam wrażenie, że to gadanie do obrazu. I jak chce anegdota, dziad gadał do obrazu, obraz do niego ani razu, tak i ja daję sobie spokój. Bo pisanie o tym, o bolączkach sensu żadnego nie ma. I dlatego to cały czas nie jest moje miasto.

Nikogo bowiem nie ma, kto by się nad bolączkami zastanowił, celowo unikam określenia - pochylił, bo to kolejna kalka językowa, pusta i nic nieznacząca. Pozór zagościł w mieście, pozór i opowiastki o dobru… Dobru, którego zwyczajnie nie ma. A wszyscy myśleli, że będzie super. No i nie ma super. Nie ma nawet bardzo dobrze. Nie ma dobrze nawet. Jest zwyczajnie byle jak. No cóż…

Skoro więc byle mocno jest, jak jest w mieście na siedmiu wzgórzach, to ja sobie pojadę w inne landy. A dokładnie do mego najbardziej ukochanego Dolnego Śląska, tego, który w 1740 roku, tuż po intronizacji na króla Prus Fryderyk II Wielki Hohenzollern – najbardziej ulubiony władca mój zajechał i podbił. Otóż świat, naprawdę świat cały, ekscytuje się pociągiem z wrocławskim złotem. Bo zlokalizowano go w końcu (i już kilka tysięcy zwiedzających oraz kilkudziesięciu z wykrywaczami metalu poszukiwaczy się tam zjawiło, no cóż i kolejni jadą) w bliskich okolicach Wałbrzycha.

Kilka lat temu o tym pociągu i skarbach w nim pisał Leszek Adamczewski, poznański historyk i dziennikarz. Wtedy wszyscy mówili – fantazje i bzdury. Jak się okazało, nie bzdury. Wałbrzych musi się przygotować, wezwać saperów i to doświadczonych, żeby ten pociąg wyciągnąć na powierzchnię ziemi.

A piszę o tym, bo my wszyscy, piloci, przewodnicy, historycy, regionaliści i cała ta rasa, czekamy na wynik. Każdy z nas będzie sobie musiał korekty wycieczkowe robić, bo wszak opowiadać o tym trzeba. Mniej więcej wiemy, co tam jest Chyba że inny pociąg pancerny to jest. No ja bym chciała, ale wszystko wskazuje, że mocarnie zaminowany pociąg z wrocławskim złotem to jest … Oj, jak ja bym chciała tam być, kiedy odkrywają…

Ale pytanie się otwiera – pociąg wyjechał z Wrocławia, wrocławskie złoto wiózł, więc chyba winien do Wrocławia wrócić. Ale jednak znaleziony koło Wałbrzycha został, więc w Wałbrzychu musi zostać. Trudna sprawa. Dla mnie nie. Zostaje w Wałbrzychu (jak go w końcu, ten pociąg wydobędą, przy pomocy saperów, bo zaminowany wielce), bo tu dojechał.

W Muzeum Miasta Wrocławia jest informacja o Wałbrzychu i wycieczkę tak się układa, żeby do Wałbrzycha najpierw pojechała, a potem do Wrocławia, po drodze zajrzeć trzeba do Środy Śląskiej i mieć nadzieję, że Skarb Średzki jest w tym muzeum w całości, a nie lata gdzieś po świecie, bo tak ma, że lata. Cały czas w Środzie zobaczyć można mały skarb średzki – też coś oryginalnego i jedynego.

O innych cudnych miejscach na Dolnym Śląsku nie piszę, bo prawda jest taka, gdziekolwiek okiem, kamieniem rzucisz, to trafisz, trafisz w coś niebywale ślicznego, coś zachwycającego, coś, co trzeba albo warto byłoby zobaczyć.

Absolutnie nie chcę, aby zachwycenia i irytacje stały się szlakiem. Ale naprawdę szlag jasny mnie trafia na to, co się w mieście na G. wyczynia, stąd odpuszczam sobie.

P.S. Dziś żużel. Ponoć ostanie rozdanie GP w mieście na G. Ale może nie, może znów nam będzie dane na Memoriał Jancarza chodzić, no ja bym chciała. I na GP, owszem za inne pieniądze, ale jednak…

P.S. 2. A w niedzielę znów się przeprawię promem na Zakole Santockie a potem przewodnik poprowadzi mnie do miasta nad trzema rzekami. Trochę kilometrów jest. Ale i jaka przyjemność. Idzie ludzia „Naszej Chaty”. Zapraszam. Czekamy na dworcu PKP, jak kto kanapek zapomni, to się podzielimy, wodą też… Bo my ludzia Chatowa tak mamy, zapraszamy i się dzielimy… 

X

Napisz do nas!

wpisz kod z obrazka

W celu zapewnienia poprawnego działania, a także w celach statystycznych i na potrzeby wtyczek portali społecznościowych, serwis wykorzystuje pliki cookies. Korzystając z serwisu wyrażasz zgodę na przechowywanie cookies na Twoim komputerze. Zasady dotyczące obsługi cookies można w dowolnej chwili zmienić w ustawieniach przeglądarki.
Zrozumiałem, nie pokazuj ponownie tego okna.
x